[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.102 Nazwał głosy Dobrym Oatsem i Złym Oatsem.Problem w tym, że każdy z nichuznawał, że dane określenie pasuje raczej do tego drugiego.Już w dzieciństwie jakaś cząstka twierdziła, że świątynia to głupie, nudne miejsce irozśmieszała go, kiedy próbował skupić się na kazaniu.A potem rosła wraz nim.Ta cząstkaczytała chciwie i zawsze wyszukiwała te fragmenty, które poddawały pod wątpliwość prawdęz Księgi Oma.Ten Oats szturchał go w głowie i szydził  Jeśli to wszystko nieprawda, to w cobędziesz wierzył?Druga połowa odpowiadała  Muszą istnieć inne prawdy!A zły naciskał  Inne? Masz na myśli wszystkie te pseudoprawdy?Dobry nie dawał za wygraną  Co masz na myśli?A zły wrzeszczał w środku  Kiedyś za takie myśli byłbyś poddany torturom!Pamiętasz to? O tak, pamiętasz jak wielu poniosło śmierć, tylko dlatego, że próbowali myśleć myśleć mózgiem, który jest przecież darem bożym! Czy jakakolwiek prawda usprawiedliwiten ból?Nigdy nie znalazł odpowiedzi na to pytanie.Z czasem zaczęły go nawiedzać bóległowy i bezsenne noce.Te ciągłe schizmy Kościoła ostatecznie przyczyniły się do wojny,która ciągle toczyła się w jego głowie.I pomyśleć, że został tu posłany by podreperować swoje zdrowie.Brat Melchiomartwił się jego drżącymi dłońmi i tym, że mówił do siebie.Nie opasał lędzwi.Nie wiedział, jak powinno się to robić.Poprawił jedynie kapelusz iruszył ku dzikiej, bezksiężycowej nocy.Niebo całkowicie pokryły potężne, burzowechmury.* * *Wrota rozwarły się z trzaskiem.Hrabia wyszedł wielkimi krokami.Po jego obustronach maszerowali strażnicy.Wszystko działo się wbrew powszechnej tradycji narracyjnej.Mimo, że mieszkańcyLancre byli nowi, jeśli chodzi o obleganie zamczysk, to gdzieś na poziomie genetycznymczuli, że kiedy tłum tłoczy się przy wrotach zamku, jego rezydent powinien szaleńczowrzeszczeć w płonącym laboratorium albo toczyć zaciekły pojedynek z jakimś bohaterem nablankach.W każdym bądz razie nie powinien spokojnie palić cygara.Zrobiło się cicho.Kosy i widły zafalowały.Jedynym dzwiękiem było skwierczeniepochodni.Hrabia wypuścił pierścień dymu.- Dobry wieczór  odezwał się, kiedy okrągły obłoczek podryfował w górę. Zdajesię, że mam przyjemność z tłumem?Ktoś z tyłu, nie będący pewnie na bieżąco z wydarzeniami, cisnął kamieniem.HrabiaSrokacz złapał go, nawet na niego nie patrząc.- Widły mogą być  powiedział. Nie mam nic przeciwko widłom.Pewnieznakomicie sprawdzają jako widły.I pochodnie, nic dodać, nic ująć.Jednak kosy.Niestety,nie.Obawiam się, że muszę zaprotestować.Kosy po prostu jakoś nie pasują.Chciałbympoinformować, szanownych państwa, że kosy to nie jest właściwa broń dla tłumu.Dlategoproszę, by następnym razem obyło się bez kos, dobrze? Sierpy, owszem.Jednak przez to całewymachiwanie kosami, ktoś gotów stracić ucho.Musicie to zrozumieć.Podszedł wolno do wielkiego mężczyzny, dzierżącego widły.- Jak cię zwą, dobry człowieku?- Eee.Jason Ogg, proszę pana.- Kowal?103 - Tak, psze pana.- Rodzinka cieszy się dobrym zdrowiem?- Tak, psze pana.- Zwietnie.Czy masz wszystko, czego ci trzeba?- Eee.tak, psze pana.- Dobry człowiek.Gdybyś był tak dobry i uciszył tą zgraję na czas obiadu, będę wielcezobowiązany.Domyślam się jednak, że masz tu do odegrania jakąś ważną tradycyjną rolę?Podeślę służącego z gorącym grogiem. powiedział, strząsając popiół z cygara. Ach,zapomniałbym.Chciałbym ci przedstawić sierżanta Kraputa.Przyjaciele nazywają go BillBadyl.Natomiast ten dżentelmen to Kapral Svitz.Nie sądzę, żeby miał jakichś przyjaciół.Być może znajdzie jakiegoś wśród was? Jednak to mało prawdopodobne.Wraz ze swoimiludzmi pełnią tutaj rolę wojska.Rach, ciach.i po sprawie  w tym momencie Svitz rzuciłJasonowi chytre spojrzenie i wypluł z pomiędzy pożółkłych zębów resztkę wojskowegoprzydziału  Popilnują was przez jakąś godzinkę.Tylko dlatego, że nie chcielibyśmy, abyktoś zrobił sobie krzywdę, rozumiecie?- A potem wypatroszymy was, jak małże i wypchamy słomą!  warknął kapral Svitz.- Och, to taki żołnierski żargon.Nie znam się na tym  powiedział beznamiętnieHrabia. Mam nadzieję, że unikniemy nieprzyjemności.- Zależy kto  mruknął sierżant Kraput.- Takie to już urwisy  powiedział wesoło Hrabia. %7łyczę wszystkim miłegowieczoru.%7łegnam panów. Cofnął się na dziedziniec.Wielkie, zahartowane wiekiemdrewniane bramy, zamknęły się z hukiem.Na zewnątrz zapanowała cisza, przerywana od czasu do czasu pomrukiemwprawionych w zakłopotanie chłopców, którym skonfiskowano piłkę.Hrabia skinął na Vlada i rozłożył ręce w teatralnym geście.- Taaa-da! Tak właśnie sobie z nimi radzimy.- I pewnie wydaje ci się, że ta sztuczka przejdzie drugi raz  powiedział głos z oddali.Wampiry spojrzały w górę na trzy wiedzmy.- Ach, pani Ogg  powiedział Hrabia, powstrzymując gestem wyrywających siężołnierzy. I Jej Wysokość.I panienka Agnes.Jak to leciało? Trójka dla dziewczęcia.czyraczej.Trójka, znaczy pogrzeb?Kamienie zaczęły trzeszczeć pod stopami Niani, kiedy Srokacz ruszył w jej kierunku.- Macie mnie za kretyna, drogie panie?  zapytał. Naprawdę sądziłyście, żepozwoliłbym wam biegać na wolności, gdyby istniał choć cień szansy, że możecie mnieskrzywdzić?Błyskawica przecięła niebo.- Mogę panować nad pogodą  mówił Hrabia. I nad podrzędnymi stworzeniami,którymi  bez urazy  są również ludzie.Jednak wciąż knujecie.Wydaje się wam, żeznajdziecie jakiś sposób.by nas pokonać? Urocze marzenie.Jednak pora.Gorący podmuch owionął wiedzmy i uniósł je w górę.Na zewnątrz wiatr łopotałpłomieniami pochodni, niczym chorągwiami.- I co z naszą zjednoczoną mocą trójki?  syknęła Magrat.- Gdyby stał nieruchomo na pewno by na niego podziałało!  odpowiedziała Niania.- Natychmiast przestań!  krzyknęła Magrat. I nie życzę sobie palenia w moimzamku! To może poważnie odbić się na zdrowiu otaczających cię ludzi!- Ma ktoś ochotę powiedzieć  nie ujdzie ci to na sucho ?  zapytał Hrabia, niezwracając na nią uwagi.Podszedł bliżej.Wiedzmy unosiły się przed nim bezradnie, niczymtrzy balony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •