[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Człowiek wypadł na jezdnię i zatrzymał się ja wryty.Przejechałam o dwadzieścia centymetrów.niego, jeszcze pogroził mi pięścią.Gotowa byłam zatrzymać się i paść mu na szyję albo do nóg, z wdzięczności za to zatrzymanie, poślubić go nawet, perła nie facet, nie samobójca! Nie czekał na moje podziękowanie, popędził ku Wiśle, mam nadzieję, nie zamierzał się utopić.Raz miałam głupich pasażerów.Pojechałam do Kazimierza na odpust, namówiona przez kumpli fachu, i nazajutrz wracałam, wioząc oprócz jednego kolegi także jakieś jego znajome małżeństwo, starszych państwa w średnim wieku.Pojęcia nie mam,, którędy jechałam, wyruszyłam już po ciemku, przejeżdżałam przez teren zabudowany, po kocich łbach może to była wieś.Przed sobą zobaczyłam długie, światła pojazdu, który robił coś dziwnego, świecił przede mną, a nie po swojej stronie szosy.Zamrugałam na niego, zwolniłam, świecił nadal prosto oczy, przestałam widzieć cokolwiek, zdenerwowała się, podjechałam powoli i okazało się, że ten bydlak stoi po lewej stronie drogi z włączonymi długim, światłami.Zatrzymałam się obok, odzyskałam wzrok, ujrzałam, iż stoi przed wjazdem na podwórze, a jacyś ludzie pętają się wokół samochodu, w tym kierowca.W pierwszej chwili, zaskoczona, zwróciłam się d niego grzecznie, acz z oburzeniem, informując, popełnia czyn wysoce naganny.Niech sobie stoi, gdzie chce, ale niech przynajmniej zredukuje światła i przestanie oślepiać!Coś mi na to odpyskowali, ordynarnie i zuchwale, kazali mi się, elegancko mówiąc, odpalantować.Szlag mnie trafił okropny w jednym mgnieniu oka, szaleństwo we mnie błysnęło, złapać cokolwiek, wytłuc im te reflektory, walić po ryjach, bezczelnych i głupich! Już byłam na zewnątrz samochodu, kumpel złapał mnie za kieckę.— Daj spokój, jedźmy, niech ich cholera bierze…Opamiętałam się z wysiłkiem.Rąbnęłam barwnym zdaniem czystej krwi budowlanej, możliwe, że nieco rozbudowanym, z pewnością pełnym potężnych emocji, wsiadłam z powrotem i wyprysnęłam do przodu.No i ci państwo z tyłu obrazili się na mnie śmiertelnie i na wieki.Jak to można się tak wyrażać, powiedzieli później z wielkim zgorszeniem, gdzie ja się wychowałam.Z taką osobą nie chcą mieć do czynienia.Zaćmienie umysłu chyba mieli, każdy normalny człowiek tysiąc razy woli, żeby kierowca pozbywał się stresu za pomocą wypowiedzi dowolnej treści, niż wyładowywał doznania na pedale gazu.Gdybym nie wypuściła z siebie bodaj odrobiny tej pary pod ciśnieniem, nie jest wykluczone, że w ślepej furii wylądowałabym na pierwszym drzewie albo na skipię telegraficznym, a tak, proszę, pojechałam bezpiecznie.Mój kumpel usiłował im to wytłumaczyć, jednakże bez rezultatu.Gdzie oni mieli rozum…?Zaraz, chwileczkę, zaplątałam się w te historie samochodowe, a, prawda, chodziło mi o duszę.Uratowała mi życie setki razy, wszystkich wypadków nie Pamiętam i na razie dam jej spokój.Wracając do Bocznych dróg, spotkałam w tej podróży, raz w życiu, milicjanta, który chciał mnie oszukać.Gdzie to było, nie pamiętam, może w Bieczu, a może gdzie indziej.Z podporządkowanej drogi wyjeżdżałam na główną, zwolniłam uczciwie, z lewej miałam ciężarówkę.Ciężarówka też zwolniła, niemal się zatrzymała.Ewidentnie przysługiwało jej pierwszeństwo, ale zdążyłam pomyśleć, że kierowca o tym, nie wie, nie zwrócił uwagi na znaki, mnie ma z prawej i usiłuje pojazd z prawej przepuścić.Mam garbusa, zanim on się zastanowi, co robić, będę daleko.Dmuchnęłam, skręciłam i w lusterku widziałam, że pięćdziesiąt metrów za mną ciężarówka dopiero rusza.Zaraz potem zatrzymałam się w środku miasta, poszłam do sklepu, wróciłam, wsiadłam i obok pojawił się milicjant.— Pani wymusiła pierwszeństwo na skrzyżowaniu — powiadomił mnie bardzo grzecznie.Miał rację, wykorzystałam sytuację i pojechałam wbrew przepisom, sięgnęłam do torebki, gotowa zapłacić mandat, ale nie zamierzałam pozostawić po sobie wrażenia idiotki.Wyjaśniłam, co mną kierowało, i zwróciłam mu uwagę, że o wymuszaniu w ogól nie może być mowy, tamten stał…W tym miejscu milicjant się wygłupił.Wyrwało mu się, że kierowca ciężarówki naskarżył, uczynił przy tym mimowolny ruch głową, spojrzałam w lusterko, ciężarówka stała za mną, a kierowca wystawiał z szoferki łeb.Wetknęłam portfel z powrotem do torebki, bo od razu mną miotnęło.— W takim razie nie płacę — powiedziałam zimno.— Proszę skierować sprawę do kolegium, a jakby się dało, to nawet do sądu.Z przyjemnością powiem publicznie, co myślę o kierowcach ciężarówek!Milicjant się zgodził, bo niby co mógł zrobić innego, zakuć mnie w kajdany…? Przepisał sobie starannie moje wszystkie dokumenty, załatwił co trzeba i pożegnaliśmy się uprzejmie.Plątałam się tam jeszcze trochę po różnych ulicach i w parę minut później Lucyna zwróciła mi uwagę na podejrzanie doskonałą komitywę władzy z kierowcą ciężarówki.Konferowali poufnie, wyraźnie zmartwieni.— Bardzo dobrze, że mu nie zapłaciłaś — powiedziała z satysfakcją.— Niech pęknę, jeśli nie usiłowali wyrwać paru złotych na wódkę!Scena miała miejsce dwadzieścia trzy lata temu.Wezwania do kolegium nie dostałam do tej pory.Jak już wspomniałam, coś podobnego nastąpiło tylko raz.Ze trzysta razy natomiast padaliśmy sobie ze służbą ruchu w kochające objęcia.Boczne drogi napisałam, nie byłam pewna, jak rodzina je przyjmie, i miałam lekkie obawy.Niepotrzebnie, Lucyna, oceniwszy utwór, rzekła do mnie z wyraźnym rozczarowaniem:— Phi, tak nas łagodnie potraktowałaś… Ucieszyłam się i zaraz potem napisałam Studnie przodków.No i tu zaczęła się polka z tygrysem.Byłam chora…Muszę się cofnąć duży kawałek, bo wszystkie te pierepały zazębiają się ze sobą.Nieco wcześniej przyjechała ze Związku Radzieckiego Helena Rachlina i zadzwoniła do mnie, przedstawiając się jako zagorzała czytelniczka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •