[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aączyło ich niemożliwe do przeoczenia podobieństwo.Może właśniedlatego stryj Edward zaoferował mu zajęcie, które całymi miesiącamitrzymało go z daleka od Londynu?- Co on u diabła tu robi? - spytał Thornridge.- Utrzymuje, że obchodzi go osobiście ta sprawa.Oskarżyłeś mnie ouwiedzenie siostry, a Albrighton o uwiedzenie jego kuzynki.Kiedy sobiezdałem sprawę, że obaj macie na myśli tę samą kobietę, uznałem, żełatwiej mi przyjdzie to wyjaśnić z obydwoma naraz.Castleford podszedł energicznie do sofy, siadł na niej, skrzyżował nogi ispojrzał na hrabiego z najniewinniejszą w świecie miną.- Nie ścierpię go tutaj.Nie mógł mieć na myśli tej samej kobiety, bo wcalenie jest jej krewnym.On nie.- Do diabła, Thornridge, przecież wystarczy na niego spojrzeć, żeby sięprzekonać, że jakimś krewnym musi być.Połowa dobrego towarzystwajuż się tego domyśliła.- Jak śmiesz się wtrącać?! Castleford udał, że jest zmieszany.- Jestem tutaj na twoje wezwanie.To ty zacząłeś mówić o czym innym,czyli o jego pokrewieństwie.Thornridge odwrócił się od niego i spiorunował wzrokiem Jonathana.- Jeśli sądzisz, że dziś będziesz mi się narzucać ze swoimi kłamliwymipretensjami, to się dowiedz, że ani myślę cię wysłuchać.- Nie po to się tutaj znalazłem.Przyszedłem, żeby się przekonać, czymam cię zabić. Thornridge oniemiał.Z tyłu za nim Castleford wyprostował się na sofie.Był pod wrażeniem.- Czy ośmielasz się mi grozić?! - mruknął Thornridge.- Jeśli wiem, że ktoś chętnie by mnie widział nieżywego, to prędzej mniepiekło pochłonie, niż będę czekał na jego następny ruch.Thornridge, który przedtem niemalże wrzeszczał na cały głos, siępohamował.- Twoje oskarżenie jest niedorzeczne.Nie mam powodu, żeby ci życzyćśmierci.Oczywiście, że go miał.Cała reszta byłaby bez sensu, gdyby go nie miał.- Odbyłem ostatnio długą rozmowę ze stryjem Edwardem.Może zanadtosię bał, żeby ci o tym powiedzieć.No bo zwykle o wszystkim ci mówi,prawda? O tym, jak się starał, żebym zawsze miał mnóstwo roboty iznajdował się z dala od ciebie.Koniec wojny mocno to utrudnił, ale on itemu zaradził.Thornridge wyraznie zesztywniał.- Wspominał mi, że masz uzdolnienia użyteczne dla Anglii, ale nie mówiło nich szczegółowo.- No, bo ty już o nich wiedziałeś.A nawiasem mówiąc, wiem już o roli,jaką odgrywała podczas wojny Alessandra Northrope.I że byłeś jednym ztych, którzy mówili jej, jakie informacje ma przekazywać.- Nic o tym nie wiesz.- Nikt inny nie miał powodu, żeby ją informować o moim zadaniu.I tobardzo szczegółowo.Wpadłem w zasadzkę i powinienem już nie żyć.Któż inny niż ty mógł chcieć, żebym nie żył, a także mieć dostęp doszczegółów tej misji i sposób, żeby je przekazać wrogowi?- Nie miałem powodu życzyć ci śmierci, a zatem twoja historyjka jestnonsensowna od początku do końca.- Ależ oczywiście, że miałeś powód.Przedtem nie byłem tego pewien.Przez całe lata uważałem za prawie niemożliwe, by słowa matki omałżeństwie zawartym z nią przez mego ojca na łożu śmierci byłyprawdą.Teraz już wiem, że nią były.Thornridge wyglądał, jakby chciał rzucić się na niego z pięściami, aleprócz gniewu, który wykrzywił mu twarz, wyzierał z niej strach. - Ośmieliłeś się mówić, że mnie zabijesz.Taki jesteś pewien tego, cowiesz, że chciałbyś mnie wyzwać na pojedynek? Byłbyś potem sądzonyza morderstwo, a to, co - jak twierdzisz - wiesz, nie uchroniłoby cię odstryczka.- Jeśli uznam, że muszę cię zabić, to nie w sposób honorowy, bo jesteśczłowiekiem bez honoru.Zapewniam cię, że niczego by mi, pomimopodejrzeń, nie udowodniono.Kuzynowi oczy wyszły z orbit.Jonathan był głęboko przekonany, żemimo wściekłości i oszołomienia Thornridge robi teraz w pamięciprzegląd wszystkich misji, podczas których rezygnowano ze skrupułówmoralnych w imię wyższej konieczności.Za nim, na sofie, Castleford uśmiechał się, częściowo z podziwem,częściowo z diabelską wprost satysfakcją, i niemalże mruczał zzadowolenia.Thornridge przypomniał sobie nagle o jego obecności.- Groziłeś mi w obecności świadka! - warknął do Jonathana.- Och, ja tylko słyszałem słowa kogoś, kto się wyraził metaforycznie -rzekł Castleford.- Wszyscy przecież tak robią.Przynajmniej jeden razdziennie grożę mojemu lokajowi, że go posiekam na kawałki.- Do diabła, w tym nie było nic metaforycznego! Castleford przymknąłoczy.- W takim razie, Thornridge, może należy mu się od ciebie jakieśzadośćuczynienie? Jeśli jednak tak się fatalnie składa, że on mówiprawdę, to wątpię, czy przeprosiny tu wystarczą.Mnie by nie wystar-czyły, gdybym się dowiedział, że ktoś chce mnie uśmiercić.- To haniebne i bezpodstawne oskarżenie ze strony człowieka, który szukaguza! - parsknął Thornridge i pospiesznie wyszedł z gniewną miną.Jonathan nie zareagował.Castleford rozsiadł się na sofie, ale bez zbytniejbezceremonialności.Thornridge nagle wrócił.Wyglądał teraz całkiem inaczej.Był układny,niemalże przyjacielski.- Może poczynałem sobie zbyt ostro, ale byłem wstrząśnięty twoimipodejrzeniami.Coś podobnego nie licuje z charakterem mego stryja.Zawsze może się zdarzyć, że czyjaś śmierć pociąga za sobą bezpod- stawne oskarżenia.Muszę też przyznać, że widzę w tobie sporo po-dobieństwa.Sądzę, że nadszedł czas, byśmy się jakoś ze sobą ułożyli.Jonathan czekał na te słowa przez całe życie.A jednak niczegospecjalnego teraz nie czuł.Nie ogarnęło go radosne podniecenie czy falaulgi, a w jego wyobrazni nie zarysowała się perspektywa po-myślniejszejprzyszłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •