[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Może kręcić  zgodziła się Tereska. W rezultacie będziesz musiał po-czekać na spółdzielcze. Pięć lat? Mowy nie ma! Lubię swobodę.85 Przed Tereska zamigotała mglista wizja jakiegoś małego, uroczego mieszkan-ka, w którym Boguś byłby panem domu i w którym mogłaby mu złożyć wizytę,i serce zabiło jej przeczuciem niepewnego szczęścia.Nie ośmieliła się napomknąćo tym ani jednym słowem.Boguś był zajęty sobą i swoimi sprawami i mówił doniej tak, jakby mówił do siebie.Jakby ona sama kompletnie się nie liczyła i by-ła tylko przypadkowym słuchaczem.Gdybyż mogła czymś zabłysnąć, zrobić nanim wrażenie! Nic interesującego nie przychodziło jej na myśl, w głowie czułapustkę, a z przepełniającym ją szczęściem mieszało się okropne zdenerwowanie.Z pewnym wysiłkiem powstrzymywała poszczekiwanie zębami. Czy tobie przypadkiem nie zimno?  zainteresował się Boguś, który mó-wiąc cały czas o sobie i mając tak wdzięcznego słuchacza zaczynał dochodzić downiosku, że Tereska jest znacznie bardziej inteligentna i sympatyczna, niż mu sięwydawało. Och, nie  odparła nerwowo Tereska. To znaczy tak.Trochę.Opiekuńczym gestem Boguś zdjął marynarkę i zarzucił jej na ramiona.Tere-ska nie protestowała.Ten gest, ta czułość, ta męska opieka.Nie protestowałabynawet, gdyby wokół panował tropikalny upał.Błogość w niej aż jęknęła.Wysie-dli z autobusu i szli w kierunku domu z wolna i w milczeniu, każde zajęte swoimimyślami. W ostateczności serce  powiedziała znienacka Tereska. Ewentualniemózg.Płuca i żołądek są obrzydliwe, a już dwunastnicę wykluczam kategorycznie.Boguś aż się zatrzymał. Co takiego?  spytał z niebotycznym zdumieniem. Co ty mówisz?Tereska ocknęła się z zadumy.W ciągu ostatnich trzech minut myśl jej prze-była imponującą drogę.Panująca wokół pustka, ciemności i dość pózna godzi-na sprawiły, że przypomniała jej się sprawa napadu i obrony, łączącej obrońcęz ofiarą.Pomyślała, że bandyci mogliby ją bez trudu zamordować, gdyby wraca-ła sama.Przypomniała sobie, że Boguś wybiera się na medycynę, oczyma duszyujrzała swoje zwłoki na stole w prosektorium, ujrzała skalpel w jego ręku, i myśl,że właśnie on mógłby skamienieć z rozpaczy nad jej zamarłym na wieki sercem,sprawiła jej coś w rodzaju masochistycznej satysfakcji.Nad sercem tak, ale nienad resztą.Boguś patrzył na nią pytająco, z lekka stropiony. O mój Boże  powiedziała z zakłopotaniem. Wyobraziłam sobie, żerobisz sekcję moich zwłok.Tych bandytów milicja jeszcze nie złapała i ciągleistnieje szansa, że mnie utłuką. Muszą z tym trochę poczekać  powiedział Boguś i ruszył znów przedsiebie. Masz szalenie oryginalne skojarzenia.Teraz jeszcze byłoby za wcze-śnie; zanim zacznę robić sekcje, upłynie trochę czasu.Mogłabyś się zaśmierdnąć.Niech się wstrzymają ze dwa lata.86  Można mnie trzymać w formalinie  mruknęła Tereska,  Czy ty treno-wałeś dżudo? Nie wiem dokładnie, jak długo można trzymać zwłoki w formalinie.Spo-dziewasz się napadu?W tonie Bogusia obok zdumienia zadzwięczała odrobina niepokoju.Tereskanie zwróciła na to uwagi.Wśród galopujących przed oczyma jej duszy obrazówpojawiła się piękna scena napadu.Atak trzech zamaskowanych bandziorów z no-żami w zębach, rzucających się na nią i Bogusia, występującego w jej obronie.Potem, rozpędziwszy bandziorów, na rękach doniósłby jej omdlałe ciało aż dofurtki.Bandziorów jest co najmniej trzech, Boguś jeden, noża nie ma, a w każ-dym razie nie trzyma go w zębach, powinien zatem znać jakieś skuteczne metodywalki.W ostatniej chwili ugryzła się w język, żeby nie zrelacjonować mu swychnadziei. Nigdy nie wiadomo  powiedziała z westchnieniem. Szkoda, że nienosisz przy boku szpady.Ale zdawało mi się, że kiedyś mówiłeś, że trenujeszdżudo czy coś w tym rodzaju. Ach i to dlatego wybrałaś sobie mnie na wieczorny powrót z kina? przerwał Boguś ironicznie. Brakuje ci obstawy? Nie każdego ma się ochotę widzieć w roli własnego obrońcy  odparłaTereska z godnością i mile zaskoczony Boguś pomyślał, że jednak ona chybama w sobie coś.Nie miał wprawdzie najmniejszej ochoty występować w rolipogromcy chuliganów, docenił jednak subtelność i poziom komplementu.Tylkodlatego prawie bez namysłu przyjął zaproszenie Tereski na jej imieniny. Niewiem, co prawda, czy piętnastego pazdziernika będę w Warszawie, ale jeśli będę,nie omieszkam, skorzystać  obiecał. Ja nie jestem pewna, czy w ogóle będę jeszcze żyła  powiedziała me-lancholijnie Tereska, zatrzymując się przed furtką. Poza tym nie musisz chybaczekać z wizytą aż do piętnastego? Na razie wyjeżdżam.Do Krakowa, a potem do Wrocławia.Nie jestempewien, kiedy pokażę się w Warszawie. Może wstąpisz na chwilę?Bogusiowi nie chciało się już wstępować.Miał ochotę porozmyślać sobie spo-kojnie o dziewczynie z  Orbisu , którą powinien spotkać dopiero jutro w pociągu.Napomknął coś o przygotowaniach do podróży, przyjrzał się ciekawie oświetlo-nej lampą znad drzwi Teresce, wydała mu się ładniejsza niż zwykle, jej zieloneoczy lśniły w mroku, pomyślał, że jednak nie musi usuwać z pamięci tych let-nich, romantycznych spotkań, smarkata bo smarkata, ale jest na zupełnie niezłympoziomie, objął ją lekko i pocałował.Tereska zamarła ze wzruszenia.W głowiemignęła jej jeszcze myśl, że są widoczni z okien domu, po czym wszelkie myślizniknęły i pozostało tylko dławiące szczęście.87  Do zobaczenia, moja miła  powiedział Boguś i odszedł.Długą chwilę Tereska stała przed furtką, a potem długą chwilę stała przeddrzwiami, usiłując odzyskać normalny wyraz twarzy, niejasno podejrzewając, żewyśnione, wymarzone przeżycie musi być gdzieś na niej, na wierzchu, widoczne.Siły jej z wolna wracały i umysł zaczynał działać.Zdaje się, że mam głupio rozanielony wyraz twarzy.Wszyscy zobaczą.pomyślała z troską i uczyniła kilka grymasów, kontrastujących ze stanem jej du-cha.Dzięki czemu zgromadzona w jadalni rodzina ujrzała córkę domu wkracza-jącą ze zmarszczonymi brwiami, wyszczerzonymi zębami i patrzącą dziko spodełba.Dość długo trwało, nim Teresce udało się wreszcie wszystkich przekonać, żenikt jej nie napadł ani też ona nie napadła nikogo, że film jej się bardzo podobałi nie wyrzucono jej z kina w środku seansu, że nie jadła ani nie piła nic szkodli-wego, nikogo nie zamierzała przestraszyć i w ogóle nic się nie stało, a to coś, codało się dostrzec na jej obliczu, to było tylko tak sobie.Dopiero kiedy po kolacji szła po schodach na górę, pani Marta przypomniałasobie, co miała jej do powiedzenia. Aha, czekaj! Milicja znów się o ciebie pytała.Mieli jakiś pilny interes.Tereska zatrzymała się w połowie schodów. I co? Nic.Zmartwili się, że cię nie ma, i zdaje się, że pojechali do Okrętki.Tereska kiwnęła głową i ruszyła dalej po schodach, dość obojętnie myśląc, żew takim razie jutro od Okrętki wszystkiego się dowie.* * *Kilka godzin wcześniej Okrętka zastanawiała się, jak ma właściwie uczcić tenprzepiękny, wielki dzień.Pierwszy dzień spokoju po zakończeniu koszmarnej ak-cji zbierania drzewek.Nie musi już włóczyć za sobą przeklętego stołu na kółkach,nie musi spotykać się z Tereską i błąkać po obcych wariatach, nie musi już żebrać,prosić i przekonywać.Ma spokój.Wreszcie ma święty spokój i tak prędko sobietego spokoju odebrać nie pozwoli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •