[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prócz niespokojnego ducha i ciekawości, członkowie grupy nie mieli ze sobą wiele wspólnego.Wypady z nimi stanowiły dla niej miły odpoczynek po długich godzinach nauki.- Dla Gangu nie istniało nic świętego; ani wygląd zewnętrzny, ani przyzwyczajenia, wiek czy obyczaje.Lunzie nie chciała być nazywana babcią przez istoty, których wiek na pewno nie przekraczał jej trzydziestu czterech standardowych lat.A śpiączka i wynikające z niej poszukiwania córki były dla niej jeszcze zbyt bolesne, więc starała się unikać rozmów na tematy osobiste.Zastanawiała się, czy Shof już wie o tych poszukiwaniach, skoro udało mu się dotrzeć do dokumentacji jej przyjęcia na uniwersytet.Jeśli tak się rzeczywiście stało, to zachowywał się wyjątkowo powściągliwie nie wyciągając tego na światło dzienne.A może zdołała zabezpieczyć swoje pliki w GSP na tyle mocno, że obroniły się przed jego wścibstwem? Albo nie było to dla niego wystarczająco interesujące.Zazwyczaj, gdy ktoś zaczynał ją wypytywać, delikatnie zmieniała temat i zapuszczała sondę w osobiste życie swojego rozmówcy, sprawiając tym niemałą radość Gangowi; wszyscy bowiem uwielbiali, gdy Lunzie zabierała się do tego dzieła.- Powinnaś była zająć się prawem karnym - utrzymywała Pomayla.- Bardzo nie chciałabym stać na podium dla świadków próbując coś przed tobą ukryć.- Nie, dziękuję.Lepiej czuję się jako Doktor McCoy niż Rumpole z Bailey.- Kto taki? - zapytał Cosir, małpopodobny Brachiańczyk z ich klasy, o ładnej purpurowej sierści i błyszczących białych źrenicach.- Co to za Rompul?- Na pewno coś na Tri-dzie - domyślał się Shof.- Historia starożytna - stwierdziła Frega polerując pomalowane na hebanowe paznokcie o rękaw swojej tuniki.- Nigdy o czymś takim nie słyszałem - marudził Cosir.- Musiało zejść z tapety więcej niż sto standardowych lat temu.- No, może.— Lunzie zgodziła się poważnie.- Można powiedzieć, że jestem trochę antykwariuszką.- I masz też swoje lata - zarechotał Shof.Objął rękami brzuch, poklepał się po nim i udawał, że nasłuchuje echa.- Hmmm, zrobiłem się pusty w środku.Chodźmy coś zjeść.Wykłady były z reguły nudne, tak samo jak dawniej.Tylko dwa kursy zasłużyły sobie na jej zainteresowanie; metod diagnostycznych i obowiązkowy kurs Dyscypliny.Metody diagnostyki zmieniły się diametralnie od czasów jej praktyki.Komputerowe testy, którym poddawano pacjentów, stały się mniej ingerencyjne i bardziej wszechstronne, niż wydawało jej się to kiedyś możliwe.Jej matka, po której Lunzie odziedziczyła 'uzdrawiający dotyk', zawsze uważała, że to właśnie dogłębna znajomość diagnostyki i świetne podejście do chorego czynią dobrego lekarza.Byłaby nie mniej szczęśliwa niż Lunzie wiedząc, że Fiona podtrzymała rodzinną tradycję i też wybrała medycynę.Narzędzia do diagnostyki były znacznie bardziej poręczne niż te, które pamiętała.Większość z nich zminiaturyzowano tak, że mieściły się w torebce i w razie nagłego wypadku znajdowały się pod ręką, pozwalając oszczędzać czas.Ulubionym narzędziem Lunzie była 'wróżka', mały skaner, który nie wymagał ręcznej obsługi.Dzięki nowej technologu przeciwgrawitacyjnej mógł zawisnąć w dowolnym punkcie wokół pacjenta i wyświetlać odczyt.Okazał się szczególnie przydatny w warunkach zerowej grawitacji i cieszył się wielką popularnością wśród lekarzy wyspecjalizowanych w leczeniu pacjentów znacznie większych od siebie, a także u lekarzy nie należących do rasy ludzkiej,którzy zbytnie zbliżanie palców manipulatora do ciała pacjenta uważali za niegrzeczne i nachalne.Lunzie lubiła to urządzenie, bo zostawiało jej wolne ręce do wykonywania innych czynności przy pacjentach, i postanowiła, że 'wróżka' będzie na pewno jednym z pierwszych instrumentów, jakie sobie kupi, gdy powróci do praktyki.Była droga, ale nie poza zasięgiem jej możliwości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]