[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stojący obok niegoMontbard zareagował podobnie nieartykułowanym dzwiękiem, alezdołał się utrzymać na nogach.Przed nimi, oświetlona blaskiem zapalonych pochodni, rozpoście-rała się komnata równie wielka jak ta, w której stali: długa i wąska,w dwóch kontrastujących barwach - czerni i bieli.Była idealną repli-ką świątyń, miejsc rytualnych Zgromadzeń, jakie znali w swojej oj-czyznie, od szachownicy czarnych i białych płytek posadzki po udra-powane trony po obu stronach komnaty i blizniacze kolumny, międzyktórymi składali przysięgę.Zobaczyli i rozpoznali to wszystko, a jed-nak obaj wiedzieli, w głębi dudniącej echem pustki swych umysłów,że to miejsce, ta świątynia, przez tysiące lat stała pogrążona w mroku,czekając na ich przybycie.De Montbard pozbierał się pierwszy - zapewne dlatego, pomyślałku swemu zdziwieniu Saint-Clair, że podejrzewał, co może tu być.Po-woli wszedł do komnaty, wysoko unosząc płonącą pochodnię, a mło-dzieniec ruszył za nim, krok w krok, usiłując uspokoić mocno bijąceserce.- Jesteśmy na Zachodzie - rzekł de Montbard.- Tak, stojąc twarzami do Wschodu - odparł Saint-Clair ledwieświadom tego, że powtarza słowa rytuału - gdzie wszystko będzie ob-jawione.Ruszyli dalej, aż doszli do następnej zasłony, podobnej do pierwszej,lecz węższej.Wymienili spojrzenia, po czym de Montbard ponowniewyciągnął rękę i tym razem ostrożniej, z szacunkiem odsunął zasłonę.Za nią, odbijając złocistą poświatą blask ich pochodni, znajdowałosię coś wspaniałego, lecz nieznajomego: jakiś wydłużony prostokątnykształt, masywny, spory i bardziej wymyślny - wbrew wszelkiej logi-ce - niż jakikolwiek inny przedmiot, jaki Saint-Clair widział w swo- im życiu.Dopiero po długiej chwili zrozumiał, że patrzy na ozdobnązłotą skrzynię, której rozmiary ocenił na cztery stopy długości, a dwieszerokości i wysokości.Na jej wieku znajdowała się jakaś skompliko-wana rzezba, również złota, a dwie długie złote żerdzie, przymocowa-ne po obu jej stronach grubymi złotymi pierścieniami, najwyrazniejsłużyły do jej przenoszenia.Widok tej wspaniałości napełnił Saint--Claira niemal nabożnym podziwem, tak że przez długi czas tylko stałi gapił się na nią świadom, że de Montbard klęczy nieruchomo, jakpogrążony w transie.Nie zauważył, kiedy rycerz minął go i opadł naklęczki, lecz to go nie zdziwiło, gdyż od chwili, gdy odsunęli zasło-nę, Saint-Clair nie widział niczego prócz tej skrzyni.Teraz zapragnąłpodejść do niej.Ruszył naprzód, powoli, aż stanął obok klęczącegotowarzysza.Z oczami pełnymi złocistej wspaniałości wyciągnął rękęi chwycił de Montbarda za ramię.- Co to jest?W swoim głosie usłyszał pokorę i podziw, lecz to pytanie jakbywyrwało tamtego z transu, gdyż podniósł rękę i wstał, przytrzymu-jąc się Saint-Claira.Podniósł się i ciągnąc za sobą młodego rycerza,wycofał się do zasłony, którą z szacunkiem zasunął, skrywając przedich oczami złotą skrzynię.Wycofali się tyłem, nie rozglądając się naboki, do podnóża schodów wiodących do sali na górze.Dopiero tam,daleko od ukrytej komnaty, przystanęli i spojrzeli po sobie szerokootwartymi oczami.- Nie wierzyłem - rzekł drżącym głosem de Montbard.- Nie wie-rzyłem, że to może być prawdą.Saint-Clair ciężko dyszał, chociaż nie potrafiłby wyjaśnić dlaczego.- Co może być prawdą? - spytał.- O czym ty mówisz? Co tobyło?Teraz de Montbard się zdziwił.- Nie wiesz? Nie wiesz, co znalezliśmy? To jest skarb Zakonu, Ste-fanie, prawdziwy skarb, o którym mówią nasze kroniki, nigdy niewspominając, że jest tutaj.Skarb większy, niż ktokolwiek mógł podej-rzewać.To Arka, Stefanie.Znalezliśmy Arkę.Saint-Clair marszczył brwi, nic nie pojmując, widząc tylko naboż-ny szacunek towarzysza.- Jaką Arkę?- Tę Arkę, Stefanie.Arkę Przymierza, pojednania ludzi z Bogiem. Była przechowywana w najświętszym ze świętych miejsc, w świątyni.To symbol samego Boga.- Odwrócił się do Saint-Claira z oczamipłonącymi głębokim przekonaniem.- Musimy powiedzieć innym,Stefanie, teraz, natychmiast, gdyż to wszystko zmienia.To zmienia całyświat.To jest powód utworzenia naszego Zakonu tysiąc lat temu.Saint-Clair potrząsnął głową, jakby próbując rozjaśnić myśli.-Arka Przymierza? Myślałem, że nasz skarb to tylko te kroniki.Teraz jednak mówisz mi, że to, co znalezliśmy, to Arka Przymierza?Z najświętszego ze świętych miejsc? Zatem muszę spojrzeć na nią jesz-cze raz.Szybko zbiegł po schodach, nie dbając o to, czy de Montbard idzieza nim czy nie, jednak kiedy się zawahał i stanął przed drugą zasłoną,wyczuł jego obecność za plecami.Powoli wyciągnął rękę i ostrożnieodsunął zasłonę, słysząc, jak jej kółka przesuwają się po pręcie.Z po-wagą przyglądał się Arce, patrząc, jak migoczące pochodnie odbijająsię w jej złotej powierzchni.- Szczerozłota - rzekł głosem ledwie głośniejszym od szeptu.- Nie - zaprzeczył de Montbard.- Wieko jest szczerozłote, ale są-dzę, że sama skrzynia i drągi do jej przenoszenia są zrobione z setim.twardego akacjowego drewna.i pokryte złotą blachą.Gdyby całabyła szczerozłota, byłaby za ciężka do przenoszenia.- A te skrzydlate stwory na jej wierzchu?- Cherubiny, serafiny, aniołowie.skrzydlate istoty mające ogrom-ną moc.Widzisz, jak ich rozpostarte skrzydła dotykają jedne drugich?Tworzą ochronny baldachim nad Arką.Hebrajczycy wierzyli, że Bóg,Bóg Mojżesza, mieszka w tej przestrzeni.- Nie w samej Arce? - w głosie Saint-Claira słychać było zdziwie-nie.- Nie, w przestrzeni pod skrzydłami cherubinów.- Przecież to rzezby.Hebrajczycy ich nie tworzyli.De Montbard wzruszył ramionami, wciąż nie odrywając oczu odrzezb.- Widocznie w tym jednym wypadku zrobili wyjątek.- Co jest w tej skrzyni? Wiesz?De Montbard odpowiedział szeptem:- Nawet nie wiedziałem, że ona naprawdę istnieje.I nikt nie wie,co się w niej znajduje, Stefanie.Słyszałem jednak, że Arka zawiera kamienne tablice z dziesięciorgiem przykazań, które Mojżesz zniósłz Góry.Mówią także, iż mieści słynną laskę Aarona, która zakwita.A jeszcze inni twierdzą, że zawiera mannę z nieba.- Możemy jej dotknąć, otworzyć?De Montbard odruchowo podniósł rękę, jakby zasłaniał się przedciosem.- Nie sądzę.Pamiętaj, że Hebrajczycy wierzyli, że ich świątynia jestdomem bożym.Bóg mieszkał w tej świątyni, nad Arką, pod skrzy-dłami aniołów.Chcesz spróbować, sądząc, że Jego już tam nie ma?Ja nawet nie ośmieliłbym się jej dotknąć, dopóki sprawa nie zostaniebardzo dokładnie zbadana.Możesz jednak to zrobić, jeśli chcesz, aledopiero jak ja stąd odejdę.-Nie, może lepiej nie.- Saint-Clair przechylił głowę na bok,spoglądając poza Arkę.- Czy to.? - Pochylił się, mrużąc oczy i wpa-trując się w mrok za złotą skrzynią.- Tam, za Arką, jest jeszcze jednazasłona, z czarnego materiału.Może są tam jeszcze inne skarby.Usłyszał prychnięcie de Montbarda.- Wątpię, Stefanie.Pamiętam, że czytałem o tym, iż te dwa drągizawsze dotykają jakiejś zasłony znajdującej się za Arką.chyba cho-dziło o zasłonę oddzielającą dwie części tabernakulum.Jeśli tak, tota zasłona z tyłu jest zapewne tylko symbolem i zasłania ścianę, nicwięcej.- Wyciągnął rękę i szturchnął Saint-Claira, by podkreślić wagęswoich słów.- Ponadto, co mieliby tam ukrywać? Co mogłoby byćcenniejsze niż Arka Przymierza?Saint-Clair odwrócił się do niego zdziwiony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •