[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To nie dla mnie.Nie mogę przeprowadzić oficjalnego dochodzenia.Court ma rację, to sprawa dla miejscowej policji.Wilfred potrząsnął głową.- Cóż im powiemy? Poszedłem do Czarnej Wieży, ponieważ chciałem w spokoju przemyśleć parę spraw.To jedyne miejsce, w którym mogę być naprawdę sam.Paliłem; wszyscy narzekacie na moją śmierdzącą starą fajkę.Pamiętam, że idąc na górę, wystukałem ją o ścianę.Widocznie jeszcze nie całkiem wygasła.To te suche trawy i siano.wszystko się od razu zajęło.Julius przerwał mu ponuro:- Jasne.A drzwi wejściowe? Pewnie zapomniałeś je za sobą zamknąć, pomimo że zawsze się upierasz, by nie zostawiać Czarnej Wieży otwartej.Coś bardzo niedbali jesteście w tym Folwarku Toynton.Lemer nie pamięta o sprawdzeniu hamulców w fotelu i Holroyd spada ze skały.Ty wystukujesz żar z fajki na podłogę wysłaną łatwopalną suchą słomą, nie zamykasz drzwi, żeby był przeciąg, a potem prawie składasz się w ofierze.- Wolę wierzyć, że właśnie tak było - odparł Anstey.Dalgliesh znowu się wtrącił:- Na pewno jest zapasowy klucz do wieży.Kto go ma?Wilfred otworzył oczy i wbił wzrok w przestrzeń, jakby uparcie odcinając się od tego podwójnego śledztwa.- Wisi na tablicy z kluczami w portierni.Należał do Michaela, przyniosłem go tu po jego śmierci.- I każdy z mieszkańców wie, gdzie się znajduje?- Tak przypuszczam.Wszystkie klucze tam wiszą, a ten odróżnia się od pozostałych.- Kto w Folwarku Toynton orientował się, że zamierza pan spędzić popołudnie w wieży?- Wszyscy.Po modlitwie przedstawiłem im moje plany.Zawsze tak robię.Ludzie muszą wiedzieć, gdzie można mnie znaleźć, gdyby coś się nagle wydarzyło.Nie było tylko Maggie i Millicent.Ale to, co pan sugeruje, jest śmieszne.- Czyżby? - zapytał Dalgliesh z powątpiewaniem.Zanim zdążył się ruszyć, Julius, który był bliżej drzwi, już zniknął.Czekali w milczeniu.Wrócił dwie minuty później.Powiedział z ponurą satysfakcją:- Portiernia jest pusta, a klucza nie ma.Tak więc osoba, która go zabrała, jeszcze nie zdążyła go odwiesić.Wracając do pokoju, przypadkowo wpadłem na Dot.Czai się w tym swoim piekielnym gabinecie i sterylizuje tyle sprzętu, jakby miała odbyć się poważna operacja.To tak jakby się spoglądało na harpię przez opary dymu.W każdym razie twierdzi z wrodzonym sobie brakiem gracji, że była na portierni bez przerwy od drugiej po południu, i wyszła stamtąd mniej więcej pięć minut przed naszym przybyciem.Nie pamięta jednak, czy klucz do wieży wisiał na tablicy.Nie zwróciła uwagi.Obawiam się, że obudziłem jej podejrzenia, Wilfred, ale uważam, że należy ustalić pewne fakty.Dalgliesh pomyślał, że można to było zrobić bez bezpośredniego wypytywania.Teraz jednak było za późno na inicjowanie bardziej dyskretnego dochodzenia, a zresztą nie miał na to ani ochoty, ani odwagi.Na pewno też nie zamierzał przeciwstawiać swego niezachwianego uporu detektywa entuzjastycznej amatorszczyźnie Juliusa.Zapytał jednak:- Czy ktoś wchodził na portiernię podczas obecności panny Moxon? Ktoś mógł próbować odwiesić klucz na miejsce.- Według niej portiernia przypominała dworzec kolejowy, co jest zupełnie nietypowe.Henry przybył tuż po drugiej, a zaraz potem wyjechał bez słowa wyjaśnienia.Millicent wpadła jakieś pół godziny temu i powiedziała, że szuka ciebie, Wilfred.Parę minut później przyszedł Dennis, żeby sprawdzić jakiś nie sprecyzowany numer telefoniczny.Maggie zaś pojawiła się tam tuż przed nami.Też bez podania powodu.Nie została dłużej, tylko zapytała pot, czy widziała gdzieś Erica.Można wydedukować z tego tyle, że Henry nie był na cyplu w czasie pożaru.Lecz to i tak wiemy.Osoba, która podłożyła ogień, musiała mieć zdrowe nogi i nieźle je wyciągać.Swoje lub cudze, pomyślał Dalgliesh.Znów odezwał się bezpośrednio do cichej postaci na łóżku.- Czy widział pan kogoś, gdy przebywał pan w wieży, przed lub po pożarze?Wilfred zwlekał chwilę z odpowiedzią.- Tak mi się wydaje.Widząc wyraz twarzy Juliusa, dodał szybko:- Na pewno widziałem, ale jedynie przez chwilkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]