[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koniec lufy i chwiał się niepewnie.- Ejże - powiedział Paul.- Spokojnie.Wydawało się, że tamten nawet go nie słyszy.Narkoman; zrobił krok do przodu.Paul cofnął się machinalnie.- Przysłało cię - wychrypiał nieznajomy.- Przysłało j cię.- Nic mnie nie przysłało - zaprotestował Paul.- Przyszedłem tu, by przynieść panu to pudełko.O, proszę - wskazał na stół.Tamten nawet nie spojrzał w tę stronę.Idąc w głąb pokoju, zaczai okrążać Paula, cały czas nie spuszczając zeń wzroku i muszki broni.- Zabiję cię - powiedział.- Myślisz, że tego nie zrobię, a jednak cię zabiję.- Za co? - spytał Paul.Pomyślał, że to pytanie powinno wytrącić ćpuna z transu, tamten jednak zdawał się niczego nie słyszeć.- Przysłało cię, żebyś mnie zabił - mówił.- Samo zabić nie może.Tak zostało skonstruowane, że nie może.Ale potrafi tak ustawić okoliczności, że brudna robota i tak zostanie wykonana.- Nie zamierzam pana skrzywdzić - zapewnił Paul.- Nie ma sensu przeczyć - odparł narkoman.Paul wyczuł, iż tamten zbiera resztki pozostałej mu jeszcze siły woli, by pociągnąć za spust.Zaczął się nawet prostować, a w oczach błysnęło mu coś na kształt dumy.- Widzisz, ja rozumiem.Wiem o nim wszystko.Nieznajomy stał teraz dokładnie pomiędzy Paulem a wyjściem, o krok, poza zasięgiem ręki.Paul wykonał ruch w jego stronę i wylot lufy natychmiast uniósł się wyżej.- Nie, nie! - uprzedził mężczyzna.- Nie!Paul zatrzymał się.Nagle uświadomił sobie, że pod pachą nadal trzyma twardą i gładką laskę Blunta.Miała ponad metr długości.Rozluźnił uścisk, tak by laska zaczęła osuwać się w jego dłoń.- Jeszcze chwilę - odezwał się tamten.- Jeden moment.To sądziło, że znajdziesz mnie tu samego.Nie wiedziało, że mam broń.Nie ma mowy, by się dowiedziało, że ją ukradłem.Brak zapisków.co robisz!Ostatnie słowa zostały wywrzeszczane.Nieznajomy spo­strzegł osuwający się w dłoń Paula koniec laski.Lufa broni nagle skoczyła do przodu.Paul rzucił się w bok i przed siebie.Na to, by wytrącić laska broń, tak jak to planował, nie miał już czasu.Zobaczył, jak tamten odwraca się, by wziąć go na muszkę.Prawie mu się udało.- A masz! - wrzasnął narkoman.Laska w dłoni Paula sama pomknęła w górę i dół.Poczuł, że trafiła w coś twardego.Nieznajomy runął w bok.Przewrócił się jeszcze na plecy i znieruchomiał na dywa­nie.Pistolet wypadł mu z dłoni.Leżał tak i wbijał w sufit oskarżycielskie i przerażone zarazem spojrzenie.Trzymając laskę w dłoni Paul postąpił krok do przodu.Spojrzał z góry na przeciwnika.Ten leżał bez ruchu.Jego pokryte siecią krwawych żyłek oczy nie skupiały się już na Paulu, który uniósł nieco trzymaną w dłoni laskę i uważnie ją obejrzał.Ciemne drewno było wgniecione, ale nie złamane.Ponownie spojrzał na rozciągniętego na ziemi mężczyznę i bardzo powoli opuścił rękę i laskę.Spomiędzy rzadkich włosów pokrywających ciemię nie­znajomego zaczęła wypływać krew.Paul poczuł pustkę w duszy, jakby nagle zaczerpnął potężny haust nicości.Pęknięta czaszka nieboszczyka wyglądała, jak rozłupana ciosem miecza.Rozdział 8Ten człowiek nie żyje, pomyślał Paul.Znów zaczerpnął głęboko tchu.Poczucie wewnętrznej pustki jednak nie ustąpiło.Dlaczego nie czuję nic więcej?Niegdyś mógłby oczekiwać odpowiedzi od tej niepokonanej cząstki swej osobowości, która kryła się głęboko w zakamar­kach umysłu.Ale wraz z podjęciem tamtej decyzji w gabinecie psychiatry owa część osobowości niepostrzeżenie rozpłynęła się pośród reszty jego świadomości.Potrafił jednak wyobrazić sobie jej widmowy szept odpowiadający na jego pytanie.Śmierć, brzmiałaby odpowiedź, jest również tylko czyn­nikiem.W dłoni nadal trzymał laskę.Rozluźnił uścisk i na dywan upadł niewielki przedmiot.Paul pochylił się i pod­niósł go.Była to kapsułka, którą chciał podać martwemu teraz człowiekowi.Została ona zgnieciona i spłaszczona pomiędzy dłonią a laską.Wetknął kapsułkę do kieszeni, odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia.Zamknął za sobą drzwi i był już w połowie drogi do wind, z których przedtem skorzystali Tyne i Blunt, kiedy jego umysł znów zaczai funkcjonować normalnie.I wtedy stanął jak wryty.Dlaczego mam uciekać? - zapytał sam siebie.Działał przecież w samoobronie, zaatakowany ni mniej, ni więcej, tylko przez wymachującego bronią szaleńca.Pod wpływem tej myśli wrócił do apartamentu 2309 i sięgnął po telefon, by wezwać policję hotelową.Biuro ochrony odpowiedziało na wezwanie nie rozjaś­niając ekranu wizyjnego.Z szarej pustki przemówił do Paula bezcielesny głos.- Słucham, kto mówi?- Apartament 2309.Nie należę do gości hotelowych.Chciałbym złożyć doniesienie o.- Proszę zaczekać.Nastąpiła chwila ciszy.Ekran dalej pozostawał szary.Potem rozjaśnił się nagle i Paul spojrzał na szczupłą, nie wyrażającą żadnych uczuć twarz Jamesa Butlera.- Panie Formain - odezwał się Butler.- Dwadzieścia osiem minut temu poinformowano mnie, że wszedł pan na teren hotelu wejściem od placu.- Przyniosłem coś dla.- Tak przypuszczaliśmy - przerwał Butler.- Do naszych zwykłych praktyk należy śledzenie kamerami ludzi, którzy nie są gośćmi hotelu, o ile o ich wizycie nie zawiadomiono nas wcześniej.Czy mieszkaniec apartamentu 2309 jest teraz z panem, panie Formain?- Owszem - odparł Paul.- Obawiam się jednak, iż miał tu miejsce pewien wypadek.- Wypadek? - Wyraz twarzy Butlera i brzmienie jego głosu pozostały bez zmian.- Człowiek, którego tu spotkałem groził mi bronią.- Paul zawahał się, po czym oznajmił: - On nie żyje.- Nie żyje? - spytał Butler.Na chwilę w jego oczach zabłysło zainteresowanie.- Panie Formain, musiał pan paść ofiarą pomyłki, przynajmniej jeśli idzie o tę broń.Posiadamy dokładne informacje o mieszkańcu apartamentu 2309.Nie miał przy sobie żadnej broni.- No tak.Powiedział mi, że ją ukradł.- Panie Formain, nie zamierzam się z panem spierać.Muszę jednak powiadomić pana, że zgodnie z przepisami policyjnymi rozmowa ta jest zapisywana i zapisu tego nie można wymazać.- Zapisywana? - zaskoczony Paul wytrzeszczył oczy na ekran.- Nie inaczej, panie Formain.Widzi pan, tak się składa, iż wiemy, że mieszkaniec apartamentu 2309 nie miał żadnej szansy na popełnienie kradzieży broni.Znajdował się pod ścisłym nadzorem naszych pracowników.- To znaczy, że się wam wyniknął!- Obawiam się, że i to jest niemożliwe.Do apartamentu, w którym pan się teraz znajduje, broń mogła przeniknąć tylko w jeden sposób.Pan musiał ją przynieść ze sobą!- Wolnego - Paul pochylił się ku ekranowi.- Kirk Tyne, Inżynier Naczelny Kompleksu Światowego, był tu przede mną.- Pan Tyne - stwierdził Butler - opuścił mieszkanie w North Tower o 14.09 i korzystając z windy o 14.10 pojawił się na poziomie sześćdziesiątym, na turnieju sza­chowym.Kamery na korytarzach przekazały, że podczas ostatnich sześciu godzin do apartamentu 2309 nie wchodził nikt, prócz pana.Wynika z tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •