[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech siê pan Koda dowie, ¿e bêdziemy szczêœliwi mog¹cpozbawiæ go takich pieniêdzy.- Drzwi prowadz¹ce do jadalniotworzy³y siê wolno i w progu stan¹³ mê¿czyzna o hebanowejskórze.Prawdziwie teatralne wejœcie.W normalnych warunkachob³¹kany uœmiech i b³yszcz¹ce od narkotyku, szalone oczy nowoprzyby³ego nie wywar³yby na Benie zbyt wielkiego wra¿enia.Leczniesamowite ubranie, jakie mia³ na sobie nieznajomy, podzia³a³ona Kodê jak zastrzyk adrenaliny.Murzyn by³ chodz¹cym spektrum kolorów.Szopê kêdzierzawychw³osów ozdobi³ jaskrawoczerwon¹ szkock¹ czapeczk¹ z pomponikiem,a na szyi zawi¹za³ niebiesk¹ apaszkê.Wzorzysta koszula mieni³asiê wszystkimi odcieniami koloru pomarañczowego, zielonego i¿ó³tego, podobnie jak bermudy i d³ugie podkolanówki, a b³yszcz¹cebuty z krokodylowej skóry - na wysokim obcasie zreszt¹ - mia³ybarwê ciemnego burgunda.Koda pokrêci³ g³ow¹, patrz¹c Murzynowi w twarz.- Nic nie mów - powiedzia³.- Ty jesteœ Têcza, tak?- Tak jest.- Raynee uœmiechn¹³ siê z³owieszczo i z udawan¹afektacj¹ sk³oni³ nisko g³owê.- Ale nie wiem jeszcze, kim panjest, panie Benjaminie Koda.- Owszem, nie wiesz - przyzna³ Ben.- A poniewa¿ od d³u¿szego czasu przyci¹gasz moj¹ uwagê,chyba nadesz³a ju¿ pora, ¿ebyœmy siê poznali.Co ty na to?- Œwietnie - odrzek³ Koda czuj¹c, ¿e napiêcie w pokojuwzrasta z ka¿d¹ sekund¹.- To dobrze.Zanim siê sobie przedstawimy, poprosimy panagenera³a, ¿eby przystawi³ ci do g³owy pewien przyrz¹dzik.Teninstrument pomo¿e ci zachowaæ pe³n¹ koncentracjê w czasierozmowy.O w³aœnie tak, o to chodzi.Ben zauwa¿y³ k¹tem oka, ¿e Genera³ œciska w rêku rewolwer zkrótk¹ luf¹.Grubas przytkn¹³ go teraz do jego lewej skroni, aleKoda ani drgn¹³, ca³y czas wpatrywa³ siê w szalone oczy Rayneego,b³yszcz¹ce pod czerwon¹ czapeczk¹.- Zatem przejdŸmy do rzeczy, panie Koda - wychrypia³ wci¹¿uœmiechniêty Têcza.- Zdaje siê, ¿e wspomina³ pan o stutrzydziestu tysi¹cach dolarów, prawda?- Wspomina³em - przyzna³ Ben, odruchowo napinaj¹c miêœniepiersi i ramion.- Chcia³bym te pieni¹dze zobaczyæ, jeœli nie ma pan nicprzeciwko temu.- Owszem, mam - odpar³ Koda w miarê spokojnym g³osem.-Jeœli chcesz gadaæ o interesach, to powiedz swojemu¿o³nierzykowi, ¿eby zabra³ tê spluwê i wsadzi³ j¹ sobie w dupê.Od tego zacznijmy.Z³oœliwie b³yszcz¹ce œlepia rozszerzy³y siê, a sarkastycznyuœmiech ods³aniaj¹cy rz¹d nieskazitelnie bia³ych zêbów nagleznikn¹³.Raynee wybuchn¹³ g³oœnym œmiechem.- No, no.- Pokrêci³ g³ow¹.- Nie tak ³atwo ustêpujesz, co?Ale widzisz, rzecz w tym, ¿e ci nie ufam.Jeszcze nie - doda³znacz¹co.- Pieni¹dze ma pewnie twój kumpel, co?- Zgad³eœ.- To dobrze.Lubiê prowadziæ interesy z ostro¿nymi ludŸmi.-Raynee zerkn¹³ na eks-sier¿anta piechoty morskiej.- Jack, mój przyjacielu, wyjdŸ i poproœ.- Zawaha³ siê ispojrza³ pytaj¹co na Bena.- Charleya - podpowiedzia³ mu Koda.- W³aœnie, Charleya.Wiêc powiedz szanownemu panu Char-leyowi, ¿eby przywlók³ tu swoj¹ czarn¹ dupê, bo inaczej niezaczniemy powa¿nie gadaæ.I dopilnuj, ¿eby zaproszenie przyj¹³.- Z przyjemnoœci¹ - odrzek³ ze z³oœliwym uœmiechemKwadratowa Gêba.Ju¿ siê obraca³ do drzwi, gdy znieruchomia³ nadŸwiêk g³osu Bena.- Czy bêdziesz go jeszcze do czegoœ potrzebowa³?- Co? Kogo? - spyta³ Têcza.- Tego g³upiego peda³a - wyjaœni³ Ben wskazuj¹c eks-pie-chociarza.- Chyba tak - powiedzia³ wolno Raynee.- A bo co? Chceszpowiedzieæ, ¿e mo¿e mieæ jakieœ k³opoty?- Jeœli pójdzie bez tego, to owszem.- Koda zdj¹³ zegarek iustawi³ wskazówki na godzinê dziewi¹t¹.- Ale proszê bardzo.Niech spróbuje przekonaæ Charleya na w³asn¹ rêkê.Szczerzemówi¹c, mam to w dupie.Raynee pogr¹¿y³ siê w krótkiej zadumie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]