[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— A mojej żonie on się też nie podoba.I tak mamy cicho siedzieć, słowa nie mówić.— A, to ten? To już się możesz nie martwić, wszystkim powiedziałam i nie musiałam krzyczeć na całą Mierzeję.Na wszelki wypadek ostrzegłam.Bywa tu taki jeden — zwróciła się do mnie tym razem Jadwiga.— Wie pani, jak tu jest, nikt domu nie zamyka, raz wróciłam ze sklepu, dziadek akurat wędził na podwórzu, dom pusty, a tu widzę obcy człowiek u nas w pokoju i po kątach węszy.Kupiec na bursztyn, znałam go nawet, ale to nie powód, żeby mi w sypialni grzebał! Brednie różne gadał, że Waldek się z nim umówił, że chciał zobaczyć, co ma, i tak dalej.Mógł zaczekać! Nachalny jest i natrętny, ale zaraz koniecznie morderca.?— Ja się wcale nie upieram — wycofał się Waldemar.— W morze to on na pewno nie wszedł.W ogóle Florian mógł się sam utopić, ale jeśli nie.?— A on tam był, ten podejrzany? — spytałam.— Na brzegu, przy nieboszczyku?— A skąd, nie było go.Jakby co, dosyć ma chyba rozumu, żeby uciec? W ogóle to on sam nie zbiera i sam nie łowi, tylko skupuje.Tyle że sprawdza, kto łowi, i podgląda, co znalazł, i tak już od paru lat, pięciu czy sześciu.Pierwszy jest zawsze do kupna, tym pijaczkom tutejszym tanio wszystko wyrwie za byle co.A potem się okazuje, że mogli dwa razy drożej sprzedać, pyskują, ale na drugi raz znów mu sprzedają, bo go mają pod ręką.Tu plastyk jeden kupuje, sam biżuterię robi, lepiej płaci, za to nie nadąża.No i Niemcy, jeden taki kupuje dla Niemców.— A podejrzany dla kogo? — zainteresowałam się.— Przecież chyba nie dla siebie?Jadwiga podniosła się od stołu, nalała wody do czajnika i zapaliła gaz pod garnkiem.— Podgrzeję ci zupę — zawiadomiła męża.— Napije się pani herbaty? Mnie się wydaje, że on kupuje dla różnych, kto da więcej.Chciałby trzymać w garści cały bursztyn i dyktować ceny.Dlatego tak się pcha.— Florian był chciwy — wytknął Waldemar.— Tanio nie sprzedawał.Jeśli mu się przytrafiło coś dużego.Topić, nie topić, może spróbował mu ukraść na poczekaniu, takie rzeczy się zdarzają.Tak mi się jakoś o uszy obiło, że dopiero co poszła duża bryła, prawie pół kilo, a jakoś nie słyszałem, żeby ktoś coś takiego złapał.Skąd się wzięła? Z nieba spadła?Nie znałam podejrzanego kupca, ale doskonale mogłam sobie wyobrazić sytuację, w której rybak wynosi z morza śmieci z wielkim bursztynem, wywala na piasek, a przypadkowy świadek dostaje na ten widok małpiego rozumu.Wpatrzony w zdobycz, wylicza sobie jej wartość, chciwość zarzuca mu bielmo na oczy, w amoku wykorzystuje okoliczności, topi właściciela skarbu, chwyta go, skarb rzecz jasna, a nie topielca.Odbiega.No a potem już rozgrywa się na plaży scena, którą oglądałam na własne oczy.Pewnie że mogło tak być, chociaż wydało mi się to mało prawdopodobne.Łamią sobie ręce, walą się siatkami po głowach, jeden drugiemu śmieci podkrada, w ostateczności nawet nogę podstawi, ale z życiem jednak uchodzą.Nikt nikogo nie morduje.Więc ten Florian utopił się sam z siebie.A placówka WOP-u w Leśniczówce.? Z pewnością na wieżyczce siedział żołnierz i oglądał sobie teren przez lornetkę.Plączące się po plaży osoby były dla niego nieźle widoczne, mógł ich nie rozpoznać, ale mniej więcej widział, co robią.Gdyby ich tam było dwóch, tych rybaków na brzegu, po czym jeden przeistoczyłby się w zwłoki, szukaliby tego drugiego.Chyba że żołnierz z lornetką akurat patrzył w kierunku Krynicy albo długo i wnikliwie badał horyzont, albo może zmieniali się i przez kilka minut nie patrzyli wcale, albo ten nowy, obejmujący wartę, miał kłopot z wyregulowaniem ostrości.Potem sam nie był pewien, co zobaczył.A wybiec z wydm, przelecieć przez plażę i od razu wrócić to jest kwestia sekund.No, może całej jednej minuty, jeśli stracił chwilę na przewracanie tamtego w wodzie.Żołnierzowi mogło ledwo mignąć w oczach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]