[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wykrzywił się okropnie i fuknął:- Bodajbyś był leśniczym i miał podagrę!- A chciałby pan być ewentualnie Ludwikiem bez podagry? Ja też mam swoje cierpienia, panie kapitanie.- Jakież to na przykład?- Niska pensja.- Do kroćset kartaczy! A to nikczemność.Au! Au! Zejdź mi z oczu, bo gotów jestem rzucić ci w twarz fajkę, aż ci podwyżka na nosie wyrośnie! Hola, nie słyszysz pukania? Któż to idzie?- Ewentualnie nie wiem - odparł Ludwik obojętnym głosem.- Otwórz więc drzwi i zobacz, ośle!- Wedle rozkazu, panie kapitanie!Ludwik odwrócił się, uchylił nieco drzwi, ostrożnie wysunął głowę i rzekł po chwili:- Listonosz.- Popatrz no, co przynosi!- Wedle rozkazu, panie kapitanie.Po chwili wrócił z listem w ręku.- Skąd? - zapytał kapitan niecierpliwie.- Hura, z Meksyku!- Skąd? Z Me.Me.Meksyku? Naprawdę?- No tak, z Meksyku!- Boję się, że mnie z radości diabli porwą! Wyrzucam ten stary grat! Dziś napychamy drugą.Rozumiesz? - cisnął przez okno fajkę; spadła na podwórze wraz z odłamkami stłuczonej szyby.- Wedle rozkazu! - mruknął Ludwik.- Najpierw mnie w głowę, potem w szybę i przez okno.Wolałbym ewentualnie dostać ją w podarunku.- Zejdź na dół i weź sobie.Ale Ludwik nie kwapił się do tego.Był niezwykle ciekaw treści listu.Stary leśniczy otworzył kopertę i zaczął czytać.List zawierał krótką wiadomość, że Kurt uratował wszystkich zamieszanych w sprawę rodu Rodrigandów.Bliższe szczegóły przyniesie list następny.Przeczytawszy radosną nowinę parę razy, kapitan zerwał się z krzesła i przewracając je, wrzasnął:- Hura, uratowani, wszyscy uratowani! Przez Kurta! A todopiero szczęście! Gaudeamus igitur! Reszta w następnym długim liście! A to kochane chłopy.Ludwik patrzył na leśniczego ze zdumieniem.- Ależ panie kapitanie, nie odczuwa pan kapitan żadnych bólów? Nic nie strzyka, nie łamie.?- Co ma łamać, u diabła?- No, ewentualnie podagra.Stary teraz dopiero przypomniał sobie podagrę.Uderzywszy kilka razy nogą o podłogę, zawołał:- Ludwiku, nie ma jej! Nie ma! Bogu niech będą dzięki!- To dziwne - Ludwik z niedowierzaniem kręcił głową.- W rzeczy samej.Czyja to zasługa?- Albo radości, albo listu.- Radości, ośla głowo! W dodatku list jest adresowany do mnie, do mnie! A to zuch ze Sternaua.Leć do kuchni, powiedz, niech dziś przygotowują świąteczny obiad.Ja zaś pobiegnę do willi Rodrigandów.Nie trzeba dodawać, że jej mieszkańcy, zapoznawszy się z treścią listu, nie posiadali się ze szczęścia.A stary leśniczy, widząc ich rozjaśnione twarze, już zupełnie zapomniał o chorobie.TROPEM ZBRODNIARZYWojska Juareza powoli, ale systematycznie wydzierały kolejne prowincje i miasta z rąk wroga.Ludność powszechnie popierała prawowitego prezydenta.W Meksyku zapanowała radość.Inny nastrój panował wśród najemników, sprowadzonych przez Arrastra w celu zdobycia klasztoru delia Barbara, a teraz uwięzionych w jego lochach.Oczekiwali spotkania z Juarezem i sądu.Zastanawiali się, jak potraktuje ich prezydent, liczyli wszakże na pobłażliwość.Całkowicie natomiast przygnębieni byli bracia Cortejowie, Josefa, Landola i Manfredo.Zdawali sobie sprawę, że z chwilą uregulowania stosunków w kraju, republikanie w majestacie prawa wydadzą na nich bardzo surowy wyrok.Dwustu jeńców schwytanych przez Kurta i Sternaua umieszczono w obszernych piwnicach klasztornych.Trójkę zaś Cortejów, Landolę i Manfreda zamknięto w dwóch niewielkich ciemnych celach i na wszelki wypadek przykuto do ścian łańcuchami.W jednej siedziała Josefa z ojcem, w drugiej - Gasparino, Landola i Manfredo.Cele przedzielał korytarz.Cała piątka była przygnębiona i ponura.Ani jeden z tych ludzi nie miał hartu ducha doktora Sternaua i jego towarzyszy, których wiary w Opatrzność nie potrafiła złamać ani osiemnastoletnia tułaczka, ani nieludzkie traktowanie przez Hilaria.Ponadto Josefa cierpiała z powodu bólu złamanych żeber i jęczała tak przeraźliwie, że Pablowi się wydawało, iż przebywa na dnie piekła.Gasparino i Landola szybko pogodzili się z towarzystwem Manfreda, który jeszcze nie tak dawno trzymał ich pod kluczem.Już tak jest, że podli i nikczemni bratają się prędko.Pierwszego dnia obrzucili się wzajemnie najstraszliwszymi przekleństwami, a drugiego obiektem ich klątw stali się obecni prześladowcy; wspólnie snuli plany ratunku i zemsty.Ale czas robił swoje: z dnia na dzień cichli, pokornieli, po trzech tygodniach doszli do stanu graniczącego z apatią i zupełną biernością.Czarny Gerard, którego pozostawiono w Santa Jaga razem z Marianem, starym hrabią Fernandem, kapitanem Ungerem, Grandeprise'm i Mindrellem, ogromnie się nudził.Któregoś dnia nie wytrzymał i pojechał do głównej kwatery Zapoteki, aby zaoferować swoje usługi.Energicznej naturze nie odpowiadało pilnowanie jeńców, będących, jak uważał, pod silną i całkowicie pewną strażą.Nie przyszło mu nawet do głowy, że tak solidnie strzeżeni więźniowie mogą przygotowywać ucieczkę.- Caramba! - zaklął Landola.Przyzwyczajony do życia na morzu, ciężko znosił więzienne powietrze i ciemności.- Jeżeli to się nie skończy, nie wytrzymam dłużej, oszaleję.Wolałbym, aby nas postawiono już pod sąd.Jak długo siedzimy w tej dziurze? Niech mnie diabli porwą, jeżeli potrafię na to odpowiedzieć!- Jesteśmy tu od dwudziestu dni - westchnął Gasparino zmęczonym, bezdźwięcznym głosem.- Co dzień w południe otrzymujemy kawał chleba i dzban wody.Naliczyłem ich dokładnie dwadzieścia.- Dwadzieścia dni! - powtórzył Landola.- To wieczność! Nie mogę już zebrać myśli.Ten brak światła i okropny zaduch wysysają szpik z kości.Oddałbym całe życie pozagrobowe, w które zresztą nie wierzę, gdybym mógł raz jeszcze ujrzeć słońce i poczuć pod nogami pokład okrętu.- Już wkrótce - wtrącił Manfredo - niczego czuć nie będziemy.Wszystko się skończy, gdy kat założy nam stryczek na szyję.Gdybym mógł oswobodzić ręce, nie siedziałbym tu bezczynnie i czekał na cud.- Gdyby.- szydził Landola.- Więzienia wymyślił chyba diabeł.Nawet gdybyś nie był związany, jak wydostałbyś się z tej matni? Opowiadałeś wprawdzie, że jest tu w podziemiach, jakiś korytarz, który prowadzi do kamieniołomów.Ale przecież nasi wrogowie zmusili cię do wydania im planów klasztoru.Na pewno zablokowali to tajemne wyjście, a jeżeli nie, to je strzegą; nikt nie będzie mógł wydostać się tamtędy.- To wszystko prawda.Nie mówiłem wam jednak, że istnieje jeszcze inne ukryte wyjście i nie ma go na planie, który odebrał mi ten przeklęty doktor.Stryj pominął je celowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]