[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był blondynem i miał niemal anielską twarz.Miał niebieski garnitur i starannie zawiąza­ny, również niebieski krawat.Rękę Sally trzymał wykręconą za jej plecami i swoim ramieniem zaciskał jej gardło.Uśmie­chał się.- Tylko nie zrób nic głupiego, mamuśko - wyszczerzył zęby.- Nie chciałbym od razu załatwić twojego dzieciątka.Jest zbyt śliczna, żeby tak głupio umrzeć, nie sądzisz?Season stała w miejscu jak wryta, trzęsąc się z przerażenia i zimna.- Mój Boże - wyszeptała głosem, który zdawał się wcale nie należeć do niej.- Mój Boże, jeśli zrobisz jej coś złego.Jeden z aniołów piekieł zarżał, rozbawiony.- Bardzo groźna, co, Oxnard?- Och, bardzo - odpowiedział Oxnard.Miał niemalże białą twarz, o wiele bielszą niż pozostali jego kompani.Zasłaniają­ce oczy, czarne motocyklowe gogle na jego niemal dziecięcej twarzy budziły grozę.- Wspaniały przykład bezgranicznej matczynej miłości.Season z przerażeniem patrzyła na Sally.Patrzyła w sze­roko otwarte oczy, patrzyła na prosty (tak bardzo przypomi­nający Eda) nos i okrągłe, delikatne usta.W niebieskiej su­kience mała wyglądała ślicznie i niewinnie.- Mamusiu - odezwała się dziewczynka.- Mamusiu, on mi robi krzywdę.Season popatrzyła na anioła o imieniu Oxnard.- Czego chcesz? - zapytała go chrapliwym szeptem.- Cze­go tutaj chcesz?Oxnard wciąż się uśmiechał.Inny anioł, o kędzierzawych włosach i twarzy pociętej czerwonymi szramami, zaczął uda­wać, że gra na flecie i wydobywać przy tym jakąś sentymentalną melodię.Pozostali roześmiali się radośnie z tego błazeń­stwa.Oxnard jeszcze mocniej zacisnął ramię pod szyją Sally.- To, czego chcę, i to, czego potrzebuję, to dwie różne! sprawy - powiedział głosem, który brzmiał wręcz miło, przy­jemnie dla ucha.- Potrzebuję żarcia.Tego właśnie potrzebu­je.Widzisz, większość twoich przyjaciół opuściła Los Angeles, pozostawiając spalone mieszkania i nic poza tym.W całymi mieście nie ma żadnej otwartej kawiarni, restauracji czyi baru.Jestem więc głodny, moi koledzy także, potrzebujemy więc żarcia.Po to tutaj przyjechaliśmy i to nas ucieszy.Ale.jeśli zaczniemy rozmawiać, czego chcemy.cóż, będzie to całkiem inna już rozmowa.Ja na przykład chcę wsadzić całe siedem cali mojego mądrego kutasa do twojego gardła.Season stała jak zamrożona.Drgały tylko mięśnie na jej policzkach, a drobne dłonie zacisnęły się w pięści.- Na zewnątrz jest moja siostra z mężem - powiedziała.-Za kilka chwil zaczną mnie szukać.Wejdą tutaj i co wtedy zrobicie?Oxnard rozejrzał się po twarzach reszty aniołów i roze­śmiał się.- Czy myślisz, że jesteśmy tchórzami? Myślisz, że prze­straszymy się twojej siostry i jej męża?- Jesteście wystarczająco tchórzliwi, aby pastwić się nad małą dziewczynką - warknęła Season.- Och, przestań - powiedział Oxnard łagodnie.- Dosko­nale wiesz, dlaczego ją tak trzymam.To nie ma nic wspólnego z tchórzostwem.Po prostu zabezpieczamy się.Wiemy dobrze, że każdy pieprzony mieszkaniec tych wzgórz biegnie natych­miast po pistolet, kiedy odwiedzą go w domu prawdziwi lu­dzie.Najlepszym zabezpieczeniem przeciwko dzikiej, gwał­townej strzelaninie jest wzięcie zakładnika, najlepiej małego dziecka, zgadzasz się?