[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kandyd wysłuchał tych uwag z nabożeństwem i powziął wielkiszacunek dla mówcy; że zaś margrabina raczyła go posadzić koło siebie, nachylił się nieco i odważył sięspytać, kto jest ów człowiek wygłaszający tak światłe zdania."To uczony, rzekła dama; nie grywa wkarty, ale labuś przyprowadza go niekiedy na wieczerzę.Zna się wyśmienicie na teatrze i na książkach;sam napisał tragedię, którą wygwizdano, i książkę, która rozeszła się w jednym egzemplarzu,ofiarowanym mi przez autora.- Wielki człowiek! rzekł Kandyd, to drugi Pangloss".Za czym, obracając się ku niemu, rzekł: "Jