[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zejdź mi z oczu! - zacharczał.- Wynoście się stąd, oboje!Dessylyn, daję ci twą wolność.Mavrsalu, daję ci miłość Des­sylyn.Weź swój łup i opuść Carsultyal! Wierzę, że niewiele bę­dziesz miał powodów, by mi dziękować!Gdy kuśtykali ku ukrytym drzwiom, Mavrsal zerwał zdobny szmaragdem kołnierz z szyi Dessylyn i rzucił go na osuwającą się postać Kane'a.- Masz swą obrożę niewolnika! - warknął.- Wystarczy, że zostawiasz swe blizny na jej gardle!- Ty głupcze - odparł cicho Kane.- Jak daleko jesteśmy od Carsultyalu? - szepnęła Dessylyn.- Kilkanaście mil.- ledwo się ruszyliśmy - odpowiedział Mavrsal drżącej przy nim dziewczynie.- Boję się.- Cii.Zerwałaś z Kane'em i całą jego magią.Niedługo na­dejdzie świt i wkrótce znajdziemy się daleko od Carsultyalu i całego zła, jakie tu zaznałaś.- Obejmij mnie mocniej, kochany.Tak mi zimno.- Morski wiatr jest chłodny, ale czysty - powiedział.­Prowadzi nas ku nowemu życiu.- Boję się.- To obejmij mnie mocniej.- Chyba sobie teraz przypominam.Ale wyczerpany kapitan zasnął.Głęboki sen - ostatni nie­przerwany sen jakiego doznał.Bo o świcie obudził się w objęciach trupa - rozsypujących się zwłok dawno zmarłej dziewczyny, która powiesiła się z roz­paczy po śmierci swego barbarzyńskiego kochanka.„ZACHÓD DWÓCH SŁOŃC”(Przełożył Marek MICHEWICZ)ISAMOTNY WŚRÓD WICHRÓW NOCYPosępne, czerwone słońce chowało się za horyzontem.Jak okiem sięgnąć wirował rozrzucany na wszystkie strony piasek pustyni.Przez cały dzień promienie słoneczne wypaliły doszczęt­nie resztki życia panującego na powierzchni.Pojawił się pełny, ciemnoczerwony księżyc.Ukazując się przedwcześnie, wydawał się drwić swym silnym blaskiem z pogrążającego się słońca.Tak jak chciwy spadkobierca zakłócał spokój swemu dobroczyńcy, oczekując niecierpliwie jego szybkiej śmierci.Panował półmrok.Na horyzoncie świeciły jednocześnie dwie kule.Kane pomyślał, że gdyby nie wybrał się w długą podróż przez pustynię, nigdy nie udałoby mu się zobaczyć, jak dwa słońca tlą się na niebio­sach.Nieziemski teren przyprawiał go o zimne dreszcze.Wyda­wało mu się, że za każdym kamieniem kryją się duchy powie­szonych.Kane opuścił Carsultyal nie mając przed sobą określonego ce­lu.Chciał w ten sposób znaleźć się daleko od miasta.Niektórzy twierdzili, że jego siła została doszczętnie zniszczona przez kole­gów-magików, a on sam wygnany przez nich.Był bardzo długo u szczytu sławy.Zaczął nawet praktykować obce, mroczne dzie­dziny.Zazdrosnym byłym towarzyszom nie podobało się to.Kane nie uważał swego odejścia za dobrowolne, mimo to do­szedł do wniosku, że sam również tego chciał.Mógłby z łatwoś­cią obronić się przed atakiem dawnych przyjaciół, chociaż nie posiadał wstawiennictwa ani u boga.ani u szatana.Ostatnio ludność największego miasta trawił marazm.Duch odkrycia, który sprowadził Kane'a zaniknął.Magik nie był z natury spo­kojny.Nie ograniczał się do myślenia o Carsultyalu i lądów znanych ludziom.Fakt, że wybrał się na wędrówkę przez pusty­nię bez większych zabezpieczeń, nasuwał przypuszczenia, iż po­siada coś więcej oprócz dwóch garści złotych monet, szybkiego konia i ostrego miecza.Nie żałował sławy, którą posiadał w mieście.Wydawała mu się strzałą bez ostrza.Właśnie to ostrze miał cały czas ze sobą.Wraz ze zmierzchem wiatr przybierał na sile.Wyjący, chłodny podmuch niszczył wierzchołki gór z piasku.Ciągle jeszcze pło­nęły od ostatnich promieni słońca, które schowało się już za ho­ryzontem.Kane drżał z zimna.Zapiął pod szyją swój ciemno­brunatny płaszcz, z żalem wspominając ciepły kożuch, o który biją się pewnie w tej chwili śmieciarze w Carsultyalu.Pustynia była pusta i zimna.W nocy temperatura spadała poniżej zera.Ubranie magika, składające się z zielonej wełnianej koszuli, czarnej skórzanej bluzy i spodni, nie było na tę noc odpowied­nie.A do tego jeszcze zimny wiatr.Poprzedniego dnia zjadł swój ostatni posiłek - kawałki su­szonych owoców.Zabranego ze sobą pożywienia starczyło mu zaledwie na tydzień.Z wodą było lepiej.Miał jej jeszcze pół bu­kłaka.Opróżnił go, nim znalazł się na pustyni, ale opatrzność czuwała nad nim.Udawało mu się, podążając wyznaczonym szlakiem znajdować studnie z wodą.Uważano, że południowo-wschodnie pustynne posiadłości Carsultyalu graniczą z zapomnianymi, dawnymi królestwami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •