[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ty jednaz całego twojego gatunku przyszłaś do nas po to, żeby stworzyć harmonię.Umiesz siętargować nie gorzej od innych, ale jesteś bardziej.wy, ludzie, powiedzielibyście chyba:przyjacielem.Jeśli jarzmo, które przygniata nas w tym kraju, ma zostać kiedykolwiek zdjęte.będziemy do tego potrzebowali przyjaciół o śmiałych umysłach, takich jak twój.A więc tajemniczy traktat nie był dobrowolną umową, lecz wymuszonymnarzuceniem warunków! Mara wstrzymała oddech i nie ośmieliła się pytać dalej.Królowawskazała gestem Lujanowi, by wyprowadził ją z komnaty.Rozmowa została zakończona.Niepewna, jak według protokołu powinno wyglądać oficjalne potwierdzenie zawarciaprzyjazni między gatunkami, Mara wykonała ukłon, który oznaczał sojusz między domami idodała kilka słów od siebie.- Zawsze uważałam cię za przyjaciela.Przyznaję twoim poddanym takie sameprzywileje, jakie posiadają wszystkie rody należące do mojego klanu.Królowa cho-ja skinęła głową i pełnym wdzięku gestem pozwoliła orszakowi opuścićkomnatę.Lujan odprowadził swą panią do lektyki.W jej oczach, które od chwili powrotu dodomu dzieciństwa były nieruchome i pozbawione blasku, teraz lśniło nowe światło.Energicznym gestem nakazała tragarzom ująć uchwyty lektyki i ruszyć.Lujan nałożył hełm z pióropuszem i wymaszerował z komnaty z szerokim uśmiechemna twarzy.Towarzyszył Marze już od wielu lat jako dowódca jej armii.Z chęcią oddałby dlaniej życie, nie tylko ze względu na honor i obowiązek należny każdej władczyni, ale takżedlatego, że kochał ją i szanował.Pomimo poważnej grozby, jaką stanowił dla niej edyktZgromadzenia Magów, Mara nie załamała się i znowu okazała hart ducha, którym odpierwszej chwili zjednała sobie jego serce.Weszła do tych tuneli jako zmęczona kobieta wśrednim wieku, a wyłoniła się z nich jako energiczna, pewna siebie władczyni.Wbrewwszelkiemu prawdopodobieństwu Mara pokonała ograniczenia swej sytuacji; tam, gdzie niebyło żadnej nadziei, znalazła wyrazny cel i sposób na wyjście z trudności, które wedługtradycji uchodziły za nie zwyciężone.Wielu panów tsurańskich wolałoby się rzucić na miecz, niż żyć z taką skazą nahonorze, jak ta, do przełknięcia której zmusili Marę magowie.Jej wróg, Tasaio Minwanabi,niegdyś najpotężniejszy człowiek w Imperium, wolał popełnić samobójstwo, niż znosić upokorzenie.Nie tchórzostwo, lecz niezłomna wola nakazywała Marze żyć.W przypływie optymizmu i buty Lujan pomyślał, że Zgromadzenie powinno mieć sięna baczności.Choć sami bogowie wiedzieli, w jaki sposób jego drobna, niewielka panimiałaby się przeciwstawić magicznym mocom, którymi dysponowali Wielcy.* * *Popołudniowe słońce wpadało przez przegrody i kładło się smugami na parkiecie.Pokój w dawnej posiadłości rodu Acoma, który służył Marze jako gabinet, wypełniony byłzapachem pnączy akasi rosnących za ścieżką w ogrodzie.Zegar zrobiony przez cho-ja miękkowybijał godziny; obok przegrody widać było fragment podłogi, który jej pierwszy mążzarysował podkutymi sandałami bojowymi, gdy dumnie wkroczył do domu po polowaniu nasarcata.Deski wyszlifowano piaskiem, ale mimo wieloletniego woskowania wciąż miałynieco inny odcień.Ze wszystkich stron tłoczyły się wspomnienia: przy tym pulpicie pan Sezu,ojciec Mary, pieczętował dokumenty, podczas gdy u jego stóp jej brat Lanokota rysowałkredą obrazki na podłodze.Znów poczuła znajomy zapach, jakby wróciły dawno minione dnidzieciństwa.Ale teraz u jej kolan siedziała Kasuma, a chłopcem, który na wyszlifowanejpiaskiem podłodze rysował obrazki zrozumiałe jedynie dla niego samego, był rudowłosy synbarbarzyńcy.Zanurzyła pieczęć Acomy w tuszu i przystawiła ją do ostatniego listu.Obok pulpitudo pisania stał kosz pełen przewiązanych wstążkami pergaminów, czekających na przybycieposłańca, który miał je zanieść do cechu doręczycieli.Mara odłożyła na bok ciężką pieczęć i w myślach przejrzała instrukcje dla Jicana,Incoma i Keyokego, przebywających w posiadłości nad jeziorem.Jej nieobecność mogła sięprzedłużyć, ale wiedziała, że pod ich nadzorem wszystko będzie szło gładko.Irrilandi, jejdrugi dowódca, był teraz przy boku pana Shinzawai i wspomagał go w umacnianiu pozycjigłowy rodu.Dotychczas Hokanu poradził sobie z kilkoma wrogimi wystąpieniami iprzypadkami naruszenia sojuszy, wymuszonymi przez naciski tradycjonalistów.Nieodpowiedział jeszcze na oficjalną prośbę cesarza, który proponował mu objęcie urzędu póojcu.W liście do Mary wyjaśniał, że to opóznienie było umyślne; chciał w ten sposób zmusićnieznanego rywala do ujawnienia się.Pierwszy doradca mojego ojca, Dogondi, to prawdziwy skarb; jest piekielnieprzebiegły i ma poczucie humoru - pisał Hokanu.- Lubi upokarzać wrogów, ośmieszając ich.Któregoś dnia powiedział mi tak:  Zabijając człowieka, przydajesz mu honoru w oczachbogów.Zmiejąc się z niego, ściągasz na niego wstyd.Mara uśmiechnęła się lekko, ale jej dobry nastrój znikł, gdy przypomniała sobie inne fragmenty listu męża.Rozumiała, że Hokanu znajduje się pod wielką presją, wydany nanieustanną krytykę ze strony kilku zazdrosnych kuzynów, ale mimo wszystko mógł zwiększym zainteresowaniem zapytać o zdrowie swej córki.Nie wydawał się szczególniezmartwiony tym, że Mara planowała długą i, być może, niebezpieczną podróż w okresie, gdydziecko potrzebowało jeszcze nieustannej opieki.Musiała jednak przyznać, że Hokanu nigdy nie lubił się rozwodzić nad kłopotami.Jeśli nawet był chory z niepokoju, nie chciał jej obciążać swym lękiem.Mara miała zamiarudawać, że jej podróż jest pielgrzymką.Tradycjonaliści mogą w to uwierzyć.Możliwe, żepan Anasati także da się nabrać i minie kilka miesięcy, zanim jego pierwszy doradca odkryjeprawdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •