[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie wszyscy zeszli na pokryte grubą warstwą śniegu dno doliny.Sithowie śpiewali cicho i zupełnie nie zwracali uwagi na pozostałych.Długo nikt się nie odzywał.Wydawało się, że Drzewo Uduna swą dostoj­nością zupełnie odebrało im mowę.Stali więc i patrzyli, czując wewnętrzną pustkę.- Podejdźmy bliżej - odezwał się wreszcie Binabik.Simon ruszył nie­chętnie.Głos trolla prawie go rozzłościł.- Ta.takiego cholernego wi.widoku moje oczy je.jeszcze nie widziały- wyjąkał Grimmric.- Tutaj stary Jednooki wspiął się do gwiazd - powiedział cicho Sludig.- Niech Bóg wybaczy mi to bluźnierstwo, ale czuję jeszcze jego obecność.Binabik wyszedł na otwartą przestrzeń dna doliny.Po chwili pozostali ruszyli za nim pociągnięci liną, którą byli z nim połączeni.Szli wolno, gdyż zapadali się w śnieg aż po uda.Dopiero po jakichś trzydziestu krokach Simon zdołał oderwać wzrok od drzewa i spojrzał do tyłu.An'nai i Jiriki wciąż stali w miej­scu, jakby czekali na coś.Posuwali się wolno do przodu, a ściany doliny zbliżały się i pochylały się nad nimi, jakby zdziwione obecnością niecodziennych gości.Simon zobaczył teraz, że podstawę drzewa tworzyło rumowisko licznych głazów, pomiędzy któ­rymi utworzyło się wiele dziur; nad nim rozpościerały się najniższe gałęzie -nie prawdziwe gałęzie, a raczej nakładające się na siebie kolejne warstwy za­marzających i topniejących sopli.Warstwy rozszerzały się ku dołowi, tak że najniższe gałęzie tworzyły nad rumowiskiem parasol o rozpiętości połowy pola turniejowego.Podeszli już tak blisko, że ogromny lodowy słup wydawał się sięgać samego nieba.Simon jeszcze raz odchylił mocno głowę, by zobaczyć czubek drzewa, i wtedy wstrząsnął nim dreszcz zdziwienia i strachu.„Wieża! Wieża z gałęziami z moich snów!" Zdumiony tym odkryciem po­tknął się i przewrócił w śnieg.Haestan chwycił go swą olbrzymią dłonią i pod­niósł bez słowa.Simon znowu skierował wzrok ku górze, czując, że niepokój, jaki go ogarnia, nie jest spowodowany tylko zawrotem głowy.- Binabiku! - zawołał.Troll, który właśnie zanurzał się w fioletowy mrok pod drzewem, odwrócił się szybko.- Cicho, Simonie! - syknął.- Nie wiemy, czy nie oderwie się kawał ostrego lodu.Simon brnął teraz szybciej przez głęboki śnieg.- Binabiku.To jest wieża z moich snów.Biała wieża z gałęziami jak na drzewie.To ona!Troll przyglądał się ogromnym głazom i mniejszym, skruszonym skałom pod gałęziami drzewa.- Wydawało mi się, że wspominałeś o Wieży Zielo­nego Anioła z Hayholt?- No, tak.To znaczy, miałem na myśli obie.Ponieważ nigdy nie widziałem tej wieży, nie wiedziałem, że część niej jest częścią tamtej.Rozumiesz!Binabik uniósł krzaczaste brwi.- Kiedy będziemy mieli trochę wolnego czasu, rzucę kości.Teraz wciąż jeszcze mamy do wypełnienia misję.- Nie odzywał się do chwili, gdy pozostali dołączyli do nich.- Moim zdaniem -powiedział - powinniśmy wkrótce założyć obóz.Resztę dnia będziemy mogli spędzić na poszukiwaniu śladów wyprawy Colmunda albo samego Ciernia.- Czy oni.- Haestan wskazał na widocznych z daleka Sithów - nam pomogą?Zanim Binabik zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Grimmric zagwizdał pod­niecony i wskazał na stos kamieni.- Patrzcie! - powiedział.- Tutaj chyba już ktoś był.Spójrzcie na te kamienie!Simon spojrzał w górę rumowiska i zobaczył, że jedną z dziur między gła­zami zakrywa kilka warstw kamieni.- Masz rację! - zawołał Haestan.- On ma rację! To pewne, jak to, że Kości Tunatha sięgają z Północy na Południe.Ktoś tutaj obozował!- Ostrożnie! - upominał Binabik, lecz Simon odwiązał się już od liny i wdrapywał na zbocze rumowiska, powodując małe lawiny drobniejszych ka­mieni tam, gdzie obsuwała mu się noga.W mgnieniu oka znalazł się u wylotu zagłębienia i stanął, chwiejąc się na jednym z luźnych kamieni.- Te kamienie z pewnością ułożyli ludzie! - zawołał Simon podekscy­towany.- Wejście do jaskini miało jakieś trzy łokcie szerokości i ktoś po­śpiesznie, choć nieudolnie, je zagrodził.Ciekawe dlaczego? Może żeby ochronić się przed zimnem albo przed zwierzętami?- Simonie, bądź tak dobry i nie krzycz - upomniał go Binabik.- Za­raz tam będziemy.Simon zapomniał o rzadkim powietrzu i przejmującym zimnie i z niecier­pliwością czekał na nadejście pozostałych.Kiedy na rumowisko zaczął wspinać się Haestan, pod drzewem ukazali się obaj Sithowie.Rozglądali się przez chwilę, a potem zaraz wspięli się po zboczu rumowiska ze zwinnością wiewiórek.Simon potrzebował paru chwil, by przyzwyczaić wzrok do panującej we­wnątrz jaskini ciemności.Lecz kiedy już rozejrzał się, otworzył szeroko oczy zdumiony.- Binabiku! To jest.to są.Binabik stanął wyprostowany obok klęczącego Simona i przyłożył dłoń do piersi.- Ojnkipa! - powiedział.- Czekali na nasze przyjście.W jaskini leżały brązowe kości ludzkie.Nagie szkielety obwieszone biżuterią ze skorodowanego czarno-zielonego metalu znajdowały się pod ścianami w po­zycji siedzącej.Wszystko pokrywała cienka warstwa lodu.- Czy to Colmund? - szepnął Simon.- Niech Usires ma nas w opiece - bąknął z tyłu Sludig.- Wynośmy się stąd, powietrze pewnie jest zatrute [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •