[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ossolineum, 1967, s.5., przekł.J.Tuwima (przyp.tłum.).55 absolutnie spokojne.Ja, syn porządnych rodziców, chrześcijanin, z wyższym wykształceniem,w gruncie rzeczy nie zły i nie głupi, nie odczuwałem żadnego niepokoju, kiedy płaciłemkobietom, jak mówią Niemcy, Blutgeld,* lub kiedy odprowadzałem gimnazjalistkinieprzystojnym spojrzeniem.Nieszczęście w tym, że młodość ma swoje prawa, a naszemyślenie nie ma nic przeciwko tym prawom, czy są dobre, czy złe.Kto zdaje sobie sprawę, żeżycie nie ma sensu i śmierć jest nieuchronna, nie obchodzi tego walka z naturą oraz pojęciegrzechu: walcz czy nie  i tak umrzesz i zgnijesz.Po drugie, moi drodzy, nasze myśleniezasiewa nawet w bardzo młodych ludziach umiejętność kierowania się rozsądkiem.Powszechna jest u nas przewaga rozsądku nad uczuciami.Bezpośredniość, natchnienie wszystko tłumione jest drobiazgową analizą.Gdzie zaś rozsądek, tam obojętność, a obojętniludzie  co tam dużo mówić  nie wiedzą, co to jest niewinność.Owa cnota znajoma jesttylko ludziom ciepłym, serdecznym i zdolnym do miłości.Po trzecie, nasze myślenie, negującsens życia, neguje również sens jednostki.Wiadomo, że jeżeli neguję osobę jakiejś NataliiStiepanowny, jest mi wszystko jedno, obraziłem ją, czy nie.Dziś obraziłem jej ludzkągodność, zapłaciłem jej Blutgeld, a nazajutrz już nawet nie pamiętam o niej.A więc siedziałem w altance i obserwowałem panienki.Na alei pojawiła się jeszcze jednakobieca postać, bez nakrycia na blond włosach i z białą, robioną na drutach chustką naramionach.Przespacerowała się aleją, potem weszła do altanki i trzymając się poręczyobojętnie popatrzyła w dół i w dal na morze.Nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi, jakbynie zauważyła.Obejrzałem ją od stóp do głowy (a nie od głowy do stóp, jak się patrzy namężczyzn) i doszedłem do wniosku, że jest młoda, ma nie więcej niż dwadzieścia pięć lat,ładniutka, zgrabna, najwyrazniej już nie panienka i należy do porządnych kobiet.Ubrana byłapo domowemu, ale modnie i gustownie jak zwykle ubierają się w N.wszystkie inteligentnepanie. O, z tą by się związać. pomyślałem, oglądając jej piękną talię i ręce. Niczego sobie.Chyba żona jakiegoś eskulapa albo nauczyciela gimnazjum.Ale związać się z nią, to znaczy zrobić z niej bohaterkę jednego z tych pośpiesznychromansów, które tak uwielbiają turyści, nie było rzeczą łatwą, wręcz niemożliwą.Zrozumiałem to, kiedy uważniej przyjrzałem się jej twarzy.Patrzyła w taki sposób i miała takiwyraz twarzy jakby morze, dym na horyzoncie i niebo już dawno jej się znudziły i tylkomęczyły wzrok; była wyraznie zmęczona, nudziła się, rozmyślała o czymś smutnym, a na jejtwarzy nie było nawet tego próżnego, sztucznie obojętnego wyrazu jaki miewa prawie każdakobieta, kiedy czuje obok siebie obecność obcego mężczyzny.Blondynka ukradkiem rzuciła na mnie znudzone spojrzenie, usiadła na ławce i zamyśliłasię nad czymś.Zrozumiałem z jej spojrzenia, że nic ją nie obchodzę i że moja stołecznafizjonomia nie wzbudziła w niej nawet najmniejszego zainteresowania.Postanowiłem jednakwszcząć z nią rozmowę i zapytałem: Przepraszam panią, będzie pani tak łaskawa powiedzieć, o której odjeżdżają stąd domiasta linijki? Chyba o dziesiątej lub jedenastej.Podziękowałem.Zerknęła na mnie raz, drugi i na jej obojętnej twarzy przemknęła nagleciekawość, potem coś podobnego do zdziwienia.Pośpieszyłem przybrać obojętną minę iodpowiednią pozę: bierze! Nagle poderwała się z ławki jakby ją coś użądliło, przelotnieuśmiechnęła się i gorączkowo oglądając mnie ze wszystkich stron, zapytała nieśmiało: Przepraszam, czy pan nie nazywa się przypadkiem Ananjew? Zgadza się. odpowiedziałem. Pan mnie nie poznaje? Nie?*Tu: odszkodowanie za zbezczeszczenie (niem.).56 Trochę się zmieszałem, uważnie na nią popatrzyłem i, proszę sobie wyobrazić, poznałem jąnie po twarzy czy figurze, a po łagodnym, zmęczonym uśmiechu.Była to Natalia Stiepanownalub, jak ją nazywali, Kicia, ta sama, w której byłem zakochany bez pamięci jakieś siedemosiem lat temu, kiedy nosiłem jeszcze mundurek gimnazjalisty.Odległe dzieje dni minionych,klechdy zamierzchłej już przeszłości.* Pamiętam tę Kicię, kiedy była maleńką, chudziutkąpiętnastoletnią gimnazjalisteczką i idealnie odpowiadała gustom gimnazjalistów, bo byłajakby specjalnie stworzona do platonicznej miłości.Była cudowną dziewczynką! Bladziutka,delikatna, leciutka  wydawało się, dmuchnąć na nią, a odleci jak puch do samych niebios twarz łagodna, zdziwiona, rączki malutkie, włosy długie aż po pas, miękkie, talia cienka jak uosy  krótko mówiąc, coś eterycznego, przezroczystego jak światło księżyca, więc pięknośćniesamowita według gimnazjalisty.Byłem w niej zakochany  i to jak! Nocami nie spałem,wiersze pisałem.Zdarzało się, siadywała wieczorami w miejskim parku na ławce, a my,gimnazjaliści, gromadziliśmy się wokół niej i z namaszczeniem ją obserwowaliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •