[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był jużnajwyższy czas.Wiązka światła latarki wniknęła do pomieszczenia i omiotła je dookoła.Przez krótką chwilę poprzez trzy wzierniki na boku zwróconym w stronę drzwi oświe-tliła wnętrze żelaznego płuca.Potem opadła w dół i łukiem przesunęła się pod łóżkami,przeszukując najciemniejsze kąty.Dziewczyny odruchowo wstrzymały oddech.Jeden z mężczyzn szybkim krokiemprzemierzył środek sali, nie raz, lecz dwa razy przechodząc niespełna kilka metrów odna wpół otwartego żelaznego płuca.Pochylił się i kołysał latarką z boku na bok, oświe-tlając spodnie części łóżek, ze szczególnym uwzględnieniem wezgłowi i stolików noc-nych. Widzisz coś? zawołał nagle.Dziewczyny drgnęły z przerażenia.Z sali po drugiej stronie korytarza drugi mężczyzna odpowiedział przecząco.Strażnik wszedł do łączącej sale komórki.Słychać było, jak klnąc, głośno trzaskadrzwiczkami szafek.Deborah wciąż widziała przez wziernik migotanie jego latarki, do-póki nie przeszedł przez gabinet zabiegowy do następnej sali.224Niemal jednocześnie dziewczyny wypuściły powietrze z płuc i wzięły głęboki od-dech.Dla Deborah nie był on zbyt świeży. Niewiele brakowało szepnęła Joanna. Tak jak mówiłaś, najwyrazniej przeczesują budynek stwierdziła Deborah. Zostańmy jeszcze przez chwilę tutaj, na wypadek gdyby facet wrócił powie-działa Joanna. I lepiej zacznijmy się zastanawiać, jak się stąd wydostać.Czas wlókł się niemiłosiernie, zwłaszcza dla Deborah, która wklinowana w denkowąskiego cylindra zaprojektowanego na jedną osobę, zaczęła doświadczać klaustrofo-bii.Jej położenie wybitnie nie sprzyjało myśleniu.Ostra woń starego materaca i wszech-obecny kurz drażniły zmysły.Kilka razy jedynie wysiłkiem woli zdołała powstrzymaćsię od kichnięcia.W końcu zaczęła się pocić i dusić z braku powietrza.Po niemal pół godzinie stwierdziła, że nie wytrzyma tego dłużej. Słyszałaś coś albo widziałaś jakieś światła? zapytała. Widzę tylko jakieś migotanie za oknami odparła Joanna. Na zewnątrz jestjakieś światło, którego wcześniej nie było. A w środku? Nic a nic. Muszę stąd wyjść stwierdziła Deborah. Otwórz pokrywę i postaraj się nienarobić przy tym hałasu.Joanna popchnęła drzwiczki.Otworzyły się niemal na oścież, nawet nie skrzypnąw-szy. Wychodzę oświadczyła Deborah. Jeśli położę rękę gdzieś, gdzie nie powin-nam, z góry przepraszam.Wijąc się i postękując, dziewczyna wygramoliła się z aparatu.Omiotła wzrokiemsalę i dostrzegła przy tym, że istotnie, jak wspomniała Joanna, blask za oknami przy-brał na sile.Otarła czoło wierzchem dłoni i przeciągnęła palcami po wilgotnych, się-gających ramion włosach.Była spocona i wyczerpana, zdawała sobie jednak sprawę, żenoc jest jeszcze młoda i że czekać je będzie jeszcze niejedna ciężka próba.Oczyma wy-obrazni widziała zwieńczone drutem kolczastym ogrodzenie i zdawała sobie sprawę,że nawet jeśli zdołają wymknąć się z budynku, opuszczenie terenu kliniki wcale nie bę-dzie łatwe. Mogę dostać to krzesło? odezwała się Joanna. Och, przepraszam. Deborah otrząsnęła się z zamyślenia.Przysunęła krzesło dowylotu cylindra. Wymyśliłaś, jak się stąd wydostać? zapytała Joanna, kiedy wyszła z komory. Nie przyznała Deborah. Byłam tak ściśnięta w tej rurze, że nie mogłam my-śleć.A ty? Mam pewien pomysł odparła Joanna. Mogłybyśmy się wymknąć przez ko-tłownię.225 Jak? Skoro wytwarzają tam ciepło do ogrzewania tego budynku, ono musi się tu jakośdostawać wyjaśniła Joanna. Musi być tunel. Masz rację! stwierdziła Deborah. Zwróciłam uwagę, że pulpit sterowniczy w windzie miał sześć przycisków do-dała Joanna. Nie zastanawiałam się nad tym, dopóki nie zaczęłam myśleć o tym tu-nelu.Ten budynek musi mieć drugą piwnicę.Może tam właśnie powinnyśmy się skiero-wać.Im dłużej się zastanawiam nad próbą dotarcia do telefonu w klinice, tym bardziejryzykowne mi się to wydaje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]