[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Kitmarzył, aby skończyć wreszcie tę rozmowę.Mniemam, że zobaczę was na widowni? O, tak! Kobiety zaniosły się chichotemjak młódki.Kit ukłonił się im i pospieszył do miejsca,gdzie ostatnio rozmawiał z Mercy, licząc, żemoże tam na niego czeka.Ale pod rozłożystymostrokrzewem, rosnącym naprzeciwko gospody,nie było nikogo.Kit oparł się o pień, na próżnowypatrując wśród przechodniów drobnej pannyi jej postawnej towarzyszki.Na pewno przyjdzie,musi przyjść.Może zapomniała czegoś w teatrzei wróciła po to? Ludzie często gubili na widownichusteczki czy rękawiczki.* * *Tkwił tam prawie godzinę, aż wreszcie nadobre zwątpił, że Mercy się pojawi.Tobias wytoczył się z gospody, gdzie popijałz Saxonem i jego kompanią. Ty jeszcze tutaj, Kit?Kit kiwnął głową, przytupując zmarzniętyminogami.Zapadł zmrok i musiał pogodzić się zmyślą, że Mercy nie ma zamiaru się z nimspotkać. Słowem, wystawiła cię do wiatru.Ale niesmęć się, w gospodzie jest mnóstwo milszychdziewczyn.Sam postawiłem po szklanicy dwómślicznym stworzeniom, Meg i Peg.Chodz, zarazsię pocieszysz.Kit wyprostował się powoli jak zapaśnikpodnoszący się po ciosie.Nie chciała nawetwysłuchać jego wyjaśnień! Do licha, czy musiałtrafić na jedyną dziewczynę w Londynie, którawstydziła się pokazać w jego towarzystwie?Wystarczy, żeby wrócił do gospody, a rójdziewek opadnie go jak pszczeli rój.Powinna tozobaczyć! Skąd miałeś pieniądze, żeby stawiaćkolejki? zapytał, otaczając ramieniem plecybrata.Trudno, musi udawać, że nic go to nieobeszło. Powiedziałem, że zjawisz się poprzedstawieniu.Zwrócę ci, kiedy przypłyniestatek Willa.Przysięgam. Porządna panna, a taka pokrętna pomyślał gorzko Kit.Powiedziała, że wysłuchajego wyjaśnień, po czym uciekła bez słowa. Dobra, braciszku, będę ci stawiał kolejki,póki nie napełnisz swojej kiesy.A terazchodzmy, bo spieszno mi do Meg i Peg.* * *Kit uregulował rachunek z oberżystą i podziewiątej wyprowadził Tobiasa z gospody.Takrozeszły się pieniądze, które chciał wydać nakolację z Mercy.Nie trudził się nawet, bypożegnać przygodne towarzyszki.Dziewuchymiały więcej ciała niż rozumu i szybko znudziłago ich głupia paplanina; nie był w nastroju nałatwe miłostki.W porównaniu z Mercy wydałymu się jeszcze bardziej wulgarne i głupie niżzwykle.Tobias zachwiał się z jękiem. Kit, niedobrze mi.Kit natychmiast wszedł w rolę opiekuńczegobrata.Zdjął Tobiasowi płaszcz i kapelusz, poczym usunął się na bok, aby nieszczęśnik mógłulżyć sobie pod krzakiem.Kiedy skończył,nadal był blady, ale wyglądał o wiele lepiej. Czy zawróciłem Peg w główce, Kit? zapytał, wpadając w stan pijackiej melancholii. Powiedz, że czarowałem ją jak. z wysiłkiemszukał słowa .jak prawdziwy czaruś? O, tak, braciszku, byłeś wprostnieodparty.Tobias zatoczył się na pobocze i chwiejnieodbił z powrotem do Kita, jak marynarz napokładzie statku miotanego sztormem. Pocałowałem ją? Jasne, i jeszcze więcej skłamał Kit zobawy, że jeśli powie prawdę, Tobias uprze się,by wrócić i dokończyć zaloty. To nie byle jaka dzierlatka, prawda? No, istna perła wśród dziewczyn z oberży przyświadczył z powagą Kit. Kocham cię, Turner.Och, dość już tych pijackich gadek! Kituznał, że nadto już wykazał się braterskimzrozumieniem zwłaszcza że mieli jeszczedaleko do domu.Z westchnieniem objął Tobiasa w pasie,podtrzymując go, żeby się nie przewrócił. Ja też cię kocham, bracie, ale wez się wgarść i chodzmy do domu, zanim nakryją nasnocne straże.Tobias czknął rozgłośnie. Jak będą chcieli cię zatrzymać, zastrzelęich. Wycelował z palca, z pijackim zapałemnaśladując odgłosy wystrzałów. Jeszcze tego brakowało! Cicho bądz.Nie bez trudu udało się Kitowi doprowadzićTobiasa do domu.Brat, popchnięty na łóżko,padł na plecy i legł jak rozgwiazda, z jedną nogązwisającą na podłogę, rozrzuciwszy szerokoramiona.Kit postawił przy nim na wszelkiwypadek kubek cienkiego piwa i nocnik, poczym odszedł do okna.Nie chciało mu się spać.%7łal do Mercy zdążył już wyparować,pozostawiając nieznośną pustkę.Kit usiadł naławie stojącej w okiennej wnęce i podciągnąłkolana pod brodę, obejmując je rękami.Ledwiesię tam mieścił, ale nigdy nie zarzucił tegozwyczaju z dzieciństwa.Spędził w tym miejscuniezliczone noce, skulony jak jeż i jak jeżodgrodzony kolcami od wrogiego świata.Odrzucenie przez Mercy zraniło go do żywego.Rana była głęboka.Nie poczekała nawet, by powiedzieć mu, żego nie chce.Otworzył okiennice i wpatrzył się w księżyc,który zdawał się płynąć wśród chmur,oświetlając flagę na wysokim szczycie teatru,królującym w oddali ponad dachami iwierzchołkami drzew.Przez lata marzył okarierze na scenie i oto teraz, kiedy marzeniezaczęło się spełniać, zródło jego szczęścia stałosię przeszkodą.Czy Mercy kiedykolwiek przyjmie go doswego serca takim, jaki jest? Bardzo wątpił.Aczy jemu samemu zależy na niej na tyle, byspróbować być kimś innym? Ba, oto pytanie!Zanim podejmie jakąkolwiek dramatycznądecyzję, powinien jeszcze raz z niąporozmawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]