[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeprawa na drugi brzeg odbyła się w dziwnym nastroju - na pół podniecenia, na pół lęku - Piotruś czuł ucisk żołądka, który wzmagał się w miarę zbliżania się do Ardfillan.Początkowo chłopiec chodził po pokładzie, ale szybko, bardzo szybko wrócił do stryja Edwarda i uczepił się jego ręki.Wysiedli na ląd w milczeniu.Chwiejnym krokiem szedł nadbrzeżną promenadą, czując ściskanie w gardle, wkrótce jednak doszedł do końca alei i u jej wylotu znalazł się obok długiego, gładkiego koryta z żelaza - tego samego, do którego wpuścił raz kilka rybek; a trochę dalej ujrzał przed sobą dobrze znany, biały murowany dom.Patrząc na stryja, spokojnie ciągnącego za sznur dzwonka, poczuł gwałtowne pragnienie ucieczki, dokądkolwiek, byle tylko wymknąć się tej nieznanej grozie.Wreszcie drzwi otworzyły się i ujrzał twarz matki, twarz, która wydawała mu się drobna i młoda, o wielkich oczach, dziwnie wyblakłych.W tejże chwili stracił chęć do ucieczki i zaczął drżeć.Twarda kula podeszła z żołądka do gardła i stopniała w łkaniu.Łzy prawdziwego szczęścia i smutku spłynęły mu z oczu.Bezwiednie podniósł ramiona i w tejże chwili zalała go fala na pół zapomnianej słodyczy pocałunku matki.2W bezmiernej rozpaczy miała wreszcie przy sobie swego syna, tulącego się do niej.Czuła jego łzy miłości i tkliwości, wywołujące w niej łzy żalu.- Piotrusiu, nie wolno ci płakać - zawołała starając się uśmiechnąć do niego - bo ja musiałabym też płakać.Ale jej dziwny uśmiech i niezwykła czerń ubrania przeraziły go, wywołując ponowne łkania, wśród których szeptał:- Już przestanę, mamusiu, przestanę.Och, tak, zaraz przestanę.Mocno ująwszy jego rękę, zwróciła się do Edwarda.- Edwardzie, wejdź, proszę - rzekła cicho.- Jesteś bardzo dobry, że go przywiozłeś.Joe jest tu także.Drzwi zamknęły się za nimi, a minąwszy hall, weszli do salonu.- Ned, wejdźże - zapraszał Joe smutnym, stłumionym głosem, nie podnosząc się z fotela, na którym siedział.- Właśnie myślałem, że jak przyjedziesz z Piotrusiem, trzeba będzie pomówić o sprawach familijnych.Tak, tak! Jesteś już dużym chłopcem, Piotrusiu.Nie płacz, chłopcze.Spójrz na tę dzielną kobietę, twoją matkę, i nie płacz już więcej.Piotruś spojrzał posłusznie na matkę i połykając łzy, dławiące go w gardle, skinął potakująco.- Tak, stryjku.- Dzielny chłopiec, dzielny chłopiec - powiedział Joe z uznaniem, a jego grube, tępe palce bawiły się wisiorkami u ciężkiego złotego łańcuszka, błyszczącego na brzuchu.Oczy jego, błyszczące również smutną życzliwością, przesunęły się kolejno po nich trojgu, wreszcie zatrzymały się na Edwardzie, który właśnie usiadł z namaszczeniem.Łucja, obejmując syna, przyciągnęła go nagle tuż do swych kolan.Mały salonik wydawał się przepełniony, panowało w nim trwożne milczenie.Ukośny promień słońca wdarł się przez okno i przeciął półmrok niby żółta klinga.Nikt nie wiedział, jak zacząć.- No tak - rzekł na koniec Joe rozglądając się powoli dokoła siebie.- Powiedziałem to już, a teraz powtórzę.Co za wypadek! - Westchnął.- Ale nie ma rady.Biedak odszedł od nas i niech mu Bóg da wieczny odpoczynek.- Spojrzał spod oka na Edwarda.- Czy usłyszymy coś z ust duchownego?Edward poruszył się zmieszany.Czy ma odmówić modlitwę? Chyba nie, pomyślał, wobec tego, że byli tu tylko członkowie rodziny, zresztą odprawił przecież nabożeństwo żałobne w dniu pogrzebu.- I co - powtórzył Joe - co masz do powiedzenia?- Czy.czy się już poinformowałaś? - Edward wahająco zwrócił się do Łucji.- Na przykład co do kosztów pogrzebu?Mimo wyraźnej dobroduszności Joego ksiądz był jednak w obecności starszego brata nastrojony na ton mniej uroczysty.Joe zaś podniósł teraz włochatą rękę, wykonując gest protestu.- Nie! - wykrzyknął dramatycznie.- Nie chciałem, byś zaczął od tych spraw.To moja rzecz, jeśli łaska.- Spojrzał na nich wspaniałomyślnie.- Boże, zlituj się nade mną! - zawołał z oburzeniem.- Za kogo wy mnie macie? Czyż nie powiedziałem, że zapłacę za tę całą imprezę? Czy jestem może wstrętnym sknerą? Jak gdybym nie mógł tego zrobić dla mojego biednego zmarłego brata! - Jego ciężkie nozdrza rozdęły się, obwisły brzuch zadrżał, łza zawisła u powieki.Był szczerze wzruszony, gdy mówił dalej z przejęciem: - Tak, sprawiłem mu śliczny pogrzeb, prawda? Śliczny! - Słowa te wypowiadał powoli, z rozwagą, jak gdyby się nimi rozkoszował.- Jak mi Bóg miły, zrobiłem to! Miał najlepszą trumnę z mosiężnymi okuciami, jaką tylko można było kupić za pieniądze! I całe mnóstwo kwiatów.Wszystko piękne, jak należy.I sam zapłacę za to, do ostatniego pensa! Pieniądze nie odgrywają u mnie żadnej roli.Poza tym umarł tak nagle.Boże, zlituj się nade mną! Cóż za nicpoń byłby ze mnie, gdybym rodzonemu bratu nie mógł sprawić należytego pogrzebu!Wierzchem ręki przesunął po oczach i spojrzał na Łucję, oczekując uznania.Blada i milcząca, wyczerpana męką ostatnich dwóch tygodni, schyliła głowę, obserwując deseń dywanu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •