[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oone cofnęła własnego konia i nadal mierząc ostrzem w przeciwnika,sięgała po drugą włócznię i po sztylet.Elryk postąpił w ich kierunku i spróbował powtórzyć po części sztukę Oone,dosięgając włócznią pękniętego pancerza, ale ostrze odbiło się od kości słonioweji zostało odtrącone.Elryk stracił na chwilę równowagę i to wystarczyło Perłowe-mu Rycerzowi, by dać upust pragnieniu zemsty.Miecz wykrzesał iskry w spo-tkaniu ze stalowym pancerzem księcia, który upadł na kark konia i ledwie zdołałzablokować następne cięcie.Nagle przeciwnik zaskrzeczał boleśnie, oczy jegozrobiły się jakby jeszcze większe, a krwawa piana potoczyła z ust.Ze złączenianapierśnika i hełmu trysnęła posoka.Padł w kierunku księcia, a ten ujrzał wrażonąw pierś Perłowego włócznię. To tak nie zostanie! krzyknął Perłowy Rycerz tonem grozby. Na tonie pozwolę!Potem spadł bezwładnie z siodła i niczym worek kości potoczył się po ka-mieniach podwórca.Rzezbiona w kształt drzewa figowego fontanna ożyła nagle,wyrzucając strugi wody, która rychło zaczęła obmywać ciało.Pozbawiony jezdz-ca koń rzucał się rżąc przerazliwie, aż w końcu pogalopował przez bramę i zniknąłna marmurowej drodze.Elryk obrócił ciężkie ciało i upewnił się, że Perłowy Rycerz na dobre rozstałsię z życiem.Przy okazji obejrzał dokładniej jego zbroję.Wciąż nie mógł się135nadziwić mistrzowskiemu atakowi Oone. Nigdy jeszcze nie widziałem czegoś takiego powiedział. A miałemdo czynienia z najlepszymi z najlepszych, zarówno jako ich sojusznik, jak i wróg. Dobry Złodziej Snów musi znać parę sztuczek odparła Oone, świadomawrażenia, jakie wywołała. Matka mnie tego nauczyła, ale ja nigdy nie będę takdobra jak ona. Twoja matka też była Złodziejką Snów? Skądże. Oone obejrzała zniszczone ostrze swego miecza, po czym się-gnęła po oręż pokonanego. Była królową. Sprawdziła wyważenie nowejbroni i odrzuciła starą.Ponieważ ten miecz był szerszy, przypasała go po prostudo pasa, pozbywając się również starej pochwy.Wypływająca wciąż z fontannywoda podchodziła im już do kostek, drażniąc konie.Prowadząc wierzchowce przeszli pod półkolistą bramą na następne podwórze,gdzie też były fontanny, ale woda nie zatapiała okolicy.Jak cała forteca, wydawałysię wyciosane z kości, przedstawiały zaś stylizowane postaci czapli ze wzniesio-nymi i skrzyżowanymi dziobami.Przypomniało to nieco Elrykowi styl dominu-jący w Quarzhasaat, tutaj jednak nie wyczuwało się ani nastroju dekadencji, anizastałego smrodu wiekowego szaleństwa.Czy wybudowali tę fortecę przodkowieobecnych mieszkańców upadłego miasta? Może jakiś wielki król wymknął się ca-łe tysiąclecia temu z owego gniazda zepsucia i dotarł w ucieczce właśnie tutaj?Może z takich właśnie związków wzięła się legenda o Perle?Mijali podwórzec za podwórcem, a każdy piękny na swój niezwykły sposób.Elryk zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem ten szlak nie wyprowadzi ich je-dynie na drugą stronę fortecy. Dziwnie nie zamieszkane miejsce zauważył. Chyba niedługo kogoś spotkamy mruknęła Złodziejka.Wspinali się po spiralnej ścieżce wijącej się wokół wielkiej centralnej budow-li.Mimo surowego wyglądu i panującego w tych murach nastroju powagi, Elryknie odbierał tej architektury jako martwej i chłodnej.Przeciwnie, miał wrażenie,jakby za budulec posłużyło skamieniałe ciało jakiejś wielkiej istoty.Odgłos kopyt został przytłumiony przez kosztowne dywany zaczynające sięu wejścia do wielkich sal i korytarzy, ściany obwieszone były gobelinami i wy-łożone mozaikami, które nie przedstawiały żadnych żywych istot, a tylko wzorygeometryczne. Mam wrażenie, że zbliżamy się do serca fortecy wyszeptała Oone, jakbyobawiała się zostać podsłuchana, jednak wokół nie było widać nikogo.Omiotłaspojrzeniem wysokie kolumny, zajrzała do całego szeregu komnat oświetlonych,jak się wydawało, zewnętrznym blaskiem dnia.Podążając za nią, Elryk miał wra-żenie, iż dojrzał jakąś postać w błękitnej szacie przemykającą przez jedne z drzwii znikającą raptownie. Kto to był?136 Wciąż ci sami mruknęła Oone. Wciąż ci sami. Sięgnęła po brońi gestem nakazała Elrykowi zrobić to samo.Wyszli na kolejny podwórzec, nadktórym wisiało szare niebo.Wokół wznosiły się galerie sięgające aż ku samemuszczytowi budowli.Księciu wydało się, że wyglądają z nich jakieś twarze.Naglecoś skapnęło mu na twarz.Krew.Ludzka krew, w której, jak zauważył, jego końbrodził już po kostki, a wciąż więcej jej spływało z galerii.Z góry dobiegł gonajpierw cichy pomruk, potem śmiech, w końcu krzyk. Dość! krzyknął, brodząc ku ścianie. Przybyliśmy, by porozmawiać!Chcemy tylko Zwiętej Dziewczyny! Oddajcie nam jej duszę, a odejdziemy!Odpowiedzią były strugi krwi.Skierował wierzchowca do następnego przej-ścia, zagrodzonego kratą.Usiłował ją unieść lub wyważyć, ale na próżno.Spojrzałna Oone, która otarła się już z krwi.Długimi palcami wymacała jakiś przycisk,który spowodował, iż krata uniosła się powoli, jakby niechętnie, ale pozostałaotwarta. Jak większość mężczyzn, mój panie, w chwilach paniki skłonny jesteś po-przestawać na brutalnej sile.Elryk poczuł się urażony. Nie miałem pojęcia, że istnieją takie urządzenia do otwierania bram. Teraz już wiesz i zapamiętaj to sobie, a może wyjdziesz stąd żywy. Czemu nie chcą z nami rozmawiać? Pewnie podejrzewają, że chcemy czegoś więcej, niż głosimy.Tak naprawdęto mogę tylko zgadywać, jaką logiką się kierują.W tych krainach za każdymrazem napotyka się coś nowego.Chodz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]