[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Deszcz ustał, grzmoty oddaliły się - teraz były jakby przytłumione, pobrzmiewały daleko na wschodzie.Siedem płomieni paliło się spokojnie nad głową starca.Opat czekał w ciszy.Czekał długo, aż płomienie znów zamigoczą, a harfa zacznie pobrzmiewać strachem.Nic takiego się jednak nie stało.Potrząsnął głową.- Ciało człowiecze jest przeklęte - szepnął.- To ciało zawsze przeszkadza, nie pozwalając duszy widzieć i słuchać Niewidzialnego.Zabij mnie, Panie.Chcę stanąć przed Tobą bez tej rozdzielającej nas ściany z ciała, żeby usłyszeć, kiedy przemówisz do mnie!Drzwi do celi otworzyły się bezszelestnie i do środka zaczęli wchodzić na wpół rozbudzeni mnisi, wszyscy ubrani na biało.Stanęli pod ścianą i czekali, przypominając swoim wyglądem zjawy.Słyszeli ostatnie słowa opata, które sprawiły, że wstrzymali na chwilę oddech.“Rozmawia z Bogiem", mówili między sobą, “robi wymówki Bogu - zaraz porazi nas grom!" Stali pod ścianą, trzęsąc się ze strachu.Opat wbił oczy w ciemność.Jego wzrok był błędny, nieobecny.Nowicjusz zbliżył się i padł na twarz.- Już przyszli, ojcze - rzekł łagodnym głosem, nie chcąc przestraszyć starca.Opat usłyszał głos chłopca.Odwrócił się i zobaczył pozostałych.Zaczął powoli chodzić po celi, dokładnie odmierzając kroki.Wyprostował swoje umierające ciało, jak tylko potrafił.Podszedł do stalli i wszedł na stojący przed nią niski stołek.Filakterium ze świętymi sentencjami, które znalazło się pod jego ręką, rozwinęło się.Nowicjusz rzucił się do przodu - zdołał je chwycić, zanim zostało zbrukane, dotykając ziemi, splamionej ludzkimi stopami.Opat wyciągnął rękę po stojącą obok stalli laskę, inkrustowaną kością słoniową.Czując wzbierającą siłę podniósł głowę i obrzucił wzrokiem mnichów stojących pod ścianą.- Bracia! - zaczął.- Wysłuchajcie moich słów, a są to już słowa ostatnie.Otwórzcie swoje uszy, a jeśli ktoś jest śpiący, niech wyjdzie.Będę mówił o trudnych rzeczach.Niech się zbudzą wszystkie wasze nadzieje i obawy, abyście mogli dać mi odpowiedź.- Słuchamy, święty opacie - rzekł ojciec Habakuk, najstarszy spośród mnichów, kładąc rękę na sercu.- To są moje ostatnie słowa, bracia.Jesteście otępiali, więc posłużę się przypowieścią.- Słuchamy, święty opacie - powtórzył ojciec Habakuk.Opat kiwnął głową i powiedział tym razem ciszej:- Najpierw pojawiły się skrzydła, a potem anioł.Zamilkł, spojrzał kolejno na każdego z mnichów i potrząsnął głową.- Bracia, dlaczego patrzycie na mnie w ten sposób - z otwartymi ustami? Ojcze Habakuku, podniosłeś rękę i poruszyłeś ustami, czy chcesz coś powiedzieć?Mnich położył rękę na sercu.- Rzekłeś, “Najpierw pojawiły się skrzydła, a potem anioł".Nigdy nie czytaliśmy tych słów w Piśmie, święty opacie.- Jakże mogliście je czytać, ojcze? Niestety! Wasze umysły są wciąż zamroczone.Czytacie proroków, lecz wasze oczy potrafią dostrzec tylko litery.Ale co mówią te litery? Są one jak czarne kraty więzienne, gdzie duch dławi się od krzyku.Pomiędzy literami i wierszami, wokół pustych marginesów, unosi się wolny duch.A ja unoszę się wraz z nim, przynosząc wam tę doniosłą nowinę: bracia, najpierw pojawiły się skrzydła, a potem anioł!Ojciec Habakuk przemówił ponownie:- Nasze umysły, święty opacie, są jak lampy, które zgasły.Wróć im światło, aby przypowieść otwarła się-przed nami i żebyśmy zobaczyli.- Na początku, ojcze Habakuku, była tęsknota za wolnością.Wolność nie istniała, aż nagle, jakiś człowiek potrząsnął rękoma zakutymi w kajdany gwałtownie, jak gdyby miał skrzydła, a nie ręce.Potem zrobił to drugi i trzeci, a w końcu całe plemię.Podniosły się radosne głosy:- Plemię Izraela?- Tak, bracia, plemię Izraela! To jest ta wielka i straszliwa chwila, w której dane jest nam żyć.Pragnienie wolności stało się nieznośne.Skrzydła uderzają dziko - nadchodzi wybawca! Tak, bracia, wybawca nadchodzi, ponieważ.Zaczekajcie! Ten anioł wolności - jak myślicie, z czego został stworzony? Z Bożego miłosierdzia i łaski? Z jego miłości? Sprawiedliwości? Nie! Ten anioł jest stworzony z cierpliwości, uporu i walki rodu ludzkiego!- Kładziesz wielki nacisk na człowieka, święty opacie, obarczając go nieznośnym ciężarem - odważył się sprzeciwić stary Habakuk.- Czy pokładasz w nim aż takie zaufanie?Opat zignorował tę uwagę.Jego myśli krążyły wokół Mesjasza.- On jest jednym z naszych synów! - krzyknął.- Dlatego Pismo ( nazywa go Synem Człowieczym! Jak myślicie, po co tysiące mężczyzn i kobiet Izraela łączy się ze sobą z pokolenia na pokolenie? Aby pieścić się po plecach i łechtać po lędźwiach? Nie! Te miliony pocałunków były potrzebne, aby na świecie mógł się pojawić Mesjasz!Opat uderzył energicznie laską o stalle.- Miejcie się na baczności, bracia! On może przyjść w biały dzień, może nadejść w środku nocy.Bądźcie przygotowani: czyści, głodni, czujni.Biada wam, jeśli spotka was brudnych, sytych lub śpiących.Mnisi zbili się w ciasną gromadę, nie ważąc się spojrzeć na opata.Czuli, jak nieokiełznany płomień, gorejący w jego głowie, wypełza i ogarnia ich.Umierający starzec zszedł ze stalli i zbliżył się pewnym krokiem do przestraszonych mnichów.Wyciągnął laskę i dotknął nią każdego z nich.- Miejcie się na baczności, bracia! - wołał.- Jeśli pragnienie ustanie choć na chwilę, skrzydła znów zamienią się w kajdany.Bądźcie czujni, walczcie.Niech pochodnia waszej duszy płonie dzień i noc.To wy musicie wykuć skrzydła! Ja odchodzę - śpieszę, aby mówić z Bogiem.Odchodzę.To są moje ostatnie słowa: Wy musicie wykuć skrzydła!Jego oddech urwał się.Laska wypadła mu z ręki.Bez słowa opadł spokojnie, miękko na kolana, a potem osunął się cicho na podłogę.Nowicjusz krzyknął i podbiegł do przełożonego.Mnisi odsunęli się od ściany, pochylili i położyli opata na plecy.Ktoś zdjął świecznik i ustawił go przy zsiniałej, nieruchomej twarzy.Broda opata połyskiwała w świetle.Biała szata rozsunęła się, ukazując zgrzebny habit z ostrymi żelaznymi haczykami, które otaczały zakrwawioną pierś i boki starca.Ojciec Habakuk przyłożył ręce do serca opata.- Nie żyje - stwierdził.- Nadeszło jego wybawienie - orzekł inny.- Dwoje przyjaciół rozstało się, aby powrócić do swoich domów - szepnął trzeci.- Ciało do ziemi, a dusza do Boga.Kiedy tak rozmawiali, wydając polecenia, aby podgrzać wodę do umycia zwłok, opat otworzył oczy.Mnisi cofnęli się przerażeni, wpatrując się w niego.Jego twarz biła jasnym blaskiem, chude ręce o długich palcach poruszały się, a oczy wpatrywały z ekstazą w powietrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •