[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może jeszcze wcześniej, w chwili kiedy Maestro Valdi wygłosił wyrok komisji, niszczący jej dalszą karierę?Niespodziewanie ruch naprzód ustał.Poczuła nacisk w uszach, towarzyszący rozhermetyzowaniu wyjścia.Odetchnęła głęboko, witając świeże planetarne powietrze.– Sądzisz, że to rozsądne? – spytał Shillawn, siedzący nie opodal.Dłonią zakrywał nos.– Dlaczegóż by nie? Zbyt długo przebywałam na statkach i stacjach kosmicznych, by nie docenić teraz świeżej planetarnej atmosfery.– On ma na myśli symbionta i jego przenoszenie drogą naturalną – wyjaśnił Rimbol, trącając ją łokciem pod żebro.Uśmiechnął się złośliwie.Killashandra wzruszyła ramionami.– Teraz czy później, co za różnica.I tak musimy przez to przejść.Osobiście wolę odetchnąć głęboko – co uczyniła, tak jak to robią śpiewacy, najpierw brzuchem, przeponą, napinając mięśnie pleców, póki w końcu nawet gardło nadęło się lekko od powstrzymywanego w środku powietrza.– Śpiewaczka? – spytał Rimbol ze zdumieniem.Killashandra skinęła głową, powoli wypuszczając oddech.– Dla ciebie też nie było pracy? – parsknął z niesmakiem.Killashandra wolała mu nie zaprzeczać.– Można by sądzić – ciągnął Rimbol – że przy tych wszystkich analizach komputerowych i systemach prognostycznych przestaną wreszcie marnować cudzy czas.Kiedy pomyślę o.– Możemy już wyjść.– Shillawn przerwał im specyficznym gdaknięciem, charakteryzującym jego wymowę.– Ciekawe, ilu muzyków automatycznie trafia do tego Cechu – mruknęła Killashandra przez ramię, gdy kierowali się ku wyjściu.– Automatycznie? A może z rozmysłem? – odparł i pogonił ją, gdy przystanęła.Nie miała wówczas czasu, by zastanowić się nad tym „z rozmysłem", bowiem dotarła do pochylni i po raz pierwszy ujrzała rozciągające się z jednej strony fioletowo–zielone wzgórza Ballybranu, a z drugiej surowe kształty budynków.Następnie znalazła się w hali przyjęć, gdzie wewnątrz kolumny zerowej grawitacji unosiły się ich rzeczy osobiste.– Po odebraniu bagaży wszyscy rekruci proszeni są o udanie się wzdłuż.eee, ciemnoszarej linii – oznajmił głos, dobiegający z umieszczonych w kątach głośników.– W recepcji zostaną wam przydzielone pokoje.Otrzymaliście oficjalną nazwę „Klasa 895" i od tej pory macie zawsze odpowiadać na wszelkie wezwania poprzedzone tą nazwą.Powtarzam, rekruci przybyli z Bazy Księżycowej Shankill określani są od tej chwili jako Klasa 895.Klasa 895 proszona jest o udanie się wzdłuż ciemnoszarej linii do swoich pokojów.– Ale go to obchodzi, co? – parsknął Rimbol, podczas gdy Killashandra zarzucała sobie na ramię wysłużony worek.– O, tu jest linia – wskazała najdalej na lewo położony korytarz.– A Carigana wyprzedza nas o co najmniej pół roku świetlnego – dodała widząc, jak sylwetka dziewczyny maszeruje energicznie po wznoszącym się chodniku i znika im z oczu.– Dziwisz się? – odparł Rimbol.– Mam nadzieję, że nie będziemy musieli dzielić pokojów.Killashandra obrzuciła go zdumionym spojrzeniem.Nawet jako studentka o bardzo niskim statusie miała na Fuerte prawo do prywatności.Co to za świat, ta Yarro?Reszta pasażerów wysypała się tymczasem z promu.Borella i jej jaskrawy towarzysz wybrali prawą pochylnię, podczas gdy dwie centralne przyjęły główną masę przybyszów.– Że też ze wszystkich dostępnych w galaktyce barw nie mogli wybrać czegoś weselszego na swe oznaczenia – narzekał ponuro Shillawn, który przyłączył się do Killashandry i Rimbola.– Co tam, przynajmniej się wyróżnia – stwierdziła Killashandra.– Choć w tej szarości jest coś takiego.– przesunęła dłonią po namalowanej linii.– Czuję ją.Jakieś wypukłe wzory.– Naprawdę? – Rimbol dotknął znaku.– To dziwne.Carigana zniknęła już za zakrętem, lecz ich troje nadal stanowiło awangardę Klasy 895.Co za nuda być określanym numerem, pomyślała Killashandra, która jeszcze kilka tygodni temu uważała, że na zawsze skończyła ze szkolą.I jeśli oni stanowili Klasę 895, a Cech działa od czterystu lat standardowych, to ile klas wypada na rok? Ledwie ponad dwie? I trzydzieści trzy osoby w jednej?Teraz, kiedy minęło już pierwsze podniecenie, wywołane lądowaniem na Ballybranie, Killashandra zaczęła dostrzegać inne szczegóły.Na przykład światło w korytarzu – było przyćmione, a przecież najczystsze, jakie w życiu widziała.Solidne buciory Rimbola i pantofle Shillawna nie wydawały najmniejszego dźwięku przy zetknięciu z grubą, sprężystą wykładziną, zaściełającą podłogę, jednak jej własne klapki nieznacznie po niej szurały.Jeszcze raz, z namysłem, pomacała wypukły pas farby.Minęli kilka poziomów, każdy z nich oznaczony barwnym kodem w jednym z tych przygaszonych kolorów.Killashandra uznała, że musi istnieć jakiś nadrzędny powód, dla którego stosuje się tu wyłącznie ponure i mdłe odcienie.Nagle stale wznoszący się korytarz doszedł do wielkiego pomieszczenia, niewątpliwie stanowiącego recepcję rekrutów, choć znajdowały się tam także wygodne siedzenia, kompleks rozrywkowy i, po przeciwnej stronie, kabiny audiowizualne.Z jednego fotela uniósł się odziany w bury strój mężczyzna w średnim wieku, obdarzony twarzą z rodzaju tych, które łatwo się zapomina.Podszedł do nich i oznajmił:– Klasa 895? Doradcą waszym jestem, Tukolom me nazwisko.Ze mną zostaniecie, póki adaptacja i szkolenie się nie skończą.Do mnie skargi i pytania kierować macie.Wszyscy członkami Cechu jesteśmy, ale moja ranga wyższa niż wasze, słuchać mnie więc musicie, choćbym niegrzecznie czy niesprawiedliwie was traktował.Lekki uśmiech ledwie rozjaśnił jego oczy.Killashandra doskonale wiedziała, że miało to dodać im otuchy, nie wzbudziło w niej jednak nawet cienia przyjaznych uczuć, choć dostrzegła, że Shillawn odpowiedział mu szerokim uśmiechem.– Choć klasa niewielka to, wasze kwatery tutaj są.Proszę, co przywieźliście ze sobą zostawić i do reszty na jedzenie i picie dołączyć.Pokój wedle waszego życzenia wybierzcie.Pracę jutro zaczynacie.Dziś w otoczeniu się zorientujecie.Ręką wskazał im położony po lewej stronie korytarz, w którym z otwartych drzwi padały na wykładzinę jasne plamy światła.– Odcisk kciuka w zamek wprowadzić starczy, by prywatność zapewnić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]