[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A za nim jakiś dziwoląg.Co to za dziwny pojazd?- Teraz jest moda na dziwactwa samochodowe - powiedział jakiś pan.A inna dziewczyna mówiła:- To cudzoziemcy.Goście zagraniczni.Przepychaliśmy się przez tłum tańczących szukając bandyty.Gdzie się podział? Może zniknął w drugim końcu ogródka?Budziliśmy ogólne zainteresowanie, a potem zdziwieme.Najpierw z pięknego wozu wyskoczył jakiś człowiek i pobiegł przepychając się między tańczącymi.Potem zajechało pokraczne auto i wyskoczyła z niego piękna dziewczyna, a za nią mężczyzna.I także przepychali się przez tańczące pary.Orkiestra urwała w połowie melodii.- Oni się wzajemnie ścigają! - krzyknął kobiecy głos.- Może to amerykańscy gangsterzy? - histerycznie zawołała pani z ogromnym dekoltem.Następnych głosów już nie słyszeliśmy.Przeskoczyliśmy przez drewniany płotek okalający kawiarniany ogródek i poprzez gęstwę krzaków obrastających stromiznę rozgladaliśmy sie pilnie po brzegu jeziora.- Uciekł - stwierdziła Karen.- Już go teraz nie wypatrzymy.Zaszył się w ktorymś domku stojącym nad brzegiem.ROZDZIAŁ PIĘTNASTYW POGONI ZA MOTORÓWKĄ – NA WYSPIE MILOŚCI – ZNOWU MYSIKRÓLIK – WRACAMY NA PIĘĆDZIESIĄTY KILOMETR – ZGUBIONY TROP – WYJAZD ANKIStaliśmy z Karen na stromym, zabudowanym domkami campingowymi zboczu wysokiego brzegu Jeziora Charzykowskiego.U naszych stóp leżała połyskliwa tafla wody rozciągająca się aż po nieprzenikniony horyzont.Wydawało się, że jezioro nie ma kresu, ale ja byłem tu kiedyś i wiedziałem, że za dnia wszystko tu wygląda inaczej.Widać dobrze drugi brzeg i sąsiadujące z nim dwie wyspy porośnięte lasem.Niebo wypogodziło się, dostrzegliśmy nieruchome kształty jachtów i motorówek uczepionych do wybiegających w jezioro drewnianych pomostów.- Zejdźmy w dół - zaproponowałem.Po kamiennych stopniach wąskiej uliczki zbiegliśmy na nadbrzeże.W kawiarnianym ogródku orkiestra podjęła znowu jakiś taneczny motyw, przyjemnie było iść w ciepłą noc, słuchając ściszonej przez.odległość muzyki.- Bardzo tu ładnie - stwierdziła Karen.- Żałuję, że nie jesteśmy na wycieczce.I w ogóle bardzo żałuję, że staliśmy się przeciwnikami.- To pani wina – rzekłem.- Moja? Przecież ja kilkakrotnie praponowałam panu współpracę.- Właśnie w tym sęk.Chciała pani we mnie widzieć najętego współpracownika, który ma pomagać pani w odnalezieniu skarbów.A ja jestem człowiekiem wolnym i nie miałem ochoty podporządkować się pani.Mijaliśmy wejście na drewniane pomosty.Niektóre z nich były oświetlone latarniami.Raptem Karen kurczowo chwyciła mnie za rękę.- O, tam, niech pan patrzy.Tam, na koniec pomostu.Czy to nie Malinowski?Jakiś mężczyzna wskoczył do motorówki i usiłował zapuścić silnik.Warkot motoru, który nie od razu chciał się wziąć do pracy, głośno rozbrzmiewał w ciszy nocnej.- To on! Na pewno! Poznaję go! - wołała Karen.Silnik motorówki zaczął turkotać równym rytmem.Bandyta odepchnął motorówkę od pomostu i ruszył nią w stronę drugiego brzegu.- Wracamy.Spróbuję go doścignąć amfibią - powiedziałem do Karen.Pobiegliśmy w górę tymi samymi kamiennymi schodkami.Znowu jak bomba wpadliśmy między tańczących i doskoczyliśmy do naszych samochodów.- Niech pan na mnie zaczeka - wołała Karen, podnosząc maskę lincolna.Po chwili opuściła maskę, wyjęła kluczyki pozostawione w stacyjce przez Malinowskiego.Jednym susem znalazła się obok mnie w wehikule.- Unieruchomiłam swój wóz - wyjaśniła.- Pod maską mam dźwigienkę, która rozłącza układ elektryczny.Teraz już nikt nie zdoła ukraść lincolna.Wczasowicze przerwali taniec i zaciekawieni wyszli aż na ulicę, A ja zawróciłem wozem przed kawiarnią i o kilka domów dalej, stromą uliczką zjechałem na nadbrzeże.Motorówka z Malinowskim rysowała się na tafli jeziora jak malutka plamka, lecz warkot silnika rozlegał się wciąż bardzo wyraźnie.Na piaszczystej plaży siedziało kilka zakochanych młodych par.Gdy jechałem wzdłuż plaży, szukając dogodnego zjazdu w wodę, goniły mnie krzyki:- Nie ma pan już gdzie jeździć? E, panie wariat, bo pan wpadnie do wody! A umie pan pływać?Znalazłem wjazd w jezioro.Rozpędziłem wehikuł, który z ogromnym pluskiem, niemal jak koń bojowy, skoczył w fale jeziora.- Boże drogi! - wrzasnął dziewczęcy głos na plaży.A my już płynęliśmy kołysząc się na fali wywołanej pędem wehikułu.Ciemna plamka, którą stanowiła motorówka Malinowskiego, zniknęła nam z oczu.Słyszeliśmy tylko cichy warkot silnika i on to wskazywał nam drogę ucieczki bandyty.Docisnąłem pedał gazu.Przód wehikułu aż uniósł się nad powierzchnią wody, śruba umieszczona z tyłu zawirowała ze zwiększoną szybkością.Za nami kotłowały się fale poruszone turbiną, na jeziorze pozostawała trójkątna smuga białej piany.Włączyłem wycieraczki, aby oczyszczały przednią szybę z kropel wody, która nieustannie na nią pryskała i zasłaniała nam widok.- Ucieka w stronę Wyspy Miłości — powiedziałem do Karen, wsłuchując sie w nadpływajacy z odddali warkot motorówki.- Miłości?- Tak ją nazwano, bo odwiedzją ją zakochane pary.- Był pan tam kiedyś? - spytala.- Tak.Szukałem pewnego naukowca, który mógł mi wyjaśnić zagadkę zaginionego zbioru starych monet.Na Wyspie Miłości spędzał swój miodowy miesiąc po ślubie, a ja byłem zmuszony przerwać mu sielankę.- Wyobrażam sobie, co myślał o panu – zaśmiała się Karen.- A czy zbiór pan odnalazł?- O, tak.Choć to była jedna z mych najbardziej niebezpiecznych przygód.- Ale skarbu templariuszy pan nie odnajdzie - powiedziała twardo Karen.- Niech pan sobie to wybije z głowy.- Pani znowu zaczyna? Czyżby historia z Malinowskim niczego pani nie nauczyła?- Będę ostrożniejsza.Lecz to nie znaczy, że rezygnuję z poszukiwania skarbów.One muszą być moje.- To się jeszcze okaże - uśmiechnąłem się.Karen zaimponowała mi.Po tym wszystkim, co przeżyła, przypuszczałem, że zrezygnuje z dalszej walki o skarby.Ale ona była nieustępliwa, uparta i ambitna.Podobało mi się to.- Cicho! - syknęła nagle Karen.- Czy pan słyszy?- Właśnie, że nic nie słyszę.Umilkł warkot motorówki.- O to mi chodziło - kiwnęła głową Karen.- Zapewne przybił motorówką do brzegu i wyłączył silnik.Dlaczego wybrał Wyspę Miłości? On chyba nie jest zakochany? - zaśmiała się.- Zapewne był tutaj kiedyś i zna te strony.Gdy zorientował się, że wkrótce zabraknie mu benzyny, przypomniał sobie o Charzykowych i licznych możliwościach ukrycia się tutaj.On chce się od nas oderwać i zatrzeć swój ślad.Z ciemności nocnej wyłonił się przed nami wysoki, czarny masyw wyspy.Wyglądała groźnie i tajemniczo.Tym bardziej groźnie, że wiedzieliśmy: z jej brzegów w tej chwili obserwuje nas bandyta.- Czy wyspa jest bezludna? - spytała Karen.- Tak.Niekiedy tylko obozują tutaj w namiotach grupki turystów odbywających spływy kajakowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •