[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy naprawdę nie dam rady wejść na pokoje Broddy? zawołał Turinw gniewie. Pobiją mnie, mówisz? Zaraz się przekonamy!Wszedł wówczas do środka i odsuwając wszystkich z drogi, torował sobie przej-ście do pomieszczenia, w którym przy stole siedział gospodarz wraz z żoną i inny-mi możnymi Easterlingami.Paru rzuciło się, by go pochwycić, ale powalił ich naziemię i stanąwszy w drzwiach krzyknął: Czy nikt nie rządzi w tym domu? A może to orkowa nora? Gdzie gospodarz?Zagniewany Brodda podniósł się z miejsca. Ja tu jestem panem powiedział.Ale zanim zdążył dodać cokolwiek więcej, Turin rzekł: A więc nic nie przyswoiłeś sobie ze zwyczajów, z których słynęła niegdyś takraina.Czy to normalne pośród was, by nasyłać lokajów na krewnych waszychżon? Czyli na mnie.Mam pytanie do pani Aeriny.Wpuścisz mnie, czy sam mamsię wpuścić? Wejdz! powiedział Brodda i spojrzał wilkiem, Aerina zaś pobladła.Wów-czas Turin podszedł do stołu, zatrzymał się i skłonił. Wybacz, pani, że tak wtargnąłem niespodzianie, ale pilna jest moja sprawa106i z daleka mnie przywiodła.Szukam Morweny, pani Dorlominu, i Nienor, jej cór-ki.Jej dom pusty stoi i splądrowany.Co możesz mi powiedzieć? Nic odparła Aerina w wielkim strachu, Brodda bowiem przyglądał się żo-nie pilnie. Odeszła i nic więcej nie wiem. W to nie uwierzę odrzekł Turin.Wtedy Brodda skoczył ku niemu, aż czer-wony z podpicia i gniewu. Dość tego! krzyknął. Nie pozwolę, aby jakiś żebrak zarzucał w gwarzeniewolników kłamstwo mojej żonie, gdy ja jestem obok? Nie ma pani Dorlominu.A co do Morweny, z niewolników pochodziła i zbiegła jak niewolnik.Jeśli nie zro-bisz zaraz tego samego, to zawiśniesz na drzewie!Wtedy Turin rzucił się ku Broddzie, wyciągnął swój Czarny Miecz, schwyciłbarbarzyńcę za włosy i odgiął mu głowę do tyłu. Jeden ruch powiedział a strącę ten łeb z karku! Pani Aerin, raz jeszczebłagam o wybaczenie, ale myślę, że nie zaznałaś niczego dobrego od tego gbura.Teraz mów jednak i nie odmawiaj mi! Czy ja, Turin, jako pan Dorlominu mam cito nakazać? Tak, panie odparła. %7łądam zatem, byś natychmiast odpowiedziała, kto splądrował dom Morwe-ny? Brodda. Kiedy matka moja odeszła i dokąd? Rok i trzy miesiące temu.Pan Brodda i inni przybysze ze Wschodu mocnojej dokuczyli.Z dawna już wzywano ją do Ukrytego Królestwa i w końcu poszłatam, gdy tylko ziemie po drodze uwolniły się od złych sił, a to za sprawą męstwaCzarnego Miecza z kraju na południu.Wypatrywała spotkania z synem, miał tamna nią czekać.Ale skoro to ty nim jesteś, znaczy, że wszystko poszło na opak.Turin zaniósł się pełnym goryczy śmiechem. Na opak? krzyknął. Tak, zawsze na opak, na modłę Morgotha! I na-gle gwałtowny gniew nim zatrząsł, uwolnił się bowiem ostatecznie z pęt czaruGlaurunga i łuski spadły mu z oczu.Wyraznie ujrzał wszystkie kłamstwa, którymizostał omamiony. Czy oszustwo przywiodło mnie w to miejsce, by zginął nie-sławnie ten, kto polec mógł z honorem u Wrót Nargothrondu? I zdało mu się,że z mroku pod powałą dobiegają krzyki Finduilasy. Nie ja pierwszy tu umrę! krzyknął i chwyciwszy Broddę, niby psem po-trząsnął nim we wściekłej pasji. Powiadasz, że z niewolników Morwena po-chodziła? Ty złodzieju, synu szubrawców, sługo niewolników! I cisnął gospo-darzem przez jego własny stół, siedzący zaś tam Easterlingowie zerwali się, by za-bić Turina.107Rzucony głową naprzód, Brodda skręcił kark przy upadku, Turin zaś skoczył kubiesiadnikom i zabił trzech kulących się w przerażeniu, jako że zaskoczył ich bezbroni.Potem powstało zamieszanie.Easterlingowie chcieli ruszyć na Turina, alew sali było też wielu dawnych mieszkańców Dorlominu, niewolników od lat cze-kających na podobną okazję.Rzucili się teraz z krzykiem na ciemiężycieli, cho-ciaż ich broń, noże do mięsa i podobne domowe narzędzia, nie mogły się równaćz mieczami i sztyletami.Wielu padło z obu stron, aż Turin wbiegł z impetem po-między walczących i zabił ostatnich w sali Easterlingów.W końcu wypalił się w nim ogień gniewu.Odpoczywał, oparty o kolumnę, gdypodpełzł doń śmiertelnie ranny stary Sador i objął go pod kolana. Po trzykroć siedem lat i jeszcze dłużej czekałem na tę godzinę powiedział. Ale teraz odejdz już, panie.Odejdz! Idz i nie wracaj, chyba że z wielką siłą.Całykraj podniosą przeciwko tobie.Wielu stąd umknęło.Uchodz, albo koniec cię tuspotka.%7łegnaj! I osunął się martwy na podłogę. Prawdę mówił w obliczu śmierci odezwała się Aerina. Wiesz już, cochciałeś wiedzieć.Teraz ruszaj żwawo! Najpierw do Morweny, uspokoić ją, bo in-aczej trudno będzie mi wybaczyć ci gwałt, który tu uczyniłeś.Podle mi tu życiepłynęło, ale dopiero twoja złość skazała mnie na śmierć.Barbarzyńcy pomszczą tęnoc, zabijając wszystkich, którzy byli w tym miejscu.Wciąż jesteś porywczy, synuHurina, zupełnie jak ten chłopiec, którego niegdyś znałam. A ty wciąż strachliwa, Aerino, córko Indora, zupełnie jak wtedy, kiedy ciotkącię zwałem i byle pies wywoływał w tobie przerażenie powiedział Turin. Dolepszego życia zostałaś stworzona.Ale ruszaj ze mną, pójdziemy do Morweny! Więcej bieli na moich skroniach niż śniegu wokoło odparła. Czy z to-bą na pustkowiach, czy pośród brutalnych Easterlingów, i tak wkrótce umrę.Cosię stało, już się nie odstanie.Idz! Zostając, tylko pogorszysz sprawę, bez potrzebyprzysparzając trosk matce.Błagam cię, odejdz prędko!Turin skłonił się jej więc nisko i wyszedł z domu Broddy, a wszyscy buntow-nicy, którzy mieli dość siły, powędrowali za nim.Byli wśród nich i tacy, co do-brze znali ścieżki przez pustkowia.Umknęli zatem ku górom, błogosławiąc pada-jący śnieg, który skrywał ich ślady.Skrzyknięci rychło do pościgu ludzie z końmii psami nie odnalezli zbiegów.Ci zaś po długotrwałej ucieczce schronili się w koń-cu miedzy wzgórza na południu.Wtedy to, spoglądając za siebie, ujrzeli w odda-li czerwony blask płomienia. Podpalili dom powiedział Turin. Ale po co? Oni? Nie, panie, sądzę, że to Aerina uczyniła odparł jeden z towarzyszyimieniem Asgon. Zbrojni mężowie często mylą cierpliwość ze strachem.Wie-le dobrego dla nas zrobiła, dużym kosztem.Nie była słabego serca, ale każda cier-108pliwość kiedyś się kończy.Najwytrwalsi, zdolni znieść trudy zimy zostali wówczas z Turinem i popro-wadzili go zapomnianymi ścieżkami pośród gór do jaskini znanej tylko banitomi odszczepieńcom, gdzie zgromadzono pewne zapasy żywności.Poczekali, aż śniegprzestanie sypać tak gęsto, po czym zaopatrzyli Turina w prowiant i zaprowadzilina mało uczęszczaną przełęcz wiodącą na południe, do Doliny Sirionu.Tam śniegnie dotarł.Gdy szlak zaczął zbiegać z gór, rozstali się z Turinem. %7łegnaj teraz, panie Dorlominu powiedział Asgon. Ale nie zapomnijo swych poddanych.Teraz, gdy się pojawiłeś, to wilcze plemię stanie się jeszczebardziej okrutne, a nas czeka los ściganej zwierzyny.Toteż idz i nie wracaj, chybaże z siłą dość wielką, by nas wyzwolić.%7łegnaj!Przybycie Turina do BrethiluZ rozdartym sercem skierował się Turin ku Sirionowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]