[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kip okręca się w miejscu z kieliszkiem w górze, stając twarzą doniej.Przez ułamek chwili panuje cisza.Córy unosi wino ku lśniącemu niebu.- Za przejście gwiazdy!I dokładnie wtedy, gdy jej wargi dotykają krawędzi kieliszka,wysoki, władczy głos mówi donośnie:- Wstrzymajcie się na minim, wszyscy!To mały książę Pao, unoszący swój pucharek nie po to, bysię napid, lecz by zbadad jego zawartośd.Wszyscy wpatrują sięw niego.- Wiecie co - mówi Pao, wciąż przyglądając się kieliszkowi- on może mied trochę słuszności, ten nasz światłorzezbiarz.Aro-mat jest prawidłowy - mam na myśli eglantynę - ale wąchamją już od dłuższej chwili.Zwraca na siebie uwagę dziwny chemicz- ny zapaszek, który nie pasuje.Przerywa mu dzwięk, dochodzący od strony złotego łóżka, przyktórym wygodnie spoczywa markiza.Jej eglantyna stoi w uchwy-cie przy fotelu, Kip dostrzega, że kieliszek jest prawie pusty.Dzwięk rozlega się ponownie, tym razem nie sposób pomylidgo z czymś innym.W niezwykle wyrafinowany, subtelny sposóbdama Pardalianches chrapie.Kontakt:Kip przypomina sobieZaledwie minim zajmuje Kipowi powiązanie stanu damy z za-wartością kieliszka.Tymczasem Baram zdążył do niej podejśd i teraz próbuje ją roz-budzid.Na próżno; światło jest już tak intensywne, że Kip widzi, jakBram podnosi powieki damy i sprawdza położenie języka, podczasgdy ona śpi dalej.W rzeczy samej nie jest uśpiona, lecz nieprzytomna.Coś jest nie w porządku z tą eglantyna, to jasne.Na tarasierozlegają się zaniepokojone szmery.- Sugeruję, by nikt więcej nie próbował tego cudownego wi-na, dopóki nie odkryjemy, co jest nie tak - odzywa się pogodnieCóry.- Zgodzisz się ze mną, doktorze Baram?- Jak najbardziej.- Baram sięgnął już po swój podręcznyzestaw i osłuchuje serce damy.Mały doktor Ochter przykuśtykał do nich, na jego twarzy ma-luje się zgroza.Gdy Baram odrywa wzrok od pacjentki, pyta z oba-wą w głosie, tak głośno, że słyszą go wszyscy: - Jak ona się czuje, doktorze? Oprócz oczywistego zatroska-nia przyszła mi do głowy nader niepokojąca myśl.Czy jest moż-liwe, że spożyła śmiercionośną truciznę?- Zmiercionośną? - Baram spogląda na Ochtera ze zdumie-niem.- W jej oddechu wyczuwam silny zapach wodzianu ambe-zynowego - to ten sam specyfik, który zaaplikował pan Yule'owii Hinerowi, prosty środek nasenny.Nie wykryliśmy go w winie,gdyż jego szczególną cechą jest brak zapachu przed spożyciem.Wszystkie objawy wskazują na umiarkowaną dawkę.Ale śmier-telną? Nie.Dlaczego?- Och, jaka ulga! - Człowieczek raz jeszcze przeciera czoło.- Oczywiście nie jestem w stanie zaoferowad odpowiednich prze-prosin myr Córy i jej gościom za sprezentowanie tak wątpliwegodaru.Ale moją pierwszą myślą, oprócz zdziwienia, było pytaniejakim sposobem ten środek przedostał się do zapieczętowanej bu-telki.- Przerywa i spogląda w tył, na Pao.- Zakładam, że ze-psucie się eglantyny, albo zarażenie jej jakąś toksyczną pleśnią,wskutek niewłaściwego składowania, nie wchodzi w grę.- W żadnym wypadku - odpowiada Pao.- Aatwiej ją skła-dowad niż większośd win, a jeśli już komuś udałoby się dopro-wadzid do jej zepsucia, uzyskałby jedynie wyborny ocet.- A więc specyfik musiał zostad wprowadzony z zewnątrz.- Ochter wzdycha.- Jak już powiedziałem, pierwotnie po prostuprzeklinałem własną naiwnośd.Dlaczego nie podejrzewałem, żeniektórzy z tych zadziwiająco hojnych studentów postanowili wy- kręcid numer swemu staremu profesorowi? Takie wypadki nie sąnieznane.Powinienem bardziej uważad.- Pózniej wszakże przypomniałem sobie, że ta butelka spę-dziła pięd lat pod opieką mojego przyjaciela, który działa czynniew sądzie kryminalnym.Wiadome mi są dwa wypadki pogróżekpod jego adresem, ze strony żądnych zemsty skazaoców, czy teżich wspólników.Jeszcze w zeszłym roku Wydział Specjalny przezkilka miesięcy trzymał jego dom pod strażą.A jeśli jakiś złoczyocazakradł się do jego piwnicy i znalazł tę butelkę, sądząc, że należydo niego?Potrząsa z zatroskaniem głową.- Moi studenci mogli uważad mnie za nudnego, a naweti szkaradnego.Ale w żartach na pewno nie posunęliby się do za-bicia mnie.Z drugiej strony śmierd mojego przyjaciela stanowiłabyspełnienie marzeo rozwścieczonego, szukającego zemsty przestęp-cy - albo jego wspólników.A jeśli w grę wchodzą dwie grupyludzi i dwa specyfiki? Jest pan pewien, doktorze, że stan damynie wskazuje na obecnośd znacznie grozniejszej substancji, dającjej czas na działanie?Baram marszczy brew.- Rozumiem paoski niepokój.Cóż, nie jestem toksykologiem,ale ksenomedycyna wtyka nos w najprzeróżniejsze miejsca.Nie- stwierdza z namysłem - nie słyszałem o żadnej ludzkiej tru-ciznie, tak pozbawionej smaku, by śmiertelną dawkę można byłonieświadomie spożyd w winie.Nie znam też żadnej, która w za- bójczym stężeniu nie wywoływałaby żadnych symptomów - bólu,konwulsji, wewnętrznego krwawienia, nudności, arytmii serca,drgawek i tak dalej - przez tak długi czas, podczas gdy pacjentznajduje się pozornie w najzwyklejszej fazie D snu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •