[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Człapią i powłóczą nogami,obutymi w łapcie, okręconymi kawałkami skór albo zwykłymi szmatami.Tych jest najwięcej.Oblepiająca ziemię wilgoć powoduje, że łachmany jeńców przemoczone są powyżej pasa,przepocone, przegnite, zwisają z nich z rezygnacją i jakby ciągną do tyłu, przeszkadzając wmarszu.Nad kolumną unoszą się kłęby pary, wzwyż ku niebiosom bucha smród złachów i ran, z dawno nie mytych ciał.Twarze jeńców są mroczne, posępne, zacięte.Oczy, ukryte pod krzaczastymi brwiami,wbite w grząski trakt, w pięty poprzednika, w okrągłą plamę potu między jego łopatkami, wewlokące się po ziemi łachmany.Jeńcy nie skarżą się, choć idą tak od wczoraj bez jedzenia iwody.Nie próbują się uwolnić ani nawet porozumieć ze sobą, widać w pełni zaakceptowaliswój los.Ręce jeńców, związane wysoko na plecach cienką linką, nabrzmiały, opuchły, ze-sztywniały do tego stopnia, że właściwie przestały boleć.Idą pogodzeni, niekiedy któryś pod-niesie głowę, by omieść krótkim spojrzeniem obłoki na niebie, brązowiejące pola albo zacze-pić wzrokiem o pasemko Czkającego Lasu na horyzoncie.Widok doskonałej obojętnościwokół jest na tyle przygnębiający, że głowy jeszcze niżej opadają między ramiona.Rumath prowadzi kolumnę, jego łazik kolebie się tuż obok czoła.Przed sobą ma najwy-żej dziesięciu obdartusów, jazda jest właściwie wypoczynkiem, ponieważ wszelkie próbyoporu dawno w kolumnie ustały.Nie trzeba wpatrywać się w zielonkawy monitor, gdzieniezmordowany komputer bez przerwy wyświetla rzędy cyferek.Na samym końcu kolumnyjedzie w takim samym łaziku Gondor, to zwalnia, to przyspiesza, zależnie od tego czy kolu-mna wije się w zakrętach, czy rozciąga wzdłuż traktu.Gondor musi mieć oko na wszystko iswobodne pole ostrzału; gdyby jakimś cudownym sposobem kolumna zerwała szyk, pękła ipoczęła pryskać na boki, właśnie na nim spoczywa obowiązek likwidacji jak największej ilo-ści zbiegów.Rumath musiałby w takim przypadku odskoczyć i również jak najcelniej strzelać każdy taki zbieg to pewny bandyta.Niespożyte wprost siły drzemią w tych barbarzyńcach.Może dla postrachu powiesić kilku w Czkającym Lesie? Rumath wie, ze komendantura patrzyna traktowanie jeńców przez palce.Kiedy w zeszłym miesiącu Bronsztajnowi i Huggowi niechciało się konwojować kolumny przez Bagna Pitańskie, rozpuścili jeńców w otwartym polu iwystrzelali jak kaczki.Rumath nie słyszał, żeby za ten wyczyn Szef powiedział im złe słowo. Co tam u ciebie? zagadnął do Gondora. Spokój? Spokój.Tyle mieli sobie do powiedzenia.Wobec tego ze skrytki na kasety wybrał pierwsząlepszą i wepchnął w szparę.Widok kolumny pierzchł z monitora, zastąpiony przez kłębowi-sko nagich ciał.Taki przypadek, żeby jeńcy bez pomocy z zewnątrz zdołali rozerwać kolumnę, prawdęmówiąc nie wchodzi w grę.Nic takiego dotąd się nie zdarzyło.Linka, która ich krępuje, jestbodaj najdonioślejszym wynalazkiem, jakiego ludzie dokonali na tej planecie.Można ją swo-bodnie skracać, łączyć końcówki skromnym niklowym aparacikiem, wiązać, rozplątywać i wogóle wyczyniać z nią co się komu podoba.Ta linka to jakby tensometr i zarazem nadajnikradiowy.Wystarczy podzielić ją na sekcje i powiązać jeńców w ten sposób, by w każdejznalazł się jeden buntownik, a następnie informację o stanie naprężenia linki w każdej sekcjiprzekazać komputerowi jako poziom odniesienia.W zasadzie to wystarcza.Teraz nawet przy-padkowe szarpnięcie więzów, nie mówiąc o próbie uwolnienia rąk, będą w mig alarmowałykomputer przedniego łazika.Będą skakać cyfry i wykresy podświetlone obrazem delikwenta,któremu zachciało się rozprostować ręce albo zagadać do towarzysza.Reakcja zależy odoceny Rumatha.Może ostrzec marzyciela przez głośnik raz czy drugi, albo po prostu bezzbędnych słów zaaplikować mu solidnego kopa jeszcze jedna cenna zaleta skromnej linki po którym ukarany przez pół godziny będzie próbował odzyskać czucie w ramionach.Jaktak dostanie ze dwa razy, odechce mu się żartów.Kiedy tak jadą, Rumath wspomina poprzednie konwoje, podobne do tego jak dwiekrople wody.Może tylko inne twarze, inny typoszereg postaci powiązanych w łańcuch, innadługość tego łańcucha.Istotne elementy pozostają bez zmian.Przez dwa lub trzy dni w tygo-dniu, na które wypada służba, tryb życia Rumatha ulega całkowitej odmianie.Porzuca domo-we pielesze, zamek z ciepłą żoną, dziećmi, końmi, lokajami, rezygnuje z wygód na rzecztwardych żołnierskich obowiązków. Nie możemy ani na chwilę zapomnieć mawia Szefpodczas odpraw że stanowimy jedynie wysepkę na społecznym oceanie.Nasza pozycja wtym świecie, więcej, nasze istnienie zależy bezpośrednio od tego, czy potrafimy utrzymaćjedność oraz od rzetelnego świadczenia na jej cele, bez oglądania się na innych.Wystarczynajmniejszy wyłom w murach, a zostaniemy zalani i w najlepszym przypadku rozpuszczeni wbrzuchu tej masy.Oto konsekwencja braku solidarności między nami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]