[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był duży mróz.Szliśmy po śniegu wzdłuż liniiwysokiego napięcia.Na bocznej drodze zatrzymał się przed nami opancerzony pojazd, którego dowódca zapytał, czy napotkaliśmyRosjan.Powiedzieliśmy, że nie, i przekazaliśmy informacje, które podało niemieckie radio.Na obrzeżu Gostynia weszliśmy dopierwszego napotkanego domu.Prawdopodobnie zajmowali go wcześniej Niemcy, którzy w popłochu uciekli zaledwie kilka godzintemu.Zwiadczyły o tym opróżnione szafy i pozostawione na stole kuchennym talerze z resztkami jedzenia.Piec w kuchni był jeszczeciepły.Wybrałem się do miasta, żeby zorientować się w sytuacji.W centrum było pełno żołnierzy z różnych formacji, szukającychmożliwości wypoczynku i zdobycia żywności.Rano następnego dnia w Gostyniu nie było już żołnierzy.Pojawiła się natomiast ciężarówka, której kierowca na nasz widokzatrzymał się, krzycząc, żebyśmy wsiadali.Wysadził nas w Lesznie.Zanim zapadł zmrok, doszliśmy do Bukowca Górnego.Zahlmeistrów ulokowałem w jednym z domów, natomiast sam poszedłem do sołtysa.Witając się, powiedziałem, że jestem Polakiem inie mam zamiaru bronić ziemi niemieckiej, jak również nie zostanę niewolnikiem Sowietów.Usłyszałem:  Panie, na takich jak panczekamy!.Sołtys wyjawił też, że przede mną był u niego niemiecki podoficer z rannym żołnierzem, który  podobnie jak ja zamierzał zdezerterować i prosił o pomoc.Rano spotkałem się z Zahlmeistrami gotowymi do dalszego marszu.Powiedziałem im, że w radiu podano informacje o lądowaniusowieckich spadochroniarzy na jeziorach pod Wolsztynem i o przygotowaniach do obrony Głogowa, Poznania i Wrocławia.Dlategoradziłem przekroczyć Odrę w okolicy Nowej Soli.Potem pożegnałem się.Nawet nie zapytali, jakie mam zamiary!Wbiegłem na strych, gdzie czekało na mnie cywilne ubranie i kurtka.Zachowałem kamizelkę z kocich futerek oraz pojemną,skórzaną torebkę.Mundur, broń i książeczkę uposażenia ukryłem pod dachem.Około północy poszliśmy z sołtysem do stodoły, bozauważyliśmy tam jakieś światełka.W stodole spało kilkunastu niemieckich żołnierzy.Oficerowi, który się obudził, powiedzieliśmy,że w każdej chwili mogą nadejść Sowieci, którzy zajęli pobliską miejscowość.Chodziło nam o to, by uciekali dalej, żeby nie doszłodo ewentualnych starć.Rano rozpoczął się przemarsz jednostek sowieckich na Włoszakowice i dalej, do Nowej Soli i Zielonej Góry.Wieczorem w domusołtysa znalazło się trzech rosyjskich oficerów.Zostali przyjęci skromną kolacją i wódką.Dwóch było bardzo rozmownych, trzeci wogóle nie odzywał się i bacznie nas obserwował.Gospodyni mówiła do mnie  synku , nalewając mi często zamiast wódki  wodę.Czasami mój kieliszek napełniał któryś z oficerów, natomiast drugi po kolejnym kieliszku zwracał mu uwagę, że upije synagospodarzy.Oficerowie spali kilka godzin na rozłożonych na podłodze siennikach.Po umyciu się i śniadaniu, kiedy wychodzili doswoich jednostek, jeden z nich zapytał, czy jestem zwolennikiem Sikorskiego.Odpowiedziałem, że Wandy Wasilewskiej.Wówczaswiedziałem tylko, że to pisarka propagująca komunizm i socjalizm, mieszkająca przed wojną we Lwowie, krytykowana przezprawicę i przedstawicieli Kościoła.Następnego dnia, chcąc jakoś odwdzięczyć się moim wybawcom, zaopatrzony w sanki i worek, udałem się do Włoszakowic dofabryki obuwia, produkującej buty dla armii niemieckiej.W fabryce szalał tłum ludzi z pobliskich miejscowości, depczący powojskowych butach, wśród których nie mogłem dobrać pary.Zdołałem zebrać kilka płatów brązowych skór.Na pobliskich torachkolejowych stał pociąg towarowy załadowany zbożem, mąką, kaszą, grochem i fasolą, gdzie także działał tłum ludzi.Tam nieposzedłem. Do domuTrzeciego dnia pobytu w Bukowcu Górnym okazało się, że muszę jak najszybciej opuścić wieś, ponieważ jakaś dziewczynatwierdziła, że widziała mnie w niemieckim mundurze.Następnego dnia miejscowy szewc wręczył mi damski rower i mojekawaleryjskie buty przerobione na cywilne.Sołtys wypisał na maszynie dokument, w którym zostało wyłożone, że jestem Polakiem,udaję się do rodziny zamieszkałej w Puszczykowie i że on, jako sołtys Bukowca Górnego, prosi polskie władze o udzielenie mi wrazie potrzeby pomocy.%7łegnając się, dziękowałem za uratowanie mi życia.Ruszyłem w kierunku Kościana.Kiedy dotarłem do centrum miasta, zauważyłem tłum żołnierzy w zdekompletowanychmundurach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •