[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jest winny.Zabił ich.To nie ulega wątpliwości.Ale miał najlepszy pretekst, jaki sobie można wymarzyć.Ludzie mu trochę współczują.- Przypuśćmy, że siedziałabyś w ławie przysięgłych.Jak byś głosowała - winny czy nie?Spojrzała w kierunku drzwi i skinęła głową jakiemuś znajomemu klientowi.- Instynkt mi mówi, by wybaczyć każdemu, kto zabije gwałciciela.Szczególnie ojcu.Ale z drugiej strony nie można pozwolić, by ludzie chwytali za broń i na własną rękę wymierzali sprawiedliwość.Czy możesz udowodnić, że w chwili, gdy to robił, był niepoczytalny?- Przypuśćmy, że tak.- W takim razie głosowałabym, że jest niewinny, chociaż wcale nie wierzyłabym w to, że stracił głowę.Rozsmarował na grzance konfiturę truskawkową i pokiwał głową.- A co z Looneyem? - spytała.- Jest moim znajomym.- To był wypadek.- Czy takie tłumaczenie wystarczy?- Niestety nie.Broń nie wypaliła ot, tak sobie.Looney został przypadkowo postrzelony, ale wątpię, czy taka linia obrony okaże się wystarczająca.Skazałabyś go za postrzelenie zastępcy szeryfa?- Chyba tak - odparła wolno.- Looney stracił przez niego nogę.A więc uważasz, że Hailey był niepoczytalny, strzelając do Cobba i Willarda, a zupełnie normalny, kiedy strzelał do Looneya? - pomyślał Jake, ale nic nie powiedział.Zmienił temat.- A co gadają o mnie?- Mniej więcej to, co zawsze.Ktoś spytał, czemu cię przedwczoraj nie było, na co inny odparł, że teraz, kiedy stałeś się sławny, nie masz już dla nas czasu.Doszły mnie jakieś wypowiadane półgębkiem uwagi o tobie i tym czar­nuchu, ale nie przejmowałabym się tym zbytnio.Na głos nikt cię nie krytykuje.Nie pozwoliłabym na to.- Jesteś kochana.- Jestem okropną jędzą i dobrze o tym wiesz.- Nieprawda, tylko udajesz jędzę.- Tak? No to patrz.- Zerwała się z krzesła i zaczęła wymyślać kilku farmerom, siedzącym przy jednym ze stolików, którzy śmieli poprosić o dolewkę kawy.Jake skończył jeść i wrócił do biura.Kiedy o wpół do dziewiątej pojawiła się Ethel, na chodniku przed zamkniętymi drzwiami do kancelarii Jake’a kręciło się jakichś dwóch dziennikarzy.Weszli za nią i zażądali spotkania z panem Brigance’em.Odmówiła i poprosiła, by opuścili biuro.Nie zareagowali i powtórzyli swoje żądanie.Jake usłyszał awanturę na dole i zamknął drzwi na klucz.Niech się Ethel z nimi użera.Przez okno gabinetu przyglądał się, jak ekipy dziennikarzy rozstawiają kamery przed tylnym wejściem do gmachu sądu.Uśmiechnął się i poczuł nagły przypływ energii.Wyobraził sobie, jak go pokazują w wieczornym dzienniku; idzie sprężystym krokiem, z poważną i zaaferowaną miną, a za nim biegną dziennikarze, na próżno prosząc o chwilę rozmowy.A przecież to zaledwie odczytanie aktu oskarżenia! Spróbował sobie wyobrazić, co się będzie działo podczas procesu.Wszędzie kamery, przekrzykujący się dziennikarze, artykuły na pierwszych stronach gazet, może nawet jego zdjęcia na okładkach.Pewna gazeta z Atlanty nazwała to zabójstwo najbardziej sensacyjną zbrodnią na południu Stanów od dwudziestu lat.Podjąłby się tej sprawy niemal za darmo.Chwilę później przerwał awanturę na dole i ciepło powitał dziennikarzy.Ethel zniknęła za drzwiami do sali konfe­rencyjnej.- Czy może pan odpowiedzieć na kilka pytań? - odezwał się jeden z przybyłych.- Nie - grzecznie odparł Jake.- Spieszę się teraz na spotkanie z sędzią Noose’em.- Ale to dosłownie kilka pytań.- Przykro mi, ale muszę odmówić.O trzeciej odbędzie się konferencja prasowa.- Jake otworzył drzwi, reporterzy wyszli za nim przed budynek.- Gdzie?- W moim biurze.- Czemu będzie poświęcona?- Sprawie Haileya.Jake wolno szedł w stronę gmachu sądu, najpierw chod­nikiem, a potem krótkim podjazdem, cały czas odpowiadając na pytania.- Czy pan Hailey będzie obecny na konferencji prasowej?- Tak, wraz z rodziną.- I z córką?- Tak, dziewczynka też przyjedzie.- Czy pan Hailey będzie odpowiadał na pytania?- Być może.Jeszcze nie podjąłem decyzji.Jake życzył im udanego dnia i zniknął w głębi budynku sądu.Dziennikarze zatrzymali się, spekulując na temat zapo­wiedzianej konferencji prasowej.Buckley wszedł do gmachu sądu przez potężne, drewniane frontowe drzwi.Nie powitały go żadne fanfary.Miał nadzieję, że natknie się choć na jedną-dwie kamery, ale ku swemu wielkiemu rozczarowaniu dowiedział się, że dziennikarze zebrali się przy tylnym wejściu, by sfilmować obrońcę.Postanowił, że w przyszłości będzie korzystał z tylnych drzwi.Sędzia Noose zaparkował wóz przed pocztą, zaraz obok ulicznego hydrantu, i popędził do gmachu sądu, pokonując plac potężnymi susami.On również nie zwrócił niczyjej uwagi, prócz kilku osób, spoglądających za nim zdumionym wzrokiem.Ozzie wyjrzał przez frontowe okna swego biura i popatrzył na tłum, zebrany na parkingu i czekający na Carla Lee.Przez chwilę pomyślał, czy nie skorzystać z tylnego wyjścia, ale zrezygnował z tego pomysłu.Odebrał kilkanaście telefonów, w których grożono zabiciem Carla Lee; niektóre z nich potraktował poważnie.Informatorzy byli precyzyjni, podawali datę i miejsce zamachu.Ale większość to były ogólnikowe pogróżki, z jakimi już nieraz miał do czynienia.A to przecież dopiero odczytanie aktu oskarżenia! Pomyślał o procesie i mruknął coś do Mossa Juniora.Policjanci w mundurach otoczyli Carla Lee i przeprowadzili go do wynajętej furgonetki.Oprócz Haileya do środka wsiadło sześciu zastępców szeryfa i kierowca.Eskortowana przez trzy najlepsze wozy patrolowe Ozzie’ego furgonetka pełnym gazem ruszyła do gmachu sądu.Na dziesiątą wyznaczone było odczytanie kilkunastu aktów oskarżenia.Noose usadowił się na swym krześle na podwyższe­niu i zaczął przeglądać teczki z dokumentami, póki nie natknął się na akta sprawy Haileya.Rzucił okiem na pierwszy rząd miejsc i ujrzał tam kilku podejrzanie wyglądających osobników - byli to oskarżeni.Na samym końcu siedział Murzyn w kajdankach, a po obu jego stronach - zastępcy szeryfa.To musi być Hailey.Noose ujął czerwoną teczkę z aktami sądowymi i poprawił okulary tak, by mu nie przeszkadzały podczas czytania.- Sprawa numer 3889 przeciwko Carlowi Lee Haileyowi.Czy pan Hailey mógłby do mnie podejść?Carlowi Lee zdjęto kajdanki.Razem ze swym adwokatem zbliżył się do fotela sędziego.Stanęli i spojrzeli na Noose’a, który nerwowo przebiegł wzrokiem akt oskarżenia.W sali zapanowała cisza.Buckley wstał i dumnie jak paw podszedł na odległość kilku kroków do oskarżonego.Siedzący w pobliżu barierki rysownicy pracowicie szkicowali scenkę.Jake spojrzał na Buckleya, który nie powinien stać przed sędzią podczas odczytywania aktu oskarżenia.Prokurator okręgowy miał na sobie swój najlepszy, czarny garnitur z elany.Każdy włosek na jego wielkiej głowie został starannie przyczesany i umieszczony na właściwym miejscu.Przypomi­nał mu telewizyjnego kaznodzieję.Jake podszedł do Buckleya i szepnął:- Ładny garnitur, Rufus.- Dziękuję - powiedział odruchowo prokurator [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •