[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrafili przemawiać do ludu, więc nie były to wyrzuconepieniądze.A poza tym potrafili przekrzyczeć i odeprzeć, wręcz zmiażdżyć argumentyresztek ofiar z wielkich schodów, które były na placu.Wykształcono ich bardzo dobrze.No i.dużo mówili, nie dopuszczając nikogo innego do głosu. Co robimy?  spytał Orion. Zdaje się, że w dalszym ciągu nie mamy żadnychsił pod ręką.611 Z boku podeszła Kasme. Teraz to już wystarczy zaatakować jakikolwiek budynek należący do Króla powiedziała. Czym?  spytał Orion.Wzruszyła ramionami. Niech  lud to zrobi.  Lud już próbował szturmować pałac królewski podczas zarazy.Tam nawetgarnizon nie poradzi. Nikt nie mówi o szturmowaniu pałacu.Ale Król musi mieć przecież jakąś siedzi-bę pozbawioną znaczenia.Która praktycznie nie jest broniona.Chodzi o symbol.Orion spojrzał na dziewczynę z większą uwagą. Rozumiem. Przygryzł wargi, na których powoli zasychała krew. Jest cośtakiego.Jak oni to nazwali?.Nikt z obecnych wokół nie mógł przypomnieć sobie nazwy.Jedynie Zyrionowi cośświtało, ale też nie pamiętał dokładnie.612  No, Bogowie  Orion odruchowo potarł brodę, rozmazując krew. Każdyz królów Północy ma pałac, w którym mieszka latem, i pałac, gdzie mieszka zimą.Któryś z naszych królów też kazał taki sobie wybudować, z tym że nikt tam nigdy niemieszka, bo u nas nie ma zimy. Wiem, o co chodzi  przerwała mu Kasme. Ilu może być broniących?Orion wzruszył ramionami. Kilku podstarzałych strażników i trochę żołnierzy  kalek, weteranów, którymw ten sposób chcą odpłacić za wierną służbę. No, to ich mamy.Zabieram kuszników,  kuzynów i.tłum.Kasme rzuciła się biegiem do najbliższego filozofa.Wspięła się na stragan i coś muszepnęła do ucha.Filozof natychmiast zmienił zdanie w wygłaszanej właśnie kwestiii zaczął wzywać do czegoś innego niż poprzednio.Choć zakrawało to na niemożliwość,nikt ze słuchaczy się nie zorientował.Tłum wrzał od dawna. Chodzmy stąd  powiedział Zyrion.Nauzea skwapliwie mu przytaknęła.Zaczęli się rozglądać za jakimś schronieniem,ale jedyna wolna droga prowadziła z powrotem na wielkie schody.Sirius, jedyny, który613 miał prawdziwą broń, poza sztyletami i truciznami ukrytymi przez resztę w zakamar-kach ubrań, wyjął miecz. Może tu?Wskazał ostrzem budynek Rady Królewskiej. O, Bogowie  Orion tylko zakrył oczy zakrwawioną ręką. Gdzieś musimy się schować. Zyrion przełknął ślinę. Jesteśmy zupełnie bezochrony.Zaan na krótką chwilę opanował kaszel.Ledwie mógł się ruszać. Chodzmy tam.Zresztą gdziekolwiek.Tu może nas załatwić zwykły chłop z ki-jem. Eeeeee.chłop to nie. Sirius machnął mieczem.Potem kopnął w drzwi bu-dynku Rady.Weszli do przestronnego atrium, kryjącego się tuż za fasadowym murem.Woznyzerwał się na ich widok.Usiłował coś powiedzieć, ale był tak przerażony, że nie zdo-łał nawet otworzyć zaciśniętych ust.Nie wiedział, co zrobić.Najpierw zaczął drżeć,a potem uciekać.Aowili zanikający odgłos jego stóp.Wokół było pusto.614  Chodzmy dalej. Sirius oparł sobie miecz na karku i zawiesił na nim obiedłonie.Był jedynym w całej grupie, który nie dygotał z wewnętrznego napięcia.Ruszyli wzdłuż korytarza ciągnącego się pod murem zewnętrznym.Nikogo.Otwar-te drzwi.Porozwalane papiery.Jedynie w pomieszczeniu Królewskich Donosicieli do-palał się stos akt i teczek. Wiedzą, że Mika będzie się mścił. Zaan z najwyższym trudem opanował ko-lejny atak kaszlu. Dobrze wiedzą, sukinsyny.Przemierzali dalej puste korytarze.Wreszcie zasiedli w sali audiencyjnej.Kobietaczyszcząca szmatą jasny piaskowiec podłogi ledwie na nich zerknęła, powracając na-tychmiast do swojej pracy.Zyrion usiłował opatrzyć Oriona, niewprawnie posługującsię oderwanymi rękawami koszuli.Zaan kaszlał zgięty wpół przy krześle przewodni-czącego.Sirius i Nauzea grali w piłkę, nagle roześmiani, rzucając marmurową głowąoderwaną od popiersia jakiegoś notabla, którego rzezba zdobiła wcześniej stół prezy-dialny. Czy wszystkie przewroty wyglądają tak idiotycznie?  zapytał Orion, odsuwającna chwilę Zyriona.615  Nie wiem  wycharczał Zaan. To pierwszy przewrót w moim życiu. Bogowie.Wystarczy uderzyć dwudziestoma kusznikami i.i już? To były lata przygotowań. No, ale niewiele wyszło z tych przygotowań. Orion znowu odsunął rękę Zy-riona z oderwanym rękawem koszuli. A teraz.wystarczy raz uderzyć i wszystkosię sypie? Momentalnie? Nie wiem, gdzie się posypie. Zaan usiłował obetrzeć ściekającą z ust ślinę.Wystarczy, że ktoś tu wejdzie, załatwi nas i po przewrocie.Nie mamy żadnej ochrony.Nie mamy nic. Paru najważniejszych teraz ludzi w królestwie  wtrącił się Zyrion. Ale gdy-by ktoś z nich miał jaja i wrócił.Wystarczy klasnąć i nas nie będzie. Ty świnio!  wrzasnęła Nauzea, bo Sirius kolejnym rzutem kamienną głowąuderzył ją w kostkę.Ale zaraz się opamiętała. Panie wielkoksiążęca świnio!  do-dała zgodnie z wymogami etykiety, masując sobie staw.Orion zaczął się śmiać. Jakie to wszystko głupie.616  Jakie niepotrzebne  dodał Zaan. Zmusili nas  wtrącił Zyrion.Sprzątająca pierwsza usłyszała odgłos stóp w sandałach uderzających o posadzkę.Wstała ciężko i otworzyła drzwi sali prezydialnej. Tutaj!  krzyknęła do gońca. Tu są nowi panowie.Zaraz potem wróciła doswojej roboty.Jej było wszystko jedno, kto będzie płacił za sprzątanie.Potrzebowałatych pieniędzy, bo miała liczną rodzinę, a mąż sam nie mógł nastarczyć.Goniec, a właściwie jeden z  kuzynów Nauzei, wykonał dość przyzwoity ukłon. Blondyna melduje, że pałac zimowy zdobyty w kilka chwil.Pozwoliła ludziomrabować.Rozruchy już są. I kto uwierzy, że właściwie nic się dzisiaj nie stało?  wycharczał Zaan. Nie bój się  Orion po raz kolejny odsunął rękę Zyriona, nie chcąc poddać sięjego amatorskim medycznym zabiegom. Moi kronikarze zrobią z tego wydarzeniehistoryczne. Przecież nikt nie uwierzy.Orion nie słuchał jednak. Niech Armia Zachód wkroczy do miasta, by przywrócić porządek  rozkazał. ROZDZIAA 13Obudziła się z krzykiem.Właściwie nie krzykiem, ale wyciem, jakimś zwierzęcymskowytem dochodzącym skądś z głębi trzewi.Ile ciosów zarobiła? Bok, kilka razy, ple-cy, kilka razy, brzuch, co najmniej dwa ciosy, przebito jej płuco, twarz, wybito oko,dostała w tyłek, zgruchotali jej prawy nadgarstek, złamali kość udową i.szlag! pew-nie jeszcze parę innych cięć, których nie pamiętała.Jeśli więc obudziła się po czymś takim.To znaczy, że nie żyje.O, mamo! Coteraz? Usiłowała się nie ruszać.Co z nią zrobią Bogowie? Kraina Wiecznego Płaczu?To głupie tak leżeć bez ruchu, mimo wszystko.618 Otworzyła oczy.Ale szaro.Jednolita prawie szarzyzna, bez większych błyskówświatła, bez czerni, bez bieli.Szarość.Zaraz.Oczy? Naprawdę otworzyła oczy? Do-tknęła dłonią powiek.Miała obydwa? Przecież jedno jej wybito.No tak.Ale teraz jużnie żyje.Jasne.Poruszyła palcami lewej dłoni, tymi, które przedtem, za życia, były nie-czynne.Oczywiście mogła nimi ruszać.Ruszać palcami lewej dłoni.Pewnie.Skoro jużnie żyła.Czemu nie?No, ale.Powinna płakać.Kraina Wiecznego Płaczu.Dlaczego nie płacze? Niewiedziała.Nie było jej smutno.Zerknęła w bok.Jakieś rośliny (takie strasznie szare),trawa, małe krzaki (ale jakieś.bez koloru), coś lazło po jej nagim biodrze.O, kur-de blade! %7łuczek! Normalny żuczek lazł po jej gołym tyłku.Czy on też umarł? Czyw krainie zmarłych są też żuczki?Coś ją zaswędziało.Podrapała się odruchowo w policzek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •