[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądał jak emeryt na wakacjach.- Czy umówiliście się tu z profesorem Watkinsem? - zaciekawił się Salvador, wskazując na Henry'ego.- Nie - odpowiedział Gil.- Jesteście pewni?- Oczywiście.Salvador skinął na dwóch mundurowych.- Przepuścicie do mnie tych dwoje młodych ludzi? Tak, i tego dżentelmena, który idzie tu plażą.Profesorze Watkins! Mogę prosić tutaj?Policjanci odsunęli ogrodzenie.Gil i Susan przeszli na zakazany teren.Po chwili dołączył do nich Henry.- Proszę, proszę - mruknął Henry.- Co za niespodzianka.Co wy tu robicie?- Nie wiem dokładnie - stwierdził Gil.- Naszła nas nagle ochota na spacer.- Mnie też - potaknął Henry.Funkcjonariusze zaciągnęli już zaporę na miejsce.Henrypodszedł i uścisnął dłoń Salvadora.- Cóż, Salvadorze, wygląda na to, że coś nas tu wezwało.Coś niewyczuwalnego jak ultradźwiękowy gwizdek na psy.- Chodźmy zatem i rozejrzyjmy się tutaj - zaprosił ich Salvador.Poszli za nim ku grupce policjantów i badaczy kopiących dużą, okrągłą dziurę w wilgotnym piasku.Wyglądali na bardzo zmęczonych i zniechęconych.- Znacie Johna Belli, prawda? - powiedział Salvador.Lekarz posłał im nikły, nieżyczliwy uśmiech.- A ci tu dżentelmeni przyjechali z Wydziału Biologii Morskiej Instytutu Scrippsa.Trzy twarze, jedna kaukaska, dwie czarne, wszystkie ozdobione okularami, przywitały Henry'ego, Gila i Susan z minimalnym zainteresowaniem.Henry podszedł bliżej i zajrzał do wykopu.Popołudniowy wiatr unosił mu włosy.- Dobrze by było, gdyby nie stawał pan za blisko krawędzi - ostrzegł jeden z naukowców nosowym głosem.- Wie pan, mają tendencję do osypywania się.- Oczywiście - zgodził się Henry.- Nie chcę utrudniać wam pracy, która i tak jest już uciążliwa.Ani śladu plourdeostusa?Cała trójka poszukiwaczy popatrzyła na niego z największym zdumieniem.- Skąd pan o tym wie? Henry rozpromienił się.- O plourdeostusie wiem głównie to, że jest to cholernie głupia nazwa.No dobra, nie patrzcie na mnie już z takim zdziwieniem.Nazywam się Henry Watkins, Wydział Filozofii Uniwersytetu w San Diego.Moja żona, to znaczy była żona, to Andrea Caulfield.Tak, ta Andrea Caulfield.Rozmawiałem z nią przez telefon około półtorej godziny temu.- Profesor Watkins był tu, na plaży, gdy znaleziono trupa - wtrącił Salvador tytułem dodatkowego wyjaśnienia.Cała trójka badaczy nieco uspokoiła się, lecz z pewnością nie wyglądała na uszczęśliwionych.- Wolelibyśmy, żeby gapie, którzy nie są ekspertami, trzymali się z daleka od tego miejsca - oświadczył wyniośle jeden z nich.- Dajcie spokój, nikt w tej sprawie nie jest ekspertem, z wami włącznie - powiedział Henry z niczym nie zmąconą pogodą.- Andrea wspomniała mi, że nigdy dotąd nie widziała takiego węgorza, a ona wie więcej o najpaskudniejszych mieszkańcach oceanów niż ktokolwiek inny.Wszyscy błądzimy w ciemności.Salvador odczekał, aż wznowią pracę i podszedł do Henry'ego.Ujął jego ramię, odprowadzając go na bok.- Możliwe, że masz rację, Henry.Zapewne wszyscy razem błądzimy w ciemnościach.Mam jednak wrażenie, że wy troje, którzy znaleźliście trupa, macie do czynienia co najwyżej z półmrokiem.Powiedz mi: co sprawiło, że przyszedłeś tu właśnie teraz, w tej, a nie innej chwili?Henry spojrzał na Gila i Susan.Oboje przytaknęli, na tyle jednak niezauważalnie, że nikt inny nie mógł tego spostrzec.- Cóż.- zaczął powoli.- To było tylko takie wrażenie.trudno to opisać.- Spróbuj - nalegał Salvador.- Nie wiem, czy mi się uda.To było tylko takie przekonanie, że powinienem się tu znaleźć.- Pan Belli dokonał oględzin zwłok dziewczyny i stwierdził, że w chwili gdy znalazła się w wodzie, była już martwa.Uważa, że węgorze nie miały nic wspólnego z jej śmiercią.Jedyny problem polega na tym, że nie jest w stanie podać żadnej przyczyny zgonu.Nie ma śladów uduszenia, ciosu tępym przedmiotem w głowę, strzału ani dźgnięcia.Oczywiście brakuje większości brzucha, mógł to więc być uraz w obrębie jamy brzusznej.Tylko że większość jej krwi pozostała w arteriach, a to znaczy, że serce przestało bić, zanim zostały jej zadane jakiekolwiek rany.Salvador odczekał chwilę, by zobaczyć, jakie wrażenie zrobi ta informacja na Henrym, i dodał bardzo cicho:- Pan Belli czuje się z tego powodu bardzo sfrustrowany i jest rozzłoszczony.Jeden z badaczy rzucił swą łopatę.Dość.Tu nic nie ma.Starczy na dziś.Susan postąpiła naprzód, unosząc dłoń.- Poczekajcie! - powiedziała czystym, wysokim głosem.- Poczekajcie, nie kończcie jeszcze.Pokopcie trochę głębiej.Naukowcy od Scrippsa spojrzeli na Salvadora z wyrazem twarzy znaczącym: „Czy moglibyśmy cię prosić, byś zabrał stąd tę dziewczynę?”Salvador jednak obrócił się na pięcie i z założonymi do tyłu rękami zwrócił się do reszty towarzystwa.- Gil? Henry? Co wy sądzicie? Czy oni powinni kopać dalej?- Susan ma rację - przytaknął Gil.- Powinni kopać.- Kim są ci ludzie? - dopytywali się naukowcy.- To oni znaleźli ciało dziewczyny.- I to daje im prawo do wypowiadania się na fachowe tematy? - spytał jeden z badaczy, gramoląc się z jamy.Salvador wyjął chustkę i otarł nos.- Cóż - zaczął - jeśli nie wróci pan do pogłębiania tej dziury, to zawołam moich ludzi i oni to zrobią.Oczywiście, nie będą oni tak jak wy, panowie, ostrożni, zatem, jeśli naprawdę coś tu jest, będzie to ryzykowne.Ale jestem skłonny podjąć to ryzyko.Jestem zainteresowany biologiczną stroną tego zjawiska, to oczywiste; prowadzę jednak również śledztwo w sprawie nie wytłumaczonej śmierci i to jest dla mnie najważniejsze.Naukowiec popatrzył na Henry'ego, Gila i Susan tak, jakby miał ochotę ich pobić.- Niech będzie - oznajmił w końcu.- Pokopiemy jeszcze przez pół godziny, ale potem ogłaszamy fajrant.Czekali razem na plaży, pod słońcem wypalającym sobie z wolna drogę ku zachodniemu horyzontowi i zmieniającym ocean w rozbłyskujące, oślepiające złoto.Towarzystwo od Scrippsa kopało niespiesznie, lecz systematycznie, wstrzymując pracę za każdym razem, gdy natykali się na kamień lub kawałek drewna.Salvador zbliżył się do Henry'ego.- Czy sądzisz, że tam w dole coś jest? - spytał.- Nie wiem - powiedział ochryple Henry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]