[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biła od nich moc, która mroziła przez skórę.Weszli kilka stopni pod górę i kolejne drzwi wyleciały pod ciosami kos.Pojawiło się światło dnia.Znaleźli się na głównym dziedzińcu pałacu.Zewsząd zbiegali się wojownicy.Tym razem wydawali się pozbawieni wątpliwości, czy zabić Coruma i Hanafaxa.Lecz zatrzymali się, dojrzawszy czterech zakapturzonych.- Oto są wasze nagrody - powiedział Corum.- Weźcie tylu, ilu chcecie, i wracajcie tam, skąd przyszliście.Kosy zalśniły w słońcu.Ragha-da-Khetowie rzucili się z krzykiem do ucieczki.Wrzaski były coraz głośniejsze.Czterech zachichotało.Potem ryknęło.Zaczęli naśladować okrzyki swych ofiar, gdy kosy poszły w ruch, a głowy jęły spadać z karków.Bliscy mdłości Corum i Hanafax pobiegli korytarzami pałacu.Hanafax prowadził i w końcu zatrzymali się przed jakimiś drzwiami.Krzyki rozlegały się teraz wszędzie dookoła, najgłośniej hałasowała jednak przerażająca czwórka.Hanafax wyłamał drzwi.W środku było ciemno.Zaczął szperać po pokoju.- Tutaj mieszkałem, gdy byłem jeszcze ich gościem.Zanim nie uznali, że obrażam ich Ariocha.Przyszedłem tu razem z latawcem.Teraz.Corum zobaczył żołnierzy biegnących korytarzem w ich kierunku.- Odszukaj go szybko - rzucił w zakurzoną ciemność i skoczył zablokować przejście mieczem.Tykowate istoty przystanęły i spojrzały na żelazo.Uniosły swe maczugi w kształcie ptasich pazurów i powoli ruszyły na Coruma.Miecz Corum zrobił wypad i rozciął wojownikowi gardło.Upadł plącząc swe ręce i nogi.Innego trafił w oko.Krzyki zamierały.Czterej sprzymierzeńcy Coruma wracali do swego planu z nagrodami wybranymi z ludu Ragha-da-Kheta.Za plecami Coruma Hanafax targał zakurzoną plątaninę jedwabiu i drewnianych listew.- Mam go, Książę Corumie.Daj mi jeszcze chwilę czasu na przypomnienie sobie odpowiedniego zaklęcia.Zamiast ulec przerażeniu po śmierci towarzyszy, Ragha--da-Kheta zabierali się do walki na serio.Wykorzystując po części poległych jako osłonę, Corum nie ustawał w zabijaniu.Hanafax wykrzykiwał coś w obcym języku.Corum poczuł wzmagający się wiatr, który zatargał jego szkarłatnym płaszczem.Coś uchwyciło go od tym, a po chwili uniosło w powietrze ponad głowami wojowników i skierowało korytarzem w otwartą przestrzeń.Niespokojnie spojrzał w dół.Pod nim przemykało miasto.Hanafax wciągnął go do pudła z żółtego i zielonego jedwabiu.Corum miał wrażenie, że zaraz spadnie, lecz latawiec trzymał się powietrza.Obdarta i rozczochrana postać za nim szczerzyła zęby w uśmiechu.- Tak zatem wola Ariocha może zostać złamana - powiedział Corum.- O ile i w tym nie jesteśmy jego instrumentami - powiedział Hanafax i przestał się uśmiechać.Rozdział 4W KRAINACH PŁOMIENICorum przywykł z wolna do unoszenia się w powietrzu, lecz nadal nie było mu zbyt wygodnie w kolorowym pudle.Hanafax mamrotał coś do siebie, ścinając włosy i bokobrody, aż w końcu wyłoniła się spod nich przystojna, młoda twarz.Z manifestacyjnym spokojem wyrzucił swe łachmany i włożył czystą kamizelkę oraz parę nogawic, które miał ze sobą w tobołku.- Czuję się po tysiąckroć odrodzony.Dzięki ci, Książę Corumie, że odwiedziłeś miasto Arkę, zanim jeszcze zupełnie zdziadziałem!Corum stwierdził, że Hanafax nie zwykł zbyt długo pozostawać w jednym nastroju, niemniej z natury był wyraźnie pogodnego usposobienia.- Dokąd ta latająca rzecz nas niesie, Hanafaksie?- Z tym jest mały problem - powiedział Hanafax.- To dlatego znalazłem się w kłopotach większych, niż ich szukałem.Nie mogę nim sterować.Leci tam, gdzie sam zechce.Byli akurat nad morzem.Corum przytrzymał się listew i wbił oczy w przestrzeń przed sobą, a Hanafax zaintonował pieśń, której słowa nie oszczędzały niczego, ani Ariocha, ani boga Psa, ani Wschodniego Ludu Mabden.Corum dojrzał coś pod nimi i powiedział oschle:- Radziłbym ci przestać złorzeczyć Ariochowi.Zdaje się, że lecimy nad Tysiącmilową Rafą.O ile wiem, jego domena leży gdzieś niedaleko stąd.- To daleko, chociaż.Mam nadzieję, że latawiec wkrótce posadzi nas na ziemi.Osiągnęli brzeg.Corum wytężał wzrok, by go rozpoznać.Chwilami wydawał się wodą - jak wielkie wewnętrzne morze - a chwilami woda znikała całkowicie i widać było tylko suchy grunt.Kotłowało się tak nieustannie.- Hanafaksie, czy to jest Urde?- Sądzę, że jest to chyba miejsce zwane Urde.Przynajmniej na to wygląda.Niestała materia stworzona przez Władców Chaosu.- Władców Chaosu? Nie słyszałem dotąd tego określenia.- Nie słyszałeś? No cóż, to ich wola rządzi tobą.Arioch jest jednym z nich.Dawno temu, w wielkiej wojnie między siłami Ładu a Chaosu, Chaos wygrał i zaczął rządzić w Piętnastu Planach oraz, o ile mi wiadomo, także w wielu innych leżących poza nimi.Niektórzy mówią, że Ład został definitywnie pobity i wszyscy jego bogowie zniknęli.Mówią też, że Kosmiczna Równowaga została zakłócona zbyt silnie - Chaos przeważył - przez to właśnie tyle rzeczy zdarza się na świecie samowolnie.Mówi się, że kiedyś świat był okrągły, nie płaski jak talerz.Przyznaję, że zapewne trudno jest sobie to wyobrazić.- Parę legend Vadhaghów mówi, że naprawdę był kiedyś okrągły.t- Tak.Vadhaghowie zaczęli się rozwijać na krótko przedtem, nim Ład został wygnany.Oto dlaczego Władcy Mieczy nienawidzą Dawnych Ras aż tak bardzo.Nie są one ich dziełem, lecz Wielkim Bogom nie wolno ingerować wprost w sprawy śmiertelników, toteż muszą to robić głównie rękami Mabdenów.- I to jest prawda?- To jedna z prawd, zawsze można ją odrzucić.- Hanafax wzruszył ramionami.- Znam też inne wersje tej samej opowieści.Lecz skłonny jestem wierzyć wspomnianej.- Ci wielcy bogowie - mówisz o Władcach Mieczy?- Tak.O Władcach Mieczy i innych.Potem są jeszcze Wielcy Dawni Bogowie, dla których wszystkie miriady wymiarów Ziemi są tylko drobnym fragmentem większej mozaiki - znów wzruszył ramionami.- Takiej kosmologii nauczono mnie, gdy byłem kapłanem.Nie mogę zaręczyć, że to prawda.Corum zamarł.Spojrzał w dół, gdzie przepływało teraz niegościnne pustkowie.Była to pustynia zwana Droonhazat, żółtobrązowa i wyraźnie bezwodna.Zrządzeniem losu dotarł w pobliże domeny Kawalera Mieczy szybciej, niż oczekiwał.A może nie był to tylko ślepy traf?Upał narastał, skutkiem czego piasek poniżej błyszczał i migotał.Hanafax zwilżył wargi.- Zbliżamy się niebezpiecznie do Krain Płomieni, Książę Corumie.Spójrz.Na horyzoncie Corum dojrzał wąską, drgającą Unię czerwonego światła.Niebo nad nią zabarwiało się purpurą.Z przerażeniem stwierdził, że pędzą wprost na ścianę płomieni, która rozciągała się w obu kierunkach, jak tylko daleko mógł dojrzeć.- Hanafaksie, spłoniemy żywcem - powiedział cicho.- Możliwe.- Nie ma sposobu, by zawrócić twój latawiec?- Kiedyś jeszcze próbowałem.Nie po raz pierwszy unosi mnie z jednego niebezpieczeństwa w inne, gorsze.Ściana płomieni była już tak blisko, że Corum czuł jej żar bijący prosto w twarz.Słyszał huk i trzask ognia, który zdawał się żywić samym powietrzem.- Takie rzeczy są przeciw naturze! - wykrztusił.- A czy nie na tym właśnie polegają czary? - powiedział Hanafax.- To robota Władcy Chaosu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •