[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu zajęte.Zaczęłam dzwonić bez przerwy i zajętebyło również bez przerwy, po kwadransie trafił mnie szlag, wyskoczyłam z domui pojechałam do niej w płaszczu narzuconym na szlafrok i pantoflach na bosychnogach.Otworzyła mi drzwi z podejrzliwym wyrazem twarzy. Jeżeli ty się pętasz po mieście, to kto, do cholery, wisi u ciebie na słuchaw-ce.?  zaczęła gwałtownie i spojrzała na mój szlafrok. A.! Czyżby.? Zgaduję, że dzwonimy do siebie nawzajem  powiedziałam gniewnie,zdejmując płaszcz. Mam tego dosyć.Przerwała mi od razu. Ja też, Andrzej mi zrobił piekło na ziemi, mam bogatego gacha, z któregodoję forsę dla niego, on nie alfons ani żigolak, naplułam mu w twarz i tak dalej.Coście, u diabła, robili z tym Pawłem, że tak mu wyszło?! Paweł gdzieś polazłw gronostajach i złotej koronie.?! O cholera.Nie, ale chyba płacił za elektroniczną kuchnię.Nie przypo-mniałaś mu o mnie? A ty, kretynko, byłaś w tym czarnym kapeluszu?Ze skruchą wyznałam, że owszem. No i masz! A przedtem ja w nim byłam! Nas może być dwie, ale taki kape-lusz jest jeden na świecie, w dwa nie uwierzy, wstrząsnęło nim.Jedyna pociecha,że jednak się przejął.Nie ma siły, muszą się spotkać z Pawłem i w ogóle dosyćtego znikania im z oczu! No to przecież w tej sprawie zaczęłam do ciebie dzwonić, idiotko! Pawełmnie przycisnął do muru, bierzemy ten cholerny ślub za miesiąc, mam wyjść zaniego bez posagu?! Byłby to w końcu jakiś sukces, nie? Pocałuj mnie w sukces! Jedziemy na okrągły tydzień, a jak będzie trzeba,to i na trzy.Rób sobie, co chcesz, ta cała Antosia to nasza ostatnia szansa, niespasuję przed metą.Mam jechać sama?!Krystyna była już zdecydowana.132  Gówno.Też jadę.Ryzyk-fizyk, wykręcę chorobę albo co.Już dwa razycoś nam dobrze wyszło tylko dzięki temu, że istniejemy w dwóch egzemplarzach,ta trzezwa moczymorda we Francji i Antoś tutaj.mógłby się zrobić uciążliwy.Dobra, jedziemy i grzebiemy aż do skutku.* * *Strych w Perzanowie okazał się całkowicie odkurzony.Jędruś się złamał z litości, nie mógł patrzeć na nasze galernicze wysiłki, a mo-że chciał się nas wreszcie pozbyć i mieć w domu święty spokój, bo osobiście,z pomocą Elżusi i Marty, usunął ten wiekowy kożuch z wierzchu.Głębiej kurzleżał nadal, nie pozwolił niczego ruszyć z miejsca, rodzinnego skarbu miałyśmyszukać same.Już drugiego dnia trafiłyśmy na wielki kufer, w dużym stopniu zapchany pa-pierami, prasą i korespondencją.Plątały się w tym także jakieś dokumenty, albu-my, dagerotypy i nawet fotografie. O, właśnie!  zaczęła Krystyna z uciechą i od razu jakby sklęsła w sobie. Ejże, co to ma znaczyć? Chciałam powiedzieć, że z tego właśnie wygrzebywa-łam znaczki piętnaście lat temu, ale nic podobnego! W życiu tego nie widziałam!A gmerałam w kufrze i nawet zastanawiałam się.To nie ten kufer, tamten byłmniejszy.Gdzie się podział? Pewnie, że nie ten, przez głupie piętnaście lat tyle kurzu by się nie nazbie-rało.Tu gmerałaś, na strychu?Krystyna zawahała się, popatrzyła na mnie tępo i nagle jakby się ocknęła. No coś ty? Na strychu, owszem, ale tutaj wcale nie wchodziłam, zamkniętebyło.Czekaj.On chyba stał w tamtej części, używanej.Podniosłam się, bo siedziałam nad kufrem w kucki, i ruszyłam do drzwi. Musiałyśmy zgłupieć obie, od korespondencji należało zacząć i taki mia-łam zamiar jeszcze w Noirmont.Twoje parszywe znaczki wyleciały mi z głowy.Przypomnij sobie porządnie, skąd brałaś tamte listy ze znaczkami? Z kuferka.Mniejszego.Nie urósł przecież.Cholera, gdzie on może być?Mniejszy kuferek stał jak byk w kącie, w zimowej suszarni Elżusi, dokład-nie zasłonięty wiszącymi na sznurze prześcieradłami.Nie dał się zauważyć, kie-dy oglądałyśmy pomieszczenie, wychwalając jego uroki.Elżusia robiła praniez wielkim upodobaniem i mokre szmaty suszyły się tam bez przerwy. No tak, to ten  stwierdziła Krystyna  zawsze tu stał.I ta etażerka zestarymi czasopismami.I nigdy ich nic nie zasłaniało, mam na myśli dawne czasy. Zwracam ci uwagę, że zawsze przyjeżdżałyśmy w lecie, na wakacje.Elżu-133 sia suszyła w sadzie.Bierzemy go do pokoju, ciągnij!Dość był ciężki, ale we dwie dałyśmy mu radę.Zwlokłyśmy go po schodachdo mojego pokoju i zagłębiłam w nim ręce z wielkim zapałem i bez zwłoki.Kry-styna poświęciła się, wróciła na strych i kawałkami zniosła całe stosy papierówz tamtego większego kufra, z wyrazną przyjemnością zmieniając moją sypialnięw składnicę makulatury.Z wielką chciwością dorwałyśmy się do korespondencji przodków, którzy ni-gdy w życiu nie wyrzucili chyba ani jednego papierka.Objawiła się nam całahistoria dwóch rodzin, Dębskich i Przyleskich, oraz pełny wachlarz znajomościprababek i pradziadków.Prawie zapomniałam, po co to wszystko czytam, tak za-chwyciły mnie owe szczegóły z dawnych lat.Straszliwy mezalians świeżutkiego hrabiego Dębskiego, dziadka pra- i tak da-lej -babki Klementyny, popełniony z córką kupca gdańskiego i angielskiej lor-dówny, multimilionerką, zapełniał prawie pół kufra i rozweselił nas obie zgoła dowypęku.Zaraza na indyki i rolada z bażantów przemieszane tam były z drama-tycznymi chwilami powstania styczniowego.Dziękczynna epistoła Kacperskiego--powstańca do babci-kupcówny, opiewająca jego nieomal śmierć kliniczną i po-wrót do życia dzięki nadludzkim wysiłkom jaśnie panienki Klementyny wyjaśniłanam wreszcie dokładnie przyczyny również nadludzkiej miłości Kacperskich donaszej rodziny.Listy Klementyny do babci zawiadamiały o awansach wicehra-biego de Noirmont, pózniej zaś o zaręczynach i ślubie, pełen humoru list syna,ojca Klementyny, przyznawał wicehrabiemu dużą ilość zalet, zarazem rzeczowoomawiając kwestie finansowe i potwierdzając napływ apanaży z Londynu. Ejże, pradziadek był elegant  zauważyłam żywo. Kamizelka hafto-wana za dwie gwineje.W tamtych czasach? Czymże ją wyhaftowali, do licha,perłami? Fircyk! W tym wieku.? Znowu mi wiek  skrytykowała Krystyna, która co jak co, ale liczyć umia-ła. Czterdzieści osiem lat, młody człowiek! Ty się odczep od tamtych czasów,diamentu jeszcze nie mieli. Mieli, Marietta wpadła pod samochód wcześniej.Tego, chciałam powie-dzieć pod karetę.Czekaj, to piękne! Margrabina de Mercier miała na balu suknięz morelowego atłasu z wstawionymi falbanami z koronki alencon w kolorze sło-niowej kości.Interesujące zestawienie.A do tego garnitur z rubinów, no, czyjawiem.może to i wypadło efektownie. Uspokoisz się czy nie? Studia historyczne sobie przeprowadzisz kiedy in-dziej, szukaj pózniejszych!Z wysiłkiem oderwałam się od opisu fety imieninowej, na której ta głupia Ele-onora uczyniła afront hrabinie Potockiej i kto to teraz będzie odkręcał, a trzeba ko-niecznie, inaczej bowiem hrabina Potocka nie dopuści do upragnionego mariażu.Poodkładałam na bok wieści o złamanej osi w nowej karecie i okropnej kompro-mitacji młodej pani Imielskiej, która w katastrofie pokazała całe kolano i chyba134 zamknie się w klasztorze, o skandalu z nadziewanym prosięciem, które w chwi-li podania na stół okazało się zaśmiardnięte, o rozmaitych waporach, wzdęciachi kłopotach ze służbą i tysiącznych innych dyrdymałach, postanawiając przeczy-tać to pózniej, na spokojnie.Jeden list wetknęłam Krystynie. Ziółka  powiadomiłam ją krótko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •