[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W gardle mu zaschło; czuł się kompletnie wyczerpany.Oddychaj głęboko, odezwał się serdecznie pełen dumy smok.Jesteśmy już wszyscy bezpieczni.— Kto ma bukłak z winem? — szorstki głos rozproszył myśli F’lessana skupione wyłącznie na sobie.— Pomóżcie mu zejść.Nie widzicie, że się wykończył, ratując nas wszystkich? Dajcie mu się napić.Cona, pomóż swojemu mężowi.Pewnie uznał, że się utopił na śmierć.— Mało brakowało, babciu — odpowiedział czyjś młody głos.Ktoś pociągnął go za rękaw.— Jeźdźcze, napij się wina.St’ven i C’reel musieli mu pomóc zsiąść, a Golanth przycupnął najniżej jak mógł, żeby to ułatwić.Brązowi jeźdźcy oparli go o smoka i przytknęli do ust szyjkę bukłaka.Otworzył usta i pociągnął łyk wina.Było podłego gatunku, ale bardziej chodziło o jego działanie niż o jakość.— Niech ktoś poda kubek! — poleciła lady Medda.— To nie, pomyślenia, żeby jeździec, który uratował nam życie, pił jak włóczęga prosto z bukłaka!— Dajcie więcej kubków… — zawołał przez ramię St’ven.— Znalazłam tylko jeden — powiedziała w chwilę później jakaś kobieta, podając naczynie brązowemu jeźdźcowi.— Wszystkie rzeczy się przemieszały…— Ale je mamy — ucięła lady Medda.— Lias, Petan, wyciągnijcie Binnessa z tej kałuży.Potem wróćcie i zabierzcie mnie pod dach.Nie zamierzam siedzieć w tej wilgoci dłużej niż to konieczne.Jeźdźcy, jeśli chcecie tu jeszcze trochę zostać, to też się schowajcie.Jeszcze nigdy nie widziałam tak gwałtownej burzy.— Przejdzie — szepnął F’lessan do C’reela, który powtórzył jego słowa głośno, by dotarły do wszystkich.Wino pomogło F’lessanowi oprzytomnieć na tyle, że stanął na nogach i oparł się o smoka.Miał nadzieję, że tylko spiżowy wierzchowiec zauważy, jak mocno dygoce jego jeździec.Ramoth każe wracać na Lądowisko, powiedział Golanth.Rozkaz ten dotarł także do Mealtha i Galutha, bo obaj brązowi jeźdźcy wyprostowali się w tym samym momencie.— Musimy wracać na Lądowisko — zaczął F’lessan.— Dasz radę dolecieć tak daleko?F’lessan obrócił się ku osobie, która zapytała o to z takim niepokojem.—Tak!Lady Medda stała, ciężko opierając się o laskę.Wyciągnęła prawą rękę gestem, który zachował wiele wdzięku z młodości.— Jesteśmy wam zobowiązani, smoczy jeźdźcy.Wiele wam zawdzięczamy.— Na te słowa zmoknięci i utrudzeni mieszkańcy osady, którzy wciąż przenosili swoje rzeczy, zatrzymali się wszyscy i skłonili jak jeden mąż.— Wiele wam zawdzięczamy, smoczy jeźdźcy — powtórzyli chórem.To pełne godności, proste podziękowanie było dla trójki jeźdźców sowitą nagrodą za trudy poniesione przy ratowaniu łódek.Lias i Petan poczekali, aż babcia Binnessa usadowi się w fotelu, a potem zanieśli ją do leśnego schronienia.— Wyślijcie dzieci, niech zobaczą, czy są tu jakieś owoce.Znajdźcie dużo chrustu i rozpalcie ogień… — po drodze lady Medda nie przestawała wydawać poleceń.— Myślałem, że zginiesz, F’lessanie — mruknął C’reel z twarzą mokrą od deszczu.— Włóż kurtkę, bo zamarzniesz na kość pomiędzy.Kiedy St’ven zobaczył, że F’lessanowi drżą ręce, sam pozapinał mu kurtkę na guziki, znalazł jego hełm i założył mu na głowę.Potem obaj z Creelem posadzili go na smoka.— Niezły z ciebie dowódca skrzydła, F’lessanie, Jestem dumny, że z tobą poleciałem!— Ja też, spiżowy jeźdźcze — dodał C’reel, zasalutował i podbiegł do czekającego na niego smoka.SALA KONFERENCYJNA, 2.12 CZASU LOKALNEGO, LĄDOWISKO, 1.9.31— I ja mam to powiedzieć Toricowi? — zdenerwował się F’nor.Obrzucił spojrzeniem najpierw przyrodniego brata, a potem Idarolana, który stanowczo pokiwał głową.— Logika wskazuje, że ty i K’van będziecie najlepsi — powiedział F’lar.— Posłałbym z tym G’bola, ale on oszczędza czas — Władca Weyru znacząco uniósł brew.K’van wzruszył ramionami i uniósł ręce, niechętnie wyrażając zgodę.Jego opalona twarz o ostrych rysach nie wyglądała na szczególnie zachwyconą.— Może zabierzemy ze sobą Sintariego? Umie sobie radzić z Toricem.— Toric mnie szanuje — odezwał się Idarolan z groźnym pomrukiem.— Każcie mu się brać do roboty, a potem możemy się zająć Południowym Bollem.— Rzucił szybkie, ukośnie spojrzenie Janissian.Słyszał o niej dużo dobrego; pomagała babce w prowadzeniu Warowni, od kiedy Sangel stał się nieodpowiedzialny.Świetny moment, by wykazała się zdolnościami przywódczymi.Była najlepsza z potomstwa Sangela.— Chyba, że będziesz mnie potrzebował do czegoś innego, Mistrzu Curranie — skłonił się uprzejmie swojemu następcy.— Ja cię będę potrzebował, Mistrzu Idarolanie — wtrącił szybko, niemal przepraszająco Ciparis z Neratu.— Nerat ma dłuższe wybrzeże i całe jest zagrożone — popatrzył na F’lara.— Potrzebujemy każdej pomocy.— Już wyruszyły lotne patrole z wiadomością do gospodarzy i dzierżawców — powiedział F’lar.— Ale, Mistrzu Idarolanie, czy mógłbyś użyczyć nam swoich bezcennych map?— Można je skopiować… oczywiście, że tak — Idarolan podsunął mu potrzebne mapy.Jeden Idarolan przyszedł na to spotkanie doskonale przygotowany, pomyślał F’lar.Z natury był rannym ptaszkiem.Wstawał o świcie i miał zwyczaj obserwować niebo, by dowiedzieć, się jaka będzie pogoda.Dzięki temu zaobserwował ognistą kulę.Wiedział, co może zrobić tsunami i natychmiast przeanalizował mapy i log.Podobnie jak Erragon, oznaczył na czerwono najbardziej zagrożone miejsca; mniejsze zagrożenie zakreślił na pomarańczowo, a łatwo dostępne wyżyny — na niebiesko.Zanim jeszcze Władca Bendenu poprosił go o pomoc, Idarolan zdołał całkiem realistycznie ocenić powagę sytuacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]