[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bob wepchnął ostry koniec połamanego miecza w małą lukę pomiędzyramionami robota i przekręcił broń.Robot szarpnął się, pod wpływemmocnego nacisku rzygnęła jeszcze większa ilość żółtego płynu.Na półmetalowej, półplastikowej masce przypominającej twarz człowie-ka pojawiły się jakieś emocje.Zaskoczenie.Szok.Wreszcie, przy szumieukrytych napędów poruszanych przez spadające ciśnienie, robot opadł nabok.- Mieliśmy szczęście.Wygląda na to, że tylny panel sensoryczny jednost-ki bojowej został zniszczony podczas wcześniejszej walki - rzeczowo zau-ważył Bob, po czym przyjrzał się poszarpanym szczątkom lewej ręki.Tęt-nice powoli przestawały buchać krwią, posoka z otwartych żył krzepłagrubą warstwą, jak klej stolarski.- Bob! - Liam przełknął ślinę.- Twoja.twoja ręka! - Obejrzał szerokąsylwetkę Boba i zorientował się, że brakująca część wciąż była przybita dodrzewa.- Przeżyję - rzekł szorstko, po czym spojrzał na robota.- Tryb ruchu zo-stał w tej obudowie bojowej wyłączony, ale wciąż jest aktywna.Liam zauważył, że niebieskie punkciki wciąż płonęły wściekle, a głowamaszyny spazmatycznie obraca się w lewo i w prawo przy głośnym brzękumałego przegrzanego silnika, jakby samo to mogło pomóc w podniesieniuciężkiej i martwej obudowy z leśnego poszycia.- Co.co mu zrobiłeś? - z trudem wymamrotał Liam.Gardło paliło jakdiabli.- Przeciąłem główny przewód hydrauliczny.Ciecz zasila system ciśnie-niowy pozwalający serwomotorom aktywować ruchy kończyn.- Spojrzałna zepsutego robota.- To usterka projektowa jednostek mechanicznych -wyjaśnił z lekkim lekceważeniem.- Nie potrafią się regenerować.To staratechnologia.- Jasne.Bob zaczął rozglądać się po ziemi, aż dostrzegł to, czego szukał.Pochyliłsię i podniósł kamień wielkości ludzkiej głowy.- Co robisz? - spytał Liam.- Jednostka wciąż jest aktywna.Należy ją zniszczyć.Gdy Bob podnosił głaz nad głowę, Liam odwrócił wzrok.Pomimo że naziemi leżała tylko maszyna, plastikowa skóra pod nosem sprawiała, żeprzynajmniej połowa czaszki wygląda zbyt ludzko, by beznamiętnie pa-trzeć na jej miażdżenie.Usłyszał kilka ciężkich uderzeń, a następnie brzęczący i stukoczący po-świst jakiegoś wewnętrznego komponentu, który wciąż szaleńczo praco-wał.Jeszcze ostatnie łupnięcie i dzwięk zamarł.- Czy jest.martwy?- Martwy - odparł Bob.Liam odwrócił się, by spojrzeć na rozpłaszczoną bryłę pogniecionegometalu i pokruszonego tworzywa o barwie skóry.- Zanim ta jednostka nas znalazła, rekomendowałeś powrót do obozu -zauważył Bob.- Nie możemy tam wrócić - odparł chłopak.- Nie możesz walczyć.Nie wtym stanie.- Moja wydajność bojowa spadła jedynie o pięćdziesiąt procent.Wciążjestem efektywną platformą militarną.Liam spojrzał na niego uważniej.Może i ma rację.Szczerze żałowałby lo-su mężczyzny na tyle głupiego, by stanąć do walki z jednorękim Bobem.Ale gdy tak patrzył na żałośnie zwisające strzępy lewej ręki, nie miał sercapoprosić Boba - nie, rozkazać Bobowi - aby przetarł szlak do obozowiska.Potem jego wzrok spoczął na porzuconej czarnej pelerynie robota, po-szarpanych szmatach i bawełnianych rajtuzach wciąż okrywających mar-twe ciało Rexa.- Dobra.Dobra, mam pewien pomysł.Chyba trzeba go pochować?- Potwierdzam.Wtedy metal z czasem przerdzewieje.- Najpierw go rozbierzmy.- Spojrzał na Boba i uniósł brew.- Zgadnij, ko-go będziesz teraz udawał.dROZDZIAA 62Las Sherwood, hrabstwo Nottinghamshire rok 1194Liam bojazliwie zerkał na boki, gdy maszerowali przez obóz.Odprowa-dzały go wrogie spojrzenia.Ktoś podniósł z ziemi kawałek końskich od-chodów i cisnął nimi w chłopaka.Rozpadły się w powietrzu i opadły drob-nym deszczem na klatkę piersiową Liama, który ukrył twarz w dłoniach,by nie zderzyć się z kolejnymi pociskami tego typu.Idąca za nim wysoka postać w kapturze szturchała go co chwila czub-kiem miecza, a kiedy Liam potknął się i niemal upadł, tłum szyderczo za-gwizdał.Gawiedz rozstępowała się przed nimi z wyraznym ociąganiem; nawłosach i ramionach poczuł delikatne pacnięcie plwocin.Skrzywił się zodrazy, wciąż chowając twarz w dłoniach.Ciżba hałasowała coraz głośniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]