[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu, w wielu przypadkach jego cele i cele policji diametral­nie się różniły.Wniosek, jaki wyciągnął z owych studiów na temat ucieczek był jeden - najlepszą sposobność do ucieczki ma się tuż po schwytaniu.Czyli teraz.Mastreguloj popełnili błąd, spotykając się z nim sam na sam.Byli też starymi ludźmi.Ich głosy, sposób działania, pozwalały mu wyciągnąć wniosek, że na podwyższeniu nie ma ani jednego młodego człowieka i że mężczyzna siedzący po prawej stronie jest w bardzo podeszłym wieku.Zdradził to jego głos, a kiedy Jason zbliżył się, mógł dostrzec starczą drżączkę, która wprawiała w wibrację trzymany miecz.- Kto zdradził tajemnicę i świętą nazwę sulfurika acido? - zagrzmiała środkowa postać.- Odpowiadaj, szpiegu, inaczej każemy wyrwać ci język i napełnimy ogniem wnętrzności.- Nie czyńcie tego.- Jason padł na kolana, składając ręce jak do modlitwy.- Wszystko tylko nie to! Powiem! - Podczołgał się na kolanach do samego podwyższenia, świadomie zbaczając w prawo.- Wy­znam prawdę, nie mogę jej dłużej ukrywać.Oto człowiek, który przekazał mi święte tajemnice.- Wska­zał staruszka siedzącego po prawej stronie i dzięki temu jego ręka zbliżyła się do rękojeści miecza.Jason poderwał się, wyrwał miecz ze słabej dłoni i popchnął starca na siedzącego obok sąsiada.Obaj mężczyźni upadli z imponującym łomotem.- Śmierć niewiernym! - wrzasnął i zerwał czarną zasłonę pokrytą wzorem składającym się z czaszek i demonów.Zarzucił ją na dwu siedzących najbli­żej Mastreguloj, którzy właśnie usiłowali zerwać się z krzeseł i w tej samej chwili, zobaczył niewielkie drzwi, ukryte dotąd za draperią.Otworzył je, wyskoczył na oświetlony lampami korytarz i omal się nie zderzył z dwoma stojącymi tam wartownikami.Zaskoczenie sprawiło, że przewaga była po jego stronie.Pierwszy strażnik upadł, gdy Jason stuknął go płazem miecza w głowe>, drugi zaś wypuścił broń, gdy sztychem przebił mu ramię.Taraz przydawał mu się Pyrrusański tre­ning.Umiał poruszać się szybciej i szybciej zabijać niż każdy Appsalańczyk.Udowodnił to, biegnąc w stronę wyjścia.Gdy tylko skręcił za węgieł, nieomal zderzył się z Benn'tem.Dzięki ci za to, że mnie tu sprowadziłeś.Zupełnie jakbym nie miał innych zmartwień - rzekł Jason parując cios Benn'ta.- I choć to, że jesteś płatnym zdrajcą, stanowi normę dla Appsali, zamordowanie własnego żołnierza było czynem karyp>dnym.- Jego miecz zatoczył łuk i podciął Benn'tow»§»rdło, nieomal odrąbując mu głowę.Miecz był ciężki i trudno było zrobić nim zamach, ale gdy się go raz puściło w ruch, przecinał wszystko.Jason z entuzjazmem rzucił się do ataku na straż w przednim holu.Jego jedyną przewagą był element zaskoczenia i dlatego poruszał się najszybciej jak potrafił.Gdy się zjednoczą, zdołają go pojmać i zabić, ale była już późna noc i zmęczeni wartownicy nie spodziewali się tak wściekłego ataku od tyłu.Jeden padł, drugi uciekł zataczając się, z krwią tryskającą z głębokiej ranyw ramieniu.Jason zaczął mocować się z belką ryglują­cą wejście.Kątem oka dostrzegł, że z sali obrad wyłonił się jeden z zamaskowanych Mastreguloj.- Giń! - wrzasnął mężczyzna i cisnął szklaną kulą prosto w głowę Jasona.- Dzięki - odparł Jason, chwytając kulę w po­wietrzu.Wsunął ją za pazuchę i otworzył drzwi.Pościg zdołano zorganizować dopiero, gdy zbiegł po śliskich stopniach i wskakiwał do najbliższej łodzi.Była zbyt duża, by mógł nią swobodnie kierować, ale odciął cumę i odepchnął się wiosłem w kształcie liścia.Leniwy prąd w kanale zaczai go nieść, a on tymczasem wkładał wiosła w dulki.Wreszcie naparł na nie z całych sił.Na schodach pojawiły się postacie, rozległy się krzyki i rozbłysły pochodnie, ale w tej chwili szkwał niosący deszcz ze śniegiem zasłonił prześladowców.Jason wiosłował w ciemności, uśmiechając się do siebie.Rozdział 13Wiosłował do chwili, kiedy udało mu się rozgrzać, a potem dał się nieść prądowi.Łódź uderzała o niewi­dzialne w ciemności przeszkody i zaczęła wirować, gdy zbliżyła się do następnego kanału.Jason energicznymi ruchami wioseł skierował ją nową drogą i płynął przez ledwo widoczny labirynt szlaków wodnych między niskimi wyspami i podobnymi do stromych urwisk murami fortecznymi.Wreszcie uznał, że w wystarcza­jącym już stopniu zmylił tropy i skierował łódź w stro­nę najbliższego brzegu, na którym mógłby wylądować.Łódź zatrzymała się.Jason wyskoczył z niej grzęznąc po kostki w wilgotnym piachu i wyciągnął ją dalej na brzeg.Gdy nie mógł przysunąć jej ani o cal, znowu wlazł do środka i by nie rozgnieść przez przypadek szklanej kapsuły, schował ją w zęzie.Usiadł i czekał na świt.Był tak przemarznięty, że aż dygotał i zanim przez deszcz ze śniegiem przebiło się szare światło poranka, humor zdążył mu się popsuć całkowicie.Z ciemności zaczęły wyłaniać się niewyraźne kszta­łty - nie opodal kilka małych łodzi wyciągniętych na brzeg i przymocowanych łańcuchami do pali, a niecodalej małe, płaskie budynki.Jakiś człowiek wyczołgał się z takiej właśnie budy, ale gdy tylko ujrzał Jasona i jego łódź, wrzasnął i zniknął z powrotem w środku.Dobiegały stamtąd jakieś odgłosy ruchu, szmery i sze­pty, Jason wiec wyszedł znowu na brzeg i kilkakrotnie machnął mieczem, by rozgrzać mięśnie.Na brzeg zeszło, wahając się, około tuzina męż­czyzn ściskających kurczowo pałki oraz wiosła i niemal dygocących z przerażenia.- Odejdź, zostaw nas w pokoju - rzekł przywódca, wysuwając przed siebie wskazujący i mały palec, by zapobiec rzuceniu uroku.- Weź swą przebrzydłą łódź i opuść nasz brzeg Mastregulo.Jesteśmy tylko nędzny­mi rybakami.- Żywię do was jedynie uczucia przyjaźni - odparł Jason opierając się na mieczu.- I podobnie jak wy, wcale nie kocham Mastreguloj.- Lecz twoja łódź.tam jest znak.- Przywódca wskazał obrzydliwą rzeźbę umieszczoną na dziobie.- Ukradłem ją im.Rybacy jęknęli unisono i najwyraźniej wpadli w panikę.Niektórzy rzucili się do ucieczki, kilku padło na kolana i zaczęło się modlić.Ktoś cisnął pałką, którą Jason odbił bez najmniejszego wysiłku.- Jesteśmy zgubieni -jęknął przywódca.- Mastre­guloj podążają jej tropem, odnajdą ten przynoszący nieszczęście statek i zabiją nas.Odpłyń, odpłyń stąd natychmiast!- Coś w tym jest - przyznał mu rację Jason.Łódź istotnie była jak kula u nogi.Z trudem dawał sobie z nią radę, a poza tym jest tak charakterystyczna, że nie sposób płynąć nią niezauważenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •