[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powstaje nowa antyszajka,tak słyszałam, sama przeciwko światu, boją się jej śmiertelnie wszyscy, a najbardziej wy-miar sprawiedliwości.Gliny są naciskane, żeby ich rozszyfrować, bo podobno chcą jed-nym kopem ujawnić wszystkie świństwa i spowodować generalną rewolucję polityczną,rząd, sejm i cała reszta.Chciałaś wyraznie, więc mówię wyraznie, ale za prawdziwość in-formacji nie gwarantuję, strasznie to wszystko mgliste i niepewne. Byłoby w ogóle zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe! westchnęłam smęt-nie. Młodzież ma w sobie dużo życia pocieszyła mnie Anita. To chyba wszystko,więcej nie wiem.Sensacyjne szczegóły, mam nadzieję, usłyszę od ciebie przy okazji. Czekaj, zaraz! Czy możesz mi uprzejmie powiedzieć, jak się obecnie nazywa tentwój eks-były-pierwszy?Anita milczała strasznie długo. No? pogoniłam ją podejrzliwie. Z ciekawości pytam. Właśnie się zastanawiam, czy mam to wiedzieć, czy nie.Kto tam jest u ciebie? Boprzecież słyszę, że rozmawiasz przez głośnik. Martusia, Bartek i Witek.Same prywatne osoby.Nie znasz ich osobiście. Mogą to być nawet same anioły.pozdrów ich serdecznie.ale wolę, żebyś ten gło-śnik wyłączyła.Wyłączyłam.Anita zastanawiała się już krótko. No dobrze.Teraz się nazywa tak dość międzynarodowo.Matte.Przez dwa te.Takienazwisko sobie wybrał. A imię? Zostawił? Tego nie wiem.Podobno nie.A w ogóle, jakby co, ja nic nie powiedziałam i wcalenie znam jego nazwiska.Szczerze mówiąc, też z ci je podaję z ciekawości, co z tego wy-niknie.Trzymaj się jakoś!Odłożyłam słuchawkę i obejrzałam się. Słyszeliście wszystko. Z wyjątkiem ostatniego zdania wytknęła żywo Martusia. I co? Powiedziałaci? Powiedziała. I co? Nie znam takiego.W życiu o nim nie słyszałam.Ale rozumiem, że Jaś Szczepińskimiał dosyć komplikacji z nazwiskiem za każdym pobytem w Europie, więc sobie uła-twił.Teraz się nazywa Matte.Martusia wylała na siebie pół szklanki piwa, a Bartek zastygł z zapaloną zapalniczkąprzed nosem, wpatrzony we mnie zdumionym spojrzeniem.Witek nie doznał żadnychemocji, przyglądał się im z zainteresowaniem.Zaciekawiłam się również.171 A co? Słyszeliście coś takiego? Na litość boską.!!! wyjęczała Martusia jakimś dziwnym głosem, złapawszy od-dech, kiedy Bartek już rzucił zapalniczkę i łupnął ją w plecy. To niemożliwe.!!! Bo co? zniecierpliwiłam się. Kto to taki? Wredny Zbinio.!!!* * * Przez ciebie złapałem złodziei samochodowych powiedział do mnie Bartek,przestawiając na mojej ławie w przedpokoju kartony z winem, co było pracą dla mniesamej stanowczo zbyt ciężką. Tych zawodowców.Ale trochę zle ich złapałem.Już?Tak może stać?Mogło, oczywiście.Chodziło mi tylko o to, żeby wydostać szampana, który znajdo-wał się na samym spodzie, a na wszelki wypadek wolałam mieć do niego dostęp.Dwiebutelki z wierzchu już rano wetknęłam do lodówki, przyszło mi jednakże na myśl, że le-piej postarać się o zapas.Nie wiadomo, ile osób trzeba będzie obsłużyć. Może, zostaw, już mam co trzeba odpowiedziałam Bartkowi dość gwałtownie. Czego mnie denerwujesz w takim głupim momencie? Jak złapałeś? Dlaczego prze-ze mnie?! Tak ściśle biorąc, przez twoje parówki w sosie.To już wydało mi się zbyt sensacyjne. Mówisz rzeczy nie do zniesienia! Trzecią butelkę.! Dawaj to, z tego pudła z wierz-chu, jeszcze się zmieści i będzie z głowy.Wez piwo.! Ja muszę usiąść, żeby tego słu-chać!Sytuacja w ogóle była nader skomplikowana.Do kotłowaniny z szampanem zmu-siła mnie Martusia, dzwoniąc o wczesnym poranku i zapowiadając, że nawet ona bę-dzie piła szampana, chociaż go bardzo nie lubi, bo nastąpiły wydarzenia wstrząsające.Wredny Zbinio znikł z horyzontu.!Tożsamość Wrednego Zbinia uzgodniłyśmy za pomocą dokładnego rysopisu, boAnita nie podała wszak jego obecnego imienia.Jak wyglądał przed laty Jasio Szczepiński,pamiętałam dosyć dokładnie, mógł się oczywiście zmienić przez blisko czterdzieści lat,pomiędzy dwudziestoletnim chłopakiem, a prawie sześćdziesięcioletnim facetem w si-le wieku mogły zaistnieć różnice, ale operacji plastycznej nosa chyba sobie nie zro-bił, wzrostu nie dodał ani nie ujął, szczęka, choćby i sztuczna, też mu została, a broda-ty i wąsaty, jak się okazało, ciągle nie był.Wredny Zbinio, jak w pysk dał! Trzęsąc się zezdenerwowania, Martusia zaraz nazajutrz pojechała do miejsca pracy sprawdzać, co tyl-ko się da, i zasięgać informacji, dzisiejszy komunikat o szampanie zaś pozwalał mnie-mać, że nie doznała rozczarowania.Nie chciała mówić dokładnie, zresztą miałam wra-żenie, że nie była do tego zdolna, ale zapowiedziała sukces niebotyczny, wizytę paru172osób i bezwzględną potrzebę szampana.Także Bartka, który przyjedzie do mnie wcze-śniej i mam pilnować, żeby nigdzie nie poszedł i potem się nie spóznił.Zarazem mia-łam w dniu dzisiejszym umówionego mojego plenipotenta i rozmowy służbowe, a mo-że nawet podpisanie jakichś umów, możliwe, że także z Bartkiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]