- Będziecie musieli porozmawiać z mężem mojej siostry -powiedziała Season.- On ma klucz do zamrażalnika.Tam jest wszystko to, czego chcecie.Oxnard, nie osłabiając ucisku pod gardłem Sally, wyciąg­nął wolną rękę w kierunku anioła stojącego po jego lewej stronie.Anioł, nie ogolony, o dziwnej, płaskiej twarzy bokse­ra, sięgnął do wielkiej kieszeni swojej skórzanej kurtki i wy­ciągnął równie wielki czarny rewolwer.Oxnard wziął go od niego i lufę przystawił do głowy Sally.- Zawołaj go - powiedział do Season.- Zawołaj swojego szwagra.No, dalej.A potem dodaj, że jeśli wykona jakiś głupi, niespodziewany ruch, mózg tej małej rozpryśnie się dookoła.Rozumiesz?Season wpatrywała się w niego rozszerzonymi ze strachu oczami, drżąc na całym ciele.- Dlaczego to robisz? - zapytała go.- Przecież jesteś inte­ligentny, wykształcony.Dlaczego?Oxnard wykrzywił twarz w złośliwym uśmiechu.- Wykształcenie, jak zawsze mnie uczono, nie jest niczym innym, jak tylko narzędziem do zdobycia tego wszystkiego, czego w życiu potrzeba.- Przez chwilę milczał, a potem do­dał: - I tego, czego się bardzo pragnie.Trzęsącym się głosem Season zapytała: - Czy chcesz, żebym coś dla ciebie zrobiła? Czy uwolnisz moją córkę, jeśli to zrobię?- Oho! - ucieszył się Oxnard.- Zdaje się, że dochodzimy do sedna sprawy.Zdaje się, że coś mi oferujesz!Popatrzył na dziewczynkę, którą wciąż przyciskał do swojej piersi.- Przede wszystkim jednak potrzebuję żywności - powie­dział, cedząc słowa.- Zawołaj więc tutaj i szwagra, i sio­strę.Season milczała przez prawie pół minuty, po czym odezwa­ła się chrapliwym głosem:- A więc ubiliśmy interes.Czy mogę ci zaufać? Wszyscy aniołowie obecni w kuchni zarżeli radośnie, a Oxnard powoli potrząsnął przecząco głową.- W ogóle nie powinnaś mi ufać, kochanie.Nigdy w życiu do niczego się nie zobowiązywałem i nie zamierzam niczego obiecywać ci również teraz.Ale, oczywiście, jeśli chcesz mi wierzyć, nie widzę żadnych przeszkód.A teraz zawołaj szybko swojego szwagierka, zanim zacznę tracić cierpliwość do was wszystkich.Chyba nie chcesz żebym udekorował tę kuchnię wnętrznościami twojej ukochanej córeczki, prawda?Season powoli ruszyła w kierunku drzwi.Ani na chwilę nie odrywała wzroku od Oxnarda.Powoli, nie zdejmując spojrze­nia z przywódcy aniołów, odwróciła głowę i zawołała:- Carl! Carl!Carl i Vee razem weszli do kuchni.Chyba zorientowali się wcześniej, że coś jest nie w porządku, ale w momencie gdy znaleźli się w kuchennych drzwiach, było już za późno, aby cokolwiek zrobić.Carl popatrzył na aniołów, opierających się o piękny sosnowy stół, nowoczesny piecyk i czerwony, wielki zlewozmywak, i powiedział:- Co wy tutaj robicie, pierdolone zwierzaki? Oxnard powoli skierował w jego kierunku rewolwer.- Raczej uważaj na to, co mówisz, matołku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •