[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiem mu, żeby napisał dwie rzeczy - powiedział Jock.- Jedną będzie podanie Dawn o licencję na prawa do lądowania na lotnisku Gatwick.Drugą będzie list intencyjny, o tym, że Dawn zacznie kupować łożyska toczne od firmy brytyjskiej.Co ty na to? - Nie czekając na odpowiedź mówił dalej: - Ale najbardziej lukratywnej części transakcji nie można jeszcze spisać.Chodzi o duże, naprawdę duże zamówienie na komputery, nadal nad nim pracuję.- Postukał się w czarne loki grubym palcem wskazującym.Georgie mogła przyglądać się temu przedstawieniu przez cały wieczór - Załatwię trzy transakcje: - podsumował Jock - dwie na piśmie, jedną ustną.Michael O'Donovan przyleci z Lisą do Londynu i wręczy ci dokumenty.Potem ty się nimi zajmiesz.Co ty na to?Georgie poczuła, że włos jej się jeży na karku.Zaledwie trzy godziny wcześniej zlekceważyła złe przeczucia Patsy co do Lisy.Ian sączył miętowy koktajl.Śmiejąc się, jakby to był dowcip, Georgie powiedziała:- Wyślij Michaela O'Donovana, Jock.Nie chcemy, żeby sekretarz BITE się rozpraszał.- Drobiazgi, drobiazgi - Jock machnął kanciastą dłonią, jakby odpędzał muchę.- Czy możemy się więc umówić, ministrze, że zadzwonię do ciebie do biura w poniedziałek? Ustalimy termin pod koniec tygodnia, kiedy mój współpracownik dostarczy ci te propozycje.- Zdążysz do tego czasu? - spytał ze śmiechem Ian.- Nie ma problemu - odparł Jock.Drewniane okiennice były otwarte, a zasłony odciągnięte, by nocne powietrze mogło chłodzić pokój.Mimo to nawet po północy upał napierał.Na zewnątrz trawnik wyglądał jak zjawa pod białym światłem księżyca, a dwadzieścia milionów cykad pocierało skrzydłami.Wewnątrz sypialnia także przypominała zjawę, w bladym świetle wpadającym przez okna; nie zapalali lamp, bo powiększały upał.Wciąż była ubrana w swój skąpy biały woal, on - w koszulę i spodnie.Sposób, w jaki stała twarzą do niego, działał na Hugona jak czerwona płachta na byka.- Moja matka miała przynajmniej tyle dobrego smaku, żeby puścić się z kimś, kto umiał się posługiwać nożem i widelcem - powiedział.- Proszę cię Hugo, oszczędź mi tych bredni dżentelmena z Południa - odparła leniwie Georgie.- Tak się składa, że nie puszczam się z Jockiem Liddonem.Ale gdyby kiedykolwiek przyszła mi na to ochota, to dlatego, że on zna lepsze sposoby wykorzystywania swojej energii niż martwienie się etykietą.- Etykietą - przedrzeźnił ją brutalnie.- Posługujesz się swoim wspaniałym, potężnym, budzącym strach “Worldem” - wypluł te słowa - żeby popierać ciemne interesy jakiegoś alfonsa.I nazywasz to drobnym uchybieniem etykiecie.Georgie, czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że w swej pracy redakcyjnej zaczęłaś postępować jak kurwa?- Znowu dokonujesz projekcji, Hugo.- Zwracała się do niego jak do nieznośnego dziecka, co zawsze gwarantowało doprowadzenie go do szalu.- Boże, jak ja nienawidzę tych pseudopsychologicznych bredni - powiedział, a jego jasnoniebieskie oczy zalśniły w blasku księżyca niemal demonicznie.Gdzieś w głębi umysłu pulsowała myśl, że Georgie ma rację.Dokonywał projekcji: oskarżał ją dokładnie o to, co zrobił, żeby pomóc Lisie.- Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy - teraz Georgie go przedrzeźniała - że w swój pełen ogłady sposób też poparłeś Star Oil? Czy to oznacza, że i ty puszczasz się, żeby użyć twego uroczego określenia, z Jockiem Liddonem?Prychnął z niesmakiem.Zobaczyła, że zaciska dłonie w pięści.Przypomniała jej się ta noc na początku lata w hallu domu w Georgetown, kiedy wiedziała, że chce ją uderzyć w splot słoneczny.- Czy też bardziej interesuje cię podlizywanie się jednej z jego poddanych? - spytała wyzywająco.- Przy znaję, że dziś wieczór Lisa Tabor wyglądała całkiem korzystnie.Było mi cię żal: miałeś taką zgnębioną minę, kiedy odeszła z Jockiem.Ciekawe co teraz robią? - dodała słodziukim głosem.Nie uderzył jej w splot słoneczny.Wziął zamach lewą ręką i mocno trzasnął otwartą dłonią w twarz Georgie.Cios zwalił ją z nóg; zatoczyła się na parapet.Poczuła, że policzek jej płonie.Musiała też nabić sobie guza, uderzając o krawędź parapetu.Wyprostowała się i znowu stanęła przed nim, twarzą w twarz.Podniosła dłoń i delikatnie dotknęła palcami najbardziej bolesnego miejsca nad szczęką.- No, no, no - powiedziała jak ktoś, kto upomina nieznośnego chłopca.- Hugo nie powinien zachowywać się jak zwykły prymityw.Ponownie uniósł rękę: chciał ją zabić.Na ułamek sekundy przed drugim ciosem cofnął rękę.Stał tak i patrzył na nią twardymi i suchymi oczami.Opuścił rękę.- Wybacz mi - powiedział zjadliwie - ale będę spał gdzie indziej.Odwrócił się i wyszedł z sypialni.Kiedy w końcu leżała nago w łóżku, z jedną dłonią na pulsującym policzku, zastanawiała się, gdzie spał.Pewnie w jednej z pustych sypialni.Zaczęła odczuwać lekki, wzgardliwy żal, że sprowokowała go do zachowania niezgodnego z jego charakterem.Ta scena poniżyła ich oboje.Pusta sypialnia była długa i wąska.Pojedyncze łóżko stało pod oknem.Blask księżyca wpadający przez otwarte okno sprawiał, że pokój przypominał Hugonowi celę, w jakimś innym miejscu i innym czasie.Cisnął ubranie na fotel, odrzucił bawełnianą kapę i prześcieradło, po czym zwalił się na łóżko.Leżał na wznak, z rozrzuconymi rękami i nogami, a światło księżyca padało na niego.Czy można czuć światło księżyca? Wydawało się to niemożliwe, ale Hugo był pewien, że je czuje.Pewnej nocy, kiedy był dzieckiem, w Richmond, wyszedł z sypialni i położył się na trawniku, gdzie było chłodniej.Zasnął, a kiedy się obudził, leżał w ramionach czarnej kobiety, będącej podporą całego gospodarstwa.Niosła go do domu, mówiąc gniewnie:- Nigdy nie zasypiaj na dworze w czasie pełni.Kiedy twoja ciotka Celia była dzieckiem, wyszła na księżyc w pełni.Dlatego twoja ciotka zwariowała.Upał zbudził Patsy wczesnym rankiem w niedzielę.Ian spał głęboko u jej boku.Uniosła swe wilgotne włosy z szyi i rozłożyła je na poduszce.Boże, co za spiekota, a dzień dopiero się zaczął.Wyślizgnęła się z łóżka, włożyła szorty i bluzkę z krótkimi rękawami.Francuskie okno wychodziło prosto na spalony słońcem trawnik Poszła boso po szorstkiej trawie ku wąskiej rzece.Poprzedniej nocy zauważyła, że oprócz motorówki przy pomoście stała przycumowana łódź wiosłowa.Deski pomostu wciąż jeszcze były chłodne.Przeciwległy brzeg migotał w porannej mgiełce.Pomimo ciężkiego upału poczuła się niemal podniecona, był to jeden z tych momentów, kiedy człowiek roztapia się we wszechświecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]