[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Teraz sir Hugh odpowiada  rzekł Giles, gdy Brian zamilkł, a odkrzyku-jący mu uprzednio głos odezwał się znowu; na skraju lasu nie można było jednakzrozumieć ani jednego słowa. To bez wątpienia jest sir Hugh, bo ma pióropuszi przyłbicę na hełmie, który tak lśni w słońcu.To hełm do walki konnej. Panie Giles  zapytał Dafydd spoglądając z ukosa na banitę  czy tooznacza, że kiedyś sam nosiłeś taki hełm i zbroję?Giles popatrzył na niego przez chwilę. Jeżeli kiedykolwiek staniesz się członkiem mej rodziny  rzekł  możeszmnie ponownie zapytać.Ale tymczasem nie chcę słyszeć takich pytań. Teraz lecą bełty  zauważył banita nazwany przez Gilesa Jackiem.Niech lepiej wraca.O, właśnie tak robi!Brian zawrócił rumaka i pocwałował w stronę lasu.101  Czy bełt z kuszy może z takiej odległości przebić mu zbroję?  spytałzaintrygowany Jim. Nie  powiedział Giles. Ale może okaleczyć konia, a takie zwierzęwarte jest dwudziestu zagród.Uf, chybili.Rój małych, czarnych na tle błękitu nieba, kresek padał wokół Briana i je-go galopującego rumaka.Jim był ciekaw, skąd Giles brał pewność, że wszystkiebełty chybiły, gdy większość z nich była jeszcze w powietrzu.Przypuszczał, że tokwestia wprawnego oka.Rzeczywiście, zanim dokończył myśl, wszystkie pociskipadły na ziemię za lub po bokach biegnącego konia. No właśnie!  wykrzyknął Jack, splunąwszy na ziemię. Zanim zdążąponownie naciągnąć te swoje machiny, rycerz będzie tu z nami.Dajcie mi dwóchnaszych ludzi z łukami, a powalę rumaka, zanim przebiegnie dziesięć kroków;a i rycerza także, przy odrobinie szczęścia.Dafydd wsparty na swym wielkim łuku obejrzał Jacka od góry do dołu.Przezchwilę sprawiał wrażenie, że chce coś powiedzieć, po czym z powrotem skierowałwzrok na zbliżającego się sir Briana. Zwietnie, Walijczyku  cicho rzekł Giles.Od jakiegoś czasu obserwowałwysokiego młodzieńca. Rozumny człowiek nie mówi za wiele.Dafydd nic nie odpowiedział.Po chwili Brian wjechał w cień drzew i ściągnął cugle swemu parskającemuwierzchowcowi.Zatoczył na koniu koło i podniósł przyłbicę. Już myślałem, że zrobią wypad w pogoni za mną  stwierdził. Ale, jakwidzę, nie zrobili.Zsunął się z konia z zadziwiającą przy tej ilości żelaza na grzbiecie lekkością. Kusiłeś tych kuszników z bliższej odległości, niż ja bym to robił  rzekłGiles. Blanchard z Tours  odparł Brian, czule klepiąc białego wierzchowca pospoconym karku  jest szybszy, niż się większości wydaje.Rozejrzał się po wszystkich. Co myślicie o tym, co widzieliście?  spytał. Sądząc z liczby głów na murach  powiedział Giles  twój sir Hughma ze sobą co najmniej pięćdziesięciu ludzi.Ale nie ma łuczników, bo przecieżstrzelaliby do ciebie, kusznicy zaś są mierni.Narysuj mi teraz plan zamku, pókigo mamy przed oczyma; będę mógł ocenić, dokąd powinni skierować się moichłopcy, gdy wejdą już do środka.Brian wyciągnął zza pasa sztylet i zaczął szkicować na ziemi. Jak widzisz  mówił  Malvern ciągnie się bardziej wszerz niż w głąb.Wierzchołek donżonu ledwie stąd widać.Znajduje się w lewym narożniku tylnegomuru, a jego górna część wznosi się ponad pozostałe baszty, które mieszczą tylkospichlerze i wartownie.Komnaty pana Zamku Malvern mieszczą się tuż pod daw-nym stropem donżonu; kiedyś miał tę samą wysokość co inne baszty.Dziad mej102 pani dobudował dwa piętra i nowy taras z blankami na dachu donżonu; jedno pię-tro na sypialnię sir Orina i jego świeżo poślubionej małżonki, powyżej krużganek,nad krużgankiem zaś ten oblankowany taras.Zaopatrzył go w zapas kamiennychpocisków i kotły do gotowania oleju, wszystko przeciw napastnikom, którzy pró-bowaliby wedrzeć się z zewnątrz.Sztylet kreślił linie na ziemi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •