[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkrótce potem Merry i Pippin wdrapali się na górę.Byli zdyszanii trochę wystraszeni. Masz! wysapał Merry. Przynieśliśmy twoje koce razem z naszymi.Resztę bagaży Obieżyświat schował pod wielką kopą liści. Nie będą wam potrzebne te rzeczy powiedział Haldir. Zimą bywachłodno w koronach drzewa, chociaż dziś wiatr wieje z południa; ale poczęstu-jemy was takimi potrawami, takim trunkiem, że nie poczujecie nocnego chłodu,a zresztą mamy zapasowe futra i płaszcze.Hobbici zjedli drugą (i znacznie lepszą) wieczerzę z radością.Potem, zawi-nięci ciepło, nie tylko w futrzane płaszcze elfów, lecz również we własne koce,usiłowali zasnąć.Lecz mimo zmęczenia żadnemu z nich prócz Sama nieprzyszło to łatwo.Hobbici nie lubią wysokości, nie sypiają nigdy na piętrze, na-wet jeśli mają dom piętrowy.Napowietrzna sypialnia wcale im nie przypadła do347smaku.Nie miała ani ścian, ani bodaj bariery, nic prócz lekkiej, plecionej z trzci-ny przegrody, którą się przesuwało i zależnie od wiatru ustawiało z tej czy innejstrony.Pippinowi dość długo usta się nie zamykały. Mam nadzieję, że nie zlecę z tego poddasza, jeśli wreszcie usnę mówił. A ja, jak zasnę, to się nie obudzę, choćbym zleciał oświadczył Sam. Im zaś mniej będziesz gadał, tym prędzej sobie chrapnę; spodziewam się, żezrozumiałeś przytyk, co?Frodo czas jakiś leżał bezsennie i patrzał w gwiazdy poprzez blady stropdrżących liści.Sam od dawna chrapał u jego boku, nim wreszcie Frodowi senskleił powieki.Majaczyły mu w ciemności szare sylwetki dwóch elfów, którzyobjąwszy ramionami kolana siedzieli bez ruchu gawędząc szeptem.Trzeci zszedłna dół, strażować na jednym z niższych konarów.W końcu, ukołysany szumemwiatru wśród gałęzi i łagodnym szmerem wodospadu Nimrodel, Frodo także za-snął, a w głowie śpiewała mu pieśń Legolasa.Ocknął się pózną nocą.Inni hobbici spali.Elfów nie było.Sierp księżyca świe-cił mdłym blaskiem pośród liści.Wiatr ustał.Gdzieś z bliska od ziemi dobiegł wy-buch chrapliwego śmiechu i tupot mnóstwa nóg.Szczęknęła stal.Z wolna wszyst-ko ucichło, jakby oddalając się na południe, w głąb lasu.Nagle w otworze pośrodku talana ukazała się jakaś głowa.Frodo usiadł prze-rażony, ale zaraz poznał szary kaptur elfa.Elf patrzał na hobbitów. Co się stało? spytał Frodo. Irch! odpowiedział elf świszczącym szeptem i wciągnął na pomost sznu-rową drabinę. Orkowie! Co tu robią? zdumiał się Frodo, lecz elf już zniknął znowu.Zaległa cisza.Nawet liście nie szeleściły, nawet wodospad jakby stłumił swójszum.Frodo siedział drżąc mimo ciepłego okrycia.Wdzięczny był losowi, że or-kowie nie zdybali drużyny na ziemi, lecz zdawał sobie sprawę, że drzewo nie jestzbyt bezpiecznym schronem, pomaga jedynie ukryć się przed wrogiem.Orko-wie, jak wiadomo, nie gorzej od gończych psów węszą tropy, a przy tym umiejąwspinać się na drzewa.Frodo dobył %7łądełka: błysnęło i zalśniło błękitnym pło-mieniem, potem z wolna zaczęło przygasać, aż zmatowiało zupełnie.Mimo toprzeczucie bliskiego niebezpieczeństwa, zamiast opuścić Froda, spotęgowało sięjeszcze.Wstał, podpełznął do włazu i spojrzał w dół.Był niemal pewny, że słyszyz daleka, spod drzewa, ukradkowe człapanie.Nie mogły to być elfy.Leśne plemię porusza się bezszelestnie.Potem Frodorozróżnił szmer jak gdyby węszenia i lekki chrobot, jakby ktoś skrobał korę napniu.Wpatrzony w ciemność hobbit wstrzymał oddech.Coś lazło po pniu w górę, cichutko sycząc przez zaciśnięte zęby.Kiedy pode-348szło tuż pod rozgałęzioną koronę, Frodo zobaczył parę bladych oczu.Nie poru-szały się, spoglądały w górę bez zmrużenia powiek.Nagle zgasły, a ciemna postaćosunęła się po pniu i zniknęła.Niemal w tej samej chwili ukazał się Haldir, szybko wspinając się wśród ga-łęzi. Coś tu było na drzewie, jakiś stwór, którego w życiu jeszcze nie spotka-łem powiedział. Nie ork.Umknął, kiedy dotknąłem pnia.Bardzo czujnyi ma wprawę w łażeniu po drzewach, gdyby nie to, byłbym go może wziął zajednego z was, hobbitów.Nie strzelałem i nie ośmieliłem się krzyczeć, bo niemożemy ryzykować walki.Przeszedł tędy dopiero co duży oddział orków.Prze-prawili się w bród przez Nimrodel plugawymi łapami zmącili jej czystą wodę! a pózniej pomaszerowali starą drogą wzdłuż rzeki.Zdaje się, że coś wywę-szyli, przeszukiwali teren w miejscu, gdzie biwakowaliście z wieczora.We trzechnie mogliśmy wypowiedzieć bitwy setce, więc zwiedliśmy ich udając różne głosyi wywabiliśmy tym sposobem bandę z lasu.Orofin pobiegł szybko do naszej głównej siedziby z ostrzeżeniem.Nigdy ża-den ork nie ujdzie żywy z Lorien.Zanim jutrzejsza noc zapadnie, wzdłuż pół-nocnej granicy przyczai się wielu elfów.Wy wszakże musicie ruszać na południeskoro świt.Dzień zjawił się blady od wschodu.Rozwidniało się, a hobbici patrząc naświatło, przesiane przez żółte liście drzew, mieli wrażenie, że to chłodny świtw pełni lata.Wśród kołyszących się gałęzi przeświecało jasnobłękitne niebo.Przez rozchylone liście z południowej krawędzi talana Frodo widział dolinę Srebr-nej %7łyły niby morze rdzawego złota falujące w łagodnym podmuchu wiatru.Ranek był zimny i jeszcze młody, gdy drużyna wyruszyła w dalszą drogę,prowadzona teraz przez Haldira i jego brata Rumila. %7łegnaj, miła Nimrodel! zawołał Legolas.Frodo obejrzał się i dostrzegłblask białej piany między szarymi pniami drzew. %7łegnaj! powiedział.Zdawało mu się, że już nigdy nie usłyszy równiepięknej muzyki wody, wiecznie zestrajającej tysiączne dzwięki w różnorodną me-lodię.Wrócili na starą ścieżkę biegnącą zachodnim brzegiem Srebrnej %7łyły i szli niączas jakiś w kierunku południowym.Na ziemi pełno było śladów wydeptanychstopami orków.Wkrótce jednak Haldir zboczył między drzewa i zatrzymał się nabrzegu w ich cieniu. Po tamtej stronie potoku czuwa ktoś z naszych rzekł chociaż wypewnie go nie widzicie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]