[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grieve byłtelepatą, lecz niezbyt typowym.Tyle że i ten dar musiał ukierunkowywać: był w stanieczytać myśli osoby, z którą przebywał twarzą w twarz lub rozmawiał, nawet przez tele-fon, o ile tego kogoś znał.Johna Grieve a nie sposób było oszukać, zbędny stawał się teżautomatyczny szyfrator.Dlatego właśnie Kyle zlecił mu na czas swej nieobecności sta-ły dyżur w kwaterze. John  zapytał Kyle  co tam w domu?  Co się dzieje na farmie w Devonshire? dodał w myślach. No, wiesz. odpowiedz Grieve a nie niosła w sobie nadmiaru pewności. Możesz to wyjaśnić? Co jest?  Ale uważaj, jak odpowiadasz. No cóż, młody J.B  wyjaśnił dyżurny. Wygląda na to, że jest sprytniejszy, niżzałożyliśmy.Jest zbyt dociekliwy.Za wiele widzi i słyszy, by mogło mu to wyjść na do-bre. Tak, trzeba mu to przyznać  Kyle próbował bagatelizować sprawę. Mówisz, żejest utalentowany? Telepatia?  dociekał w myślach. Też tak sądzę  zgodził się Grieve, sugerując duże prawdopodobieństwo tegofaktu. O Jezu! Namierzył nas?  Ale miewaliśmy już ciężkich klientów  powiedziałKyle. A nasi sprzedawcy posiadają wstępne dane. Jak są uzbrojeni? Owszem, posiadają standardowy zestaw  stwierdził dyżurny oficer. Alemimo to sprawa jest nieco kłopotliwa, powiadam ci! Poszczuł psem jednego z naszychludzi.Na szczęście, żadnych szkód.Tak się złożyło, że był to stary DC, a wiesz, jaki onjest ostrożny! Trudno będzie tamtego przycisnąć.140  Wiesz, John, lepiej przeczytaj dossier naszego cichego wspólnika.To sprzed ośmiumiesięcy.Pierwsza materializacja Keogha.Nasi ludzie mogą potrzebować wszelkiej do-stępnej pomocy.Standardowy zestaw nie wystarczy.To coś, o czym powinienem był po-myśleć wcześniej, ale nie doceniłem sprytu młodego JB. Pistolety kalibru dziewięć mi-limetrów mogą go nie powstrzymać, jego i pozostałych domowników.W aktach Harry- ego Keogha jest opisane coś, co, jak sądzę, mogłoby im podołać.Trzeba uzbroić odziałw kusze! Jak chcesz, Alec.Zaraz się tym zajmę  w głosie Grieve a nie było śladu zaskocze-nia. A co u was? Nie jest zle.Myślimy o wyjezdzie w góry, planujemy to na dzisiejszy wieczór. Le-cimy z Krakowiczem do Rumunii.Facet jest w porządku, przynajmniej mam taką na-dzieję! Jak tylko dowiem się czegoś konkretnego, dam wam znać.Może wówczas będzie-cie już w stanie zająć się Bodescu.Ale nie róbcie nic, dopóki nie dowiemy się wszystkie-go, co tylko możliwe, o grożącym wam niebezpieczeństwie. Szczęściarz!  uznał Grieve. W góry, tak? Są piękne o tej porze roku.No, aleniektórzy z was muszą pracować.Wyślij mi kartkę, dobra? I uważaj na siebie. Nawzajem  Kyle mówił lekko i beztrosko, ale jego myśli nie mogły uwolnić sięod niepokoju.  Na Boga, upewnij się, że nasi chłopcy w Devonshire wiedzą, w co gra-ją! Gdyby coś miało się stać, ja. Robimy, co możemy, by trzymać się z dala od kłopotów  przerwał mu dyżurny. Nie porywamy się na zbyt wiele.  OK.Będę w kontakcie.Powodzenia.  Kyle odłożył słuchawkę.Przez dłuższa chwilę stał nieruchomo, wpatrzony w telefon, zagryzając wargi.Spra-wy nabierały tempa, czuł to.A kiedy z sąsiedniego pokoju wyszedł Quint, przed chwi-lą jeszcze smacznie drzemiący, jedno spojrzenie na jego twarz utwierdziło jeszcze Kyle aw tym przekonaniu.Quint wyglądał dość marnie, był napięty.Postukał się w skroń. Coś się rusza  stwierdził. Tutaj.Kyle kiwnął głową. Wiem  odpowiedział. Mam wrażenie, że sprawy ruszają na całego.W mieszkaniu w Hartlepool, należącym kiedyś do Harry ego Keogha, w pokoikuz oknem wychodzącym na cmentarz, zasypiał Harry Junior.Jego matka, Brenda Keogh,uciszyła malca i usypiała go teraz cichymi mruczankami.Maluch miał zaledwie pięć ty-godni, ale był bystry.Na świecie działo się mnóstwo ciekawych rzeczy, które chciał po-znać.Chciał tak bardzo, że wyglądało na to, iż do procesu dorastania podejdzie z naj-wyższą powagą.Czuła to w nim: jego umysł był jak gąbka, chłonął nowe wrażenia, nowedoznania, łaknął wiedzy.Dzieciak rozglądał się wokoło oczyma swego ojca i marzyło zawładnięciu całym światem.Tak, tylko dziecko Harry ego Keogha mogło być takie.Brenda cieszyła się, że je ma.141 Gdyby tak był z nią jeszcze Harry.W pewnym sensie miała go jednak przy sobie, w po-staci ich wspólnego dziecka.W rzeczywistości miała go w o wiele większym stopniu,niż mogła przypuszczać.Jaką właściwie funkcję pełnił ojciec dziecka w wywiadzie brytyjskim (Brenda są-dziła, że to dla nich pracował), tego nie wiedziała.Wiedziała jednak, że zapłacił za niąswoim życiem.Nie doceniono jego poświęcenia, przynajmniej oficjalnie.Co miesiącwprawdzie, w zwyczajnych kopertach, przychodziły czeki zaopatrzone w krótkie pismaprzewodnie, określające te pieniądze jako  wdowią rentę.Brenda nie mogła uwolnićsię od zdumienia  Harry musiał być wysoko ceniony.Kwoty, na które opiewały cze-ki, były dość wysokie.W każdej normalnej pracy zarobiłaby najwyżej połowę tego.A cocudowniejsze, mogła dzięki temu poświęcić cały swój czas małemu Harry emu. Biedny, mały Harry  zanuciła miękkim, północnym dialektem bardzo starąkołysankę, której nauczyła się od swojej matki. Bez mamusi, bez tatusia, urodzonygdzieś w kopalni.No, może nie aż tak zle, ale bez Harry ego było dość marnie, A do tego.Brendę drę-czyło niekiedy poczucie winy.Widziała męża po raz ostatni przed niespełna dziewięcioma miesiącami, a już sięz tym pogodziła.Czuła, że to niedobrze.Niedobrze, że już przestała płakać, że nie po-święciła mu zbyt wielu łez, a najgorsze było to, że dołączył do rzeszy tych, którzy go takkochali.Umarłych, od dawna pogrążonych w rozpadzie i rozkładzie.Jeżeli nawet moralnie było to uzasadnione, błąd krył się w logice tej sytuacji, w jej za-łożeniach.Brenda nie czuła, że jej mąż nie żyje.Gdyby zobaczyła jego ciało, byłoby pew-nie inaczej, ale cieszyła się, że nie musiała go oglądać.Martwy, nie byłby już Harrym.Po chwili uwolniła się od tych ponurych myśli i opuszkiem palca dotknęła okrągłe-go noska niemowlaka. Bęc!  powiedziała, ale bardzo cicho.Mały Harry już spał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •