[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I długą, solidnie zbudowaną chatę, wzniesioną z kłód i kamieni.Jej drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich potężna jak niedźwiedź postać.Na pokaźnym brzuchu mężczyzny krzyżowały się dramatycznie taśmy nabojowe.Miał pełno sztyletów za pasem, workowate spodnie i czarną czapkę z astrachańskiej wełny.Dymitr zasalutował dziarsko, po czym wrócił do ożywionej przemowy kierowanej do zbierającego się tłumu.Ważną rolę odgrywały w niej zamaszyste gesty, dłonie opadające niczym samoloty i zęby rozszarpujące wyimaginowaną szyję.Proszę, proszę, sam Kozak Borys, Postrach Stepów, pomyślała Johanna, spoglądając na masywną postać stojącą przed chatą.Przeszył ją lekki dreszcz.W wąskich, czarnych oczach nie dostrzegała głupoty.Za potężnym mężczyzną podążał drugi, odziany w połatany, lecz łatwy do rozpoznania sowiecki mundur.Miał bladą, inteligentną twarz i długie, szczupłe dłonie.Zielone naszywki na kołnierzu.NKWD, pomyślała.Cudownie.Dowódca zadał basowym głosem jakieś pytanie.Twarz miał okrągłą i nalaną, lecz mocną, a wargi grube i czerwone.Dymitr odpowiedział mu.Potem zaczęli się spierać.W otaczającym ich tłumie rozległy się szepty.Potężny mężczyzna zwrócił się w stronę pozostałych i ryknął.To uspokoiło większość.Gdy odezwał się człowiek z zielonymi naszywkami, zrobiło się tak cicho, że Johan-na słyszała oddechy i szum wiatru poruszającego liśćmi.Dymitr zwrócił się ku niej z przygnębioną miną.- To - powiedział, wskazując na człowieka z ładownicami - sierżant Siergiej.Kolos warknął z niezadowoleniem.- Przepraszam.Towarzysz pułkownik Siergiej Andriejewicz Kozin.- Wystraszone spojrzenie.- Z.pomocnikiem? Aha, adiutantem.Towarzysz Blennikow.Towarzysz pułkownik był naszym wodzem.- użył dosłownego niemieckiego odpowiednika Fuhrer, wymawiając to słowo z lekką emfazą -.kiedy nasz dowódca Iwan Junkow, był więźniem SS.Nasz dowódca.- użył rosyjskiego słowa komandir -.wkrótce znowu obejmie tę funkcję.Wezwał na spotkanie w tym miejscu całą Pierwszą Brygadę Partyzancką.Johanna wydęła wargi.Czuła, jak pot spod pach spływa jej po bokach.Po plecach przebiegły jej ciarki.Zdała sobie sprawę, że otacza ją mnóstwo dzikich, nieznajomych, nie udomowionych poddanych.Do tego byli uzbrojeni, a tych dwóch nie da się tak łatwo zastraszyć.Skierowała na nich całą uwagę, starając się dostrzec ich jako jednostki, odczytać wskazówki zdradzane przez ich dłonie, twarze i postawę.Narzędzie, które mówi, może też myśleć, powiedziała sobie.Jeśli faktycznie jesteś inteligentniejsza, przechytrz ich!Sytuacja była nieprzyjemna.Wielki Rosjanin był zwierzęciem, a drugi, przypominający kryjącego się pod kamieniem owada, fanatykiem.Wszystko wskazywało na to, że inteligentnym.Ale.to przypominało zbieganie ze stromego wzgórza.Jeśli nie przestało się biec, można było runąć na tyłek, lecz w przypadku próby zatrzymania się było to pewne.- Powiedz im, że porozmawiam z komandirem Iwanem, kiedy się zjawi - stwierdziła obojętnym tonem.Dymitr przetłumaczył jej słowa.Na jego wyniszczonej twarzy pojawił się wyraz jeszcze większego przygnębienia.- Mówią.mówią, że masz porozmawiać z nimi teraz, w izbie, chacie.- Wyciągnął rękę.- Broń?Jest ich za dużo, pomyślała, panując twardo nad sobą.Odsunęła Dymitra na bok i ruszyła do chaty za enkawudzistą.Zamrugała powiekami pod wpływem kontrastu między prześwitującym przez liście blaskiem słońca a mrocznym wnętrzem.Zrobiło się jeszcze ciemniej, gdy drugi mężczyzna przesłonił drzwi i zatrzasnął je za sobą z głuchym łoskotem.Nie chciało mu się zamykać zasuwy.W środku śmierdziało jak w zwierzęcym legowisku, lecz dawała się również wyczuć woń świeżego drewna.Johanna oddychała głęboko i powoli.Potrzebowała tlenu i wywoływanego przez ćwiczenia prany spokoju, płynącego z rytmicznych ruchów przepony.Wszystko będzie zależało od.Chudzielec chwycił ją za ramiona i wbił palce w łopatki, próbując zmusić ją do wygięcia kręgosłupa do przodu.Pozwoliła, by jej mięśnie rozluźniły się pod tym naciskiem, a barki opadły.Nie czuła już strachu.Ju, przemknęło przez nią.Płyń z falą.Grubas podszedł bliżej.Poruszał się bardzo szybko, jak na kogoś tych rozmiarów.Ważył co najmniej dwukrotnie więcej od niej, a znaczną część jego masy stanowiły mięśnie.Zacisnął boleśnie łapę na jej piersi, miętosząc ją i pociągając.Drugą ręką złapał Johannę za tył głowy, unosząc jej usta do pocałunku.Nozdrza kobiety wypełnił jego smród, intensywny jak woń muła, który ciągnął pług w promieniach słońca.Mężczyźni ścisnęli ją pomiędzy sobą.Zapewne spodziewali się, że będzie ich kopać po łydkach jak dziecko.Czy poza Dominacją wszyscy są kompletnymi idiotami, jeśli chodzi o sposoby unieruchomienia przeciwnika? - pomyślała zdumiona.Nie mogła poruszyć rękami do przodu ani do tyłu, żeby zadać cios.ale też nie musiała tego robić.Rozsunęła łokcie, odsuwając je od boków.Jej ręce wyśliznęły się z uchwytu enkawudzisty.Ten wyprostował się instynktownie i w efekcie zamiast trzymać ją za ramiona naciskał na jej barki.Drakanka złapała w dłonie spodnie Kozaka.Ugięła kolana i opadła w dół ruchem wykorzystującym nie tylko siłę rąk, lecz również mięśni pleców i brzucha.Chudzielec poczuł, że twarde muskuły i gładka tkanina wyślizgują się z jego rąk.Pochylił się, by je złapać, i walnął czołem w pochylającą się do pocałunku twarz towarzysza.Kość uderzyła w zęby z głuchym trzask.Olbrzym ryknął z bólu.Johanna przykucnęła, z kolanami pomiędzy rozstawionymi nogami wysokiego Rosjanina, a twarzą naprzeciwko długiej wypukłości jego wzwodu.Istniało kilka sposobów unieszkodliwienia wielkiego i silnego mężczyzny w tej pozycji.Wybrała najprostszy.Opuściła dłoń ku podłodze, zacisnęła ją w pięść i uderzyła prosto ku górze, poruszając jednocześnie biodrem i ramieniem oraz prostując nogi, by wspomóc cios całym ciężarem ciała.Wypuściła gwałtownie powietrze z płuc.Gdyby stała, Rosjanin zapewne byłby w stanie zablokować uderzenie kolanem w pachwinę, lecz przeciwko temu nie było obrony.Pierwsze dwie kostki jej dłoni trafiły go w mosznę.Rozległ się ostry trzask, gdy jądra rozpłaszczyły się na twardej kości łonowej.Grubas nie krzyknął.Ból był na to zbyt gwałtowny.Schylił się odruchowo z siłą wystarczającą, by jego towarzysz runął na stojącą pod ścianą pryczę.Następnie oddalił się chwiejnym krokiem.Trzymał się kurczowo za pachwinę, usiłując wciągnąć powietrze przez skurczone spazmatycznie gardło.Johanna podniosła się i odwróciła jednym płynnym ruchem.Enkawudzista okazał się jednak durniem.Podniósł się niepewnie na nogi i spróbował uderzyć ją w głowę, zamiast złapać za broń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •