[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do świtu zostały jeszcze dwie godziny.Zgodnie ze zwyczajem Daru obchody nowego roku zaczną się o wschodzie słońca i będą trwały cały dzień aż do późnej nocy.Wędrował przez milczące miasto, jakby był ostatnim spośród żywych, który nie uciekł jeszcze przed zgiełkiem kończącego się roku, i dzielił teraz świat z duchami tegorocznych zmarłych.Starożytny cykl zostawił za sobą Pięć Kłów.Ich miejsce zajął Rok Łez Księżyca.Zadumał się nad tymi niezwykłymi, niezrozumiałymi nazwami.Cykl Wieków wyznaczał masywny kamienny dysk, umieszczony w Gmachu Majestatu, i każdemu kolejnemu rokowi nadawano nazwę zgodnie ze wskazaniami napędzających go tajemniczych mechanizmów.W dzieciństwie myślał, że powolnym ruchem koła kieruje magia, jako że urządzenie obwieszczało nadejście nowego roku dokładnie w momencie świtu, nawet jeśli niebo zasnuwały chmury.Mammot wyjaśnił mu później, że w rzeczywistości jest to tylko maszyna.Przed z górą tysiącem lat podarował ją Darudżystanowi mężczyzna imieniem Icarium.Mammot był przekonany, że miał on w żyłach jaghucką krew.Wszystkie relacje podawały, że przyjechał na jaghuckim koniu, a u jego boku maszerował Trell.Według Mammota był to dodatkowy dowód na prawdziwość jego podejrzeń – obok samego koła Jaghuci bowiem słynęli z talentu do konstruowania podobnych urządzeń.Murillio zastanawiał się nad znaczeniem nazw kolejnych lat.Według jasnowidzów bliskość Pięciu Kłów i Łez Księżyca stanowiła proroctwo.Kły Dzika Tennerocka nazywały się Nienawiść, Miłość, Śmiech, Wojna i Łzy.Który z nich będzie miał w danym roku przewagę? Odpowiedź dawała nazwa następnego.Murillio wzruszył ramionami.Do astrologii odnosił się sceptycznie.W jaki sposób ktoś, kto żył tysiąc lat temu – nawet Jaghut – mógłby przewidzieć coś takiego?Przyznawał jednak, że żywi pewne obawy.Pojawienie się Odprysku Księżyca ukazywało nazwę nadchodzącego roku w nowym świetle.Wiedział, że miejscowi uczeni – zwłaszcza ci, którzy obracali się w kręgach szlachty – stali się ostatnio bardzo podenerwowani i wybuchowi, co pozostawało w sprzeczności z typową dla nich wyniosłością.Gdy wyszedł zza rogu, kierując się ku gospodzie „Pod Feniksem”, zderzył się z niskim tłuściochem odzianym w czerwony płaszcz.Obaj stęknęli głośno.Trzy wielkie pudła, które dźwigał grubasek, upadły na ziemię między nimi, a ich zawartość wysypała się na zewnątrz.– Ojej, toż to Murillio! Kruppe słynie z takich uśmiechów fortuny! Tak oto zakończyły się nasze poszukiwania, tu w tej ciemnej, wilgotnej uliczce, gdzie nawet szczury unikają cienia.Słucham? Czy coś się stało, mój drogi Murillio?Młodszy mężczyzna wbił wzrok w leżące na bruku przedmioty.– Po co ci to, Kruppe? – zapytał powoli.Grubasek podszedł bliżej, spoglądając na trzy pięknie wykonane maski.– Ależ to podarunki, mój drogi Murillio.Dla ciebie i dla Rallicka Noma.Ostatecznie – podniósł wzrok, uśmiechając się promiennie – na fetę u pani Simtal wypada się stawić w najlepszych maskach, w których piękne wykonanie znakomicie harmonizuje z ironiczną wymową.Czyżbyś sądził, że gusta Kruppego nie są wystarczająco kosztowne? Boisz się, że będziesz musiał się wstydzić?– Tym razem nie odwrócisz mojej uwagi – warknął Murillio.– Po pierwsze, widzę tu trzy maski, nie dwie.– Tak jest! – przyznał grubasek, pochylając się, by podnieść jedną z masek.Strzepnął z jej malowanej powierzchni plamy błota.– Ta trzecia jest przeznaczona dla Kruppego i Kruppe z niejaką zarozumiałością przyznaje, że dobrze ją wybrał.W oczach Murillia pojawił się twardy błysk.– Nie pójdziesz tam z nami, Kruppe.– Ależ oczywiście, że Kruppe pójdzie! Myślisz, że pani Simtal pokaże się gościom, jeśli jej stary znajomy, Kruppe Pierwszy, nie będzie obecny? Uschłaby ze wstydu!– Do licha, w życiu nie widziałeś jej na oczy!– To nie podważa argumentu Kruppego, drogi Murillio.Kruppe już od wielu lat zdawał sobie sprawę z istnienia pani Simtal.Podobna znajomość staje się jeszcze czystsza – nie, bardziej nieskalana – jeśli uwzględnić fakt, że ona i Kruppe nigdy się nie spotkali.A oto ostateczny argument, który położy kres dyskusji.– Wydobył z rękawa rulon pergaminu, przewiązany niebieską, jedwabną wstążką.– Zaproszenie dla Kruppego, podpisane osobiście przez ową panią.Murillio spróbował chwycić zwój, lecz grubasek schował go zręcznie na miejsce.– Rallick cię zabije – zawyrokował spokojnie Murillio.– Nonsens.– Grubasek zasłonił twarz maską.– Chłopak nawet nie pozna Kruppego.Murillio przyjrzał się jego pękatemu ciału, wyblakłej czerwonej kamizelce, pomarszczonym mankietom i krótkim, przetłuszczonym kędziorkom.– Mniejsza z tym – rzucił z westchnieniem.– Znakomicie – ucieszył się grubasek.– Przyjmij proszę te dwie maski jako dar od twego przyjaciela, Kruppego.Oszczędziłeś mi trudów wędrówki i Baruk nie musi już dłużej czekać na tajną wiadomość, o której nie wolno mi wspominać.– Schował maskę do pudełka, po czym zwrócił się ku wschodniemu horyzontowi.– Ruszajmy więc do domostwa alchemika.Do widzenia, drogi.– Zaczekaj chwilkę! – zawołał Murillio.Złapał grubaska za ramię i zwrócił ku sobie.– Widziałeś Colla?– Ależ oczywiście.Zapadł po swych przejściach w głęboki, niosący ozdrowienie sen.Suity mówi, że wyleczono go magicznie.Zrobił to jakiś nieznajomy.Colla przyniósł do gospody drugi nieznajomy, który znalazł trzeciego, a ten z kolei przyprowadził piątego, w towarzystwie nieznajomego, który uzdrowił Colla.Tak to wygląda, drogi Murillio.Naprawdę bardzo dziwna sprawa.Kruppe musi już iść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]