[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dał się jednak oszukać, stworzenia było ślepe.Wydostał się z ciała siostry, lecz tym razem nie mógł nic widzieć i słyszeć, mógł się jedynie poruszać.- Pozwól mi wrócić! - zawołał w panice do siostry.- Patrz, coś narobiła, przeniosłaś mnie w coś niewłaściwego.- Zrobiłaś to specjalnie, pomyślał, brnąc przed siebie.Szedł coraz dalej i dalej, szukając jej.Gdybym tak mógł wyciągnąć rękę, pomyślał.I sięgnąć nią w górę.Nit miał jednak żadnych kończyn, które posłużyłyby do tego celu.Kimże teraz jestem, powiedział w duchu, usiłując się podciągnąć.Jak nazywają się świecące obiekty tam, wysoko? Te światła na niebie.czy będąc pozbawiony oczu, mogę je widzieć? Nie, pomyślał, nie mogę.Ruszył dalej, podciągał się, jak najwyżej mógł, i opadał, by pełznąć dalej.Jedyne, co mu pozostawało w nowym, zewnętrznym życiu.Wysoko na niebie, Walt Dangerfield siedział, podpierając głowę rękami.Dręczący go ból wzmógł się, zmienił i pochłonął do tego stopnia, że mężczyzna - podobnie jak wiele razy wcześniej - nie potrafił myśleć o niczym innym.Jak długo jeszcze wytrzymam, pomyślał.Jak długo będę żył?Nie było nikogo, kto by mu odpowiedział.Edie Keller obserwowała z dreszczem podniecenia pełzającą po ziemi dżdżownicę, czuła, że brat z całą pewnością znajdował się wewnątrz stworzenia.Poczuła w brzuchu monotonny głos dżdżownicy.- Bum, bum, bum - brzmiało echo niejasnych procesów biologicznych stworzenia.- Wyjdź ze mnie, robaku - zachichotała dziewczynka.Ciekawe, co też dżdżownica myślała na temat swojej nowej sytuacji.Czy była równie oszołomiona, jak Bili? Muszę mieć na nią oko, uświadomiła sobie Edie, mając na myśli pełzającą po ziemi dżdżownicę.Inaczej się zgubi.- Bili powiedziała, pochylając się nad nim.- Śmiesznie wyglądasz.Jesteś cały czerwony i długi, wiesz o tym? -1 zaraz pomyślała: Powinnam była umieścić go w innej osobie.Dlaczego nie przyszło mi to do głowy? Wówczas wszystko byłoby jak należy, miałabym prawdziwego brata, z którym mogłabym się bawić.Z drugiej strony jednak w jej wnętrzu tkwiłaby nowa, obca osoba.A to budziło mniejszy entuzjazm.Kto by się nadawał, zastanawiała się.Jeden ze szkolnych kolegów? Porosły? Może pan Barnes, nauczyciel.Albo.Hoppy Harrington.On i tak boi się Billa.- Bili - powiedziała, klękając i podnosząc z ziemi dżdżownicę, położyła ją sobie na dłoni.- Poczekaj, aż usłyszysz mój plan.- Przyłożyła dżdżownicę do boku, gdzie wewnątrz tkwiło twarde zgrubienie.- Wracaj do środka.Przecież i tak nie chcesz być robakiem, to żadna przyjemność.Dobiegł ją głos brata.- Ty.nienawidzę cię, nie daruję ci tego.Umieściłaś mnie w ślepym paskudztwie bez rąk i nóg! Mogłem tylko pełzać!- Wiem - odparła, kołysząc się w przód i w tył z bezużyteczną dżdżownicą w ręku.- Słyszysz mnie? Chcesz zrobić to, co powiedziałam? Mam zbliżyć się do Hoppy Harringtona? Miałbyś oczy i uszy, byłbyś prawdziwą osobą.- Boję się.- Ale ja tego chcę - odrzekła Edie, kołysząc się w przód i w tył.-1 tak /robimy, Bili, damy ci oczy i uszy.i to zaraz.Bili nie odpowiedział, odwrócił myśli od niej i jej świata i skierował je ku sobie tylko znanym rejonom.Znowu gada z tymi okropnymi zmarłymi, stwierdziła Edie.Z tymi, co to nigdy nie zaznali w życiu radości, ani w ogóle niczego.To nic dobrego, Bili, pomyślała.Już postanowiłam.Nocą, w szlafroku i kapciach Edie biegła ścieżką do domu Hoppy Haringtona.- Jeśli chcesz to zrobić, lepiej się pośpiesz - zawołał ze środka Bili.On wie o nas.mówią mi o tym, zmarli mi o tym mówią.Powiedzieli, że jesteśmy w niebezpieczeństwie.Gdy podejdziemy wystarczająco blisko, mogę naśladować kogoś zmarłego, wystraszy się, on panicznie się ich boi.To dlatego że dla niego zmarli są jak ojcowie, mnóstwo ojców i.- Siedź cicho - rozkazała Edie.- Niech pomyślę.- W ciemnościach straciła orientację.Nie mogła znaleźć ścieżki przez dębowy las i stanęła, oddychając głęboko i próbując ustalić właściwy kierunek w bladym świetle półksiężyca.Na lewo, doszła do wniosku.W dół pagórka.Nie mogę spaść, usłyszałby hałas, ma doskonały słuch, nawet na dużą odległość.Schodziła ostrożnie, krok po kroku, wstrzymując oddech.- Mam pomysł - mamrotał Bili, za żadne skarby nie chciał zamilknąć - Kiedy znajdę się blisko niego, zacznę naśladować kogoś zmarłego.Nie spodoba ci się to, ale potrwa tylko kilka minut, a potem przemówię do mego bezpośrednio, prosto z ciebie.Czy to.- Zamknij się - powiedziała desperacko Edie.Znajdowali się nad domem Hoppy'ego, widziała leżące w dole światła.- Proszę, Bili, proszę.- Ale muszę ci wyjaśnić - ciągnął Bili.- Kiedy.Urwał.We wnętrzu dziewczynki zrobiło się pusto.- Bili - zawołała.Zniknął.Na wprost niej w nikłym świetle księżyca unosiło się coś, czego nigdy wcześniej nie widziała.Dryfowało w powietrzu z ogonem długich, jasnych włosów.Podpłynęło do góry, by znaleźć się na wysokości jej oczu.Ujrzała maleńkie, przygasłe ślipka i rozchylone usta.Postać składała się wyłącznie z małej, okrągłej głowy przypominającej piłkę baseballową.Z rozchylonych ust dobiegł pisk, po czym uwolniona postać pożeglowała w górę.Dziewczynka patrzyła, jak nabiera wysokości i unosi się ponad drzewami w kierunku nieznanych sobie dotąd rejonów.- Bill - powiedziała Edie.- Hoppy mi cię zabrał.Hoppy wyjął cię ze środka.- I odchodzisz, uświadomiła sobie, Hoppy zmusza cię do odejścia.- Wróć - zawołała, lecz nie miało to znaczenia, ponieważ nie mógł żyć poza jej ciałem.Wiedziała o tym, doktor Stockstill jej powiedział.Nie mógł się urodzić, Hoppy wiedział o tym i zmusił go do narodzin, wiedząc, że Bill umrze.Już nie będziesz nikogo naśladował, pomyślała.Mówiłam, żebyś siedział cicho, a ty nie posłuchałeś.Wytężyła wzrok i zobaczyła - a może jej się tylko wydawało - niewielki obiekt z kitą długich włosów, wysoko ponad ziemią.który prawie w tej samej chwili bezszelestnie rozpłynął się w powietrzu.Została sama.I po co dalej żyć? To koniec.Odwróciła się i weszła z powrotem na wzgórze ze zwieszoną głową i zamkniętymi oczami, po omacku znajdując drogę.Do domu, do łóżka.Czuła w środku ziejącą wyrwę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •