[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W zasięgu wzroku szybowały dzie­siątki Kafultian - jak powiedział Miko “oni tylko latają i myślą”.W końcu jeden wypatrzył nas.Zwinął skrzydła i rzucił się głową w dół, nabierając niebezpiecznie dużej szybkości.Tuż przy ziemi skrzydła z trzaskiem rozłożyły się, z rozpędu uniósł się jeszcze w powietrze, zwolnił, zawisł na chwilę nad naszymi głowami i wylądował.Przewodnik zaczął tłumaczyć.- Wracasz z przyjaciółmi, Miko.pochlebiasz nam.- Chciałem, by mogli ujrzeć wasze piękno - odpowiedział uprzejmie - ale jesteśmy tu również dlatego, że szukamy naszego przyjaciela.Powiedz mi, czy przyszedłem tutaj wczoraj sam?- Czyżbyś stracił pamięć.Miko?- Właśnie coś takiego mi się przytrafiło.Czy poza Przewodnikiem był ktoś wczoraj ze mną?- Nie, przynajmniej nie wtedy, kiedy z tobą roz­mawiałem, ale nie wiem, od jak dawna tu przeby­wałeś.Jeśli przybyłeś z przyjacielem, mógł się wcześniej gdzieś oddalić.- Czy przebywają tu aktualnie inni ludzie? - spytał B'oosa.- To mogę łatwo sprawdzić.Kafultianin odszedł kilka kroków, wziął krótki rozbieg i wybił się w powietrze.Uderzył kilka razy skrzydłami i ciasną spiralą runął w dół, by po chwili wyskoczyć w górę.Na moment straciliśmy go z oczu w jaskrawym świetle zalewającym powierzchnię sektora,- Musi się teraz rozejrzeć - powiedział Miko i w tym momencie rozległ się przeraźliwy gwizd, głośny pisk tak wysokiej tonacji, że wszyscy się wzdrygnę­liśmy.- Komunikuje się z innymi - powiedział Prze­wodnik.- Oni nie są telepatami.Rozległy się kolejne gwizdy, coraz słabsze w mia­rę jak kolejni Kafultianie przekazywali dalej wiado­mość.- Co oni mówią? - spytał Miko.Lingwista spojrzał na niego i wywrócił oczy.- To czego możesz się po nich spodziewać, jeśli znasz te stworzenia.- Prawdziwa kopalnia informacji - powiedział Pancho.- Wręcz niewyczerpana studnia.W niecałą minutę później nadeszła odpowiedź - pojedynczy, niski świst.Kafultianin powrócił.- Jesteście jedynymi ludźmi w tym sektorze, a wczoraj nie widziano żadnego człowieka poza tobą.Musiał zaginąć, zanim tutaj dotarłeś.- Obawiałem się tego - powiedział Miko.- Czy wczoraj podczas rozmowy z tobą nie wspomniałem przypadkiem, gdzie przedtem przebywaliśmy?- Pozwól, że pomyślę - uderzył kilka razy skrzyd­łami, uniósł się w górę kilka metrów i opadł łagodnie na ziemię, przemieniając się w nieforemny pagórek kościstych kończyn.- Nie, nie mówiłeś, ale na pew­no przyszedłeś tutaj piechotą, żadne sanie nie zatrzy­mywały się na peronie, zauważyłbym.A ponadto sierść na czubku twojej głowy była mokra, więc myślę, że przyszedłeś z obszaru Bawex.B'oosa wyciągnął plan poziomu ósmego.- To po drugiej stronie tego łącznika.- Spoj­rzał na Przewodnika, ale nic nie powiedział.- Chodźmy!Podziękowaliśmy Kafultianinowi i wyszliśmy.Dopiero na zewnątrz zdałem sobie sprawę, że pra­wie przez cały czas starałem się nie oddychać ze względu na przesyconą zapachem kwiatów atmo­sferę.Gdy zbliżyliśmy się do śluzy Bawex, wyłoniły się z niej w wielkim pośpiechu dwa kraby.- Aż dwa naraz - zauważył Pancho.- To coś nowego.Lingwista zagwizdał ze śmiechem.- Prawie wszystko jest dla was zupełnie nowe, dlatego chyba tak bardzo lubię przebywać w wa­szym towarzystwie.Nasze klucze powiedziały, że możemy przebywać w obszarze Bawex nie dłużej niż trzydzieści godzin.Jeśli dziekan był tam, nie mieliśmy wiele czasu do stracenia.- Coś sobie niejasno przypominam - powie­dział Miko, gdy przeszliśmy przez wewnętrzne drzwi śluzy.Bawex był niemal całkowitym przeciwieństwem obszaru, który przed chwilą opuściliśmy.Ponury i ciemny, najeżony postrzępionymi skałami i stalag­mitami wyrastającymi w półmroku jak kredowe duchy.W powietrzu przesyconym wilgotnym zapachem pleśni wyczuwało się lekką domieszkę chlo­ru.Ciepła mgła drobnego deszczu osiadała w ciszy zakłócanej jedynie chrzęstem mokrego żwiru pod naszymi stopami.- Gdzie są Bawexianie? - zapytał B'oosa.- Cierpliwości.Nagle pojawili się czterej, po chwili dalsi dwaj.Otoczyły nas białe węże o wielkich głowach i dłu­gich, delikatnych ciałach.Jeden uniósł się powyżej mojej głowy, wyprostował i pomagając sobie omd­lewającymi gestami dwóch wątłych rączek, które wysunęły mu się spod szczęki, przemówił sycząc i wzdychając:- Pyta, czy jesteście pożywieniem - tłumaczył Przewodnik.- Myślę, że to żart, bo węglowodory są dla nich trucizną.Oddech stworzenia śmierdział zgnilizną i chlorem.- Spytaj, czy pamięta mnie albo doktora M’bisa - poprosił Miko.Wymienili kilka gestów i gwizdów.- Mówi, że to nie jego funkcja.On pamięta niewiele poza ontologią i jedzeniem.Żeby odpo­wiedzieć na twoje pytanie, potrzebny byłby żywiciel-mędrzec, a najbliżsi mieszkają w jeziorze od­dalonym o dwadzieścia kilometrów.Miko odwrócił się do B'oosa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •