[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teoremat, którego nie mogły rozgryzć najtęższe matematyczneumysły świata, poddał się nieznanemu pracownikowi wątpliwego uniwersytetu.Nie zadając już więcej pytań, tylko ciężko dysząc i nawet pokasłując, Gaw-riłow poszedł z Mincem do siebie, gdzie oddał mu kopertę, w której otrzymałreferat.Z tą kopertą Minc udał się na uniwersytet, który, jak się okazało, mieściłsię w domu kupca Pirenejewa, zaraz obok Technikum %7łeglugi Zródlądowej.Uniwersytet zajmował nie cały piętrowy budynek, a dwa pomieszczenia,w piwnicy, wejście od podwórka.Drzwi napęczniały od zimowej wilgoci, dzwon-ka nie było.Z trudem Minc otworzył drzwi, zapiszczały, jakby je mordował.Pierwsze pomieszczenie było puste.W drugim znajdowała się młoda kobie-ta z bezczelnym radzieckim handlowym obliczem.Siedziała przy uczniowskiejławce i rozpieczętowywała koperty.Minc stał w progu dobrą minutę, dziewoja go nie zauważała, zajęta pracą.Jeśliw liście był banknot, kładła go z prawej, jeśli pieniędzy nie było, ciskała kopertędo kubła na śmieci. Dzień dobry powiedział Minc. Czy mogę się zobaczyć z rektorem? Nie mamy lektorów odpowiedziało dziewczę tu jest tryb zaoczny.Nakryła stos pieniędzy szeroką dłonią i przesunęła po stole, żeby można było jeszybko zrzucić sobie na kolana. A wam co? Jeśli zapisać się, to w piątki, możnakorespondencyjnie. Ja właśnie w sprawie korespondencji powiedział Lew Christoforowicz. Jeśli z pretensjami, to pieniędzy nie zwracamy.Lew Christoforowicz znalazł się pod dominacją bezczelnego dziewczęcia i za-czął prowadzić z nią dialog w takim samym szczekliwym i szybkim tonie. Pieniędzy nie chcę powiedział. No to czego? Adres. Adresów nie podajemy. Konkurencji się boicie? Czniam na nich! Ze wszystkich trzech guslarskich uniwersytetów nasz jestnajbardziej klawy. Muszę porozmawiać z waszym człowiekiem powiedział Minc.Z tym, który zaocznym pisze prace po pięćdziesiąt dolarów. No i masz, kurna Olek! Trzeba mu będzie popędzić kota na wszystkie świa-ta strony! rozzłościła się dziewoja, chociaż Minc wcale nic złego nie powie-dział o autorze semestralnych prac. Kogo ma pani na myśli? zapytał ostrożnie. Kogo-kogo!? Kogo i wy! Bruno Wasyljewicza, starego diabła.Ile razy mumówiłam nie wymądrzaj się! Nie wychylaj, nie bądz mądrzejszy od innych!W końcu u nas piszą ludzie godni, jeden doktor nauk weterynaryjnych nawet,138żebym tak z tego miejsca nie wstała! Wszyscy mają wyższe wykształcenie, rozu-miecie? A tu trzecia skarga w ciągu tygodnia! No nie, to właśnie Boria ode mnieusłyszy: musimy go przepędzić, albo stracimy klientów! A może ja mam kogoś innego na myśli? Nie nie miała wątpliwości dziewoja. Proszę mi podać nazwisko za-ocznego, i zobaczycie, że mam rację.Będziemy go pędzili. Zaoczniaka? Nie, Bruna cholernego. Gawriłow powiedział profesor. Nikołaj Gawriłow.Pierwszy rok. Wiadomo, nikt jeszcze u nas do drugiego nie dociągnął złowieszczoskwitowało jego informację dziewczę, jakby informowała, że drugi rok jest w ca-łości poświęcony na ofiary krwawym bogom nauki.Grube, ozdobione wiśniowymi szponami palce, zręcznie przeleciały się pokartotece stojącej na rogu biurka.; Gawriłow powiedziała. Wysłano dwie prace.Za jedną jeszcze niewniesiono opłaty.Pieniądze przynieśliście?Dziewoja nagle odwróciła się do drzwi.Chyba miała rozwinięte wyczucie za-grożenia, jakby przez cały czas oczekiwała ciosu w plecy. A oto o wilku mowa, a on tuż! powiedziała radośnie. Mamy go,całego pięknego.Już cię milicja szuka.Błaznie jeden.W piwnicy panował półmrok, przybyły nie od razu dojrzał Minca, a Minc niezdążył przypatrzeć się jemu. Milicja? szepnął głos od drzwi i natychmiast dały się słyszeć niepewneoddalające się kroki. Uciekł, skubany oświadczyła dziewoja. Nawet forsy nie chciał.Ale-śmy go postraszyli!Roześmiała się perliście, a Minc rzucił się po schodach na ulicę.Oczywiście, konsultant Bruno Wasyljewicz nie uciekł daleko.Był to niemło-dy już mężczyzna, znacznie starszy od Minca, chudy i biednie ubrany.Na nogachmiał walonki z kaloszami, bardzo rzadkie w naszych czasach obuwie.A powy-żej wąskie czarne palto i czapka narciarska, chyba błękitna. Stać zawołał Minc.Bruno Wasyljewicz puścił się biegiem.Nie pozostało nic innego, jak ślizgając się i niemal wywracając, biec za nimpo ulicy.Staruszek był żwawszy niż się zdawało oraz można było sądzić na pierwszyrzut oka, ale wiek wziął jednak górę.Minc, już trochę zły na szybkość uciekinierai na to że się go nie słucha, rozpędził się, przycisnął staruszka do wysokiego płotui zaczął ze złością: Proszę nie uciekać, nie zrobię panu krzywdy.Tylko proszę odpowiedziećna jedno pytanie.139Stary oddychał często i szybko.Był niski, spłaszczony nos i pulchne wargi zdradzały domieszkę murzyńskiejkrwi zresztą, to nie dziwota, nie takie domieszki krążą po naszych rodakach.Może dlatego rosyjski rasista nigdy nie jest pewien siebie, żąda paszportu odswego ideologicznego przeciwnika, ale unika okazywania swojego.Ach, nie żyliw czystości przodkowie nasi! Tylko jedno pytanie powtórzył Minc. Czy mówi coś panu nazwiskoFermata? Francuski matematyk z siedemnastego wieku odpowiedział staruszek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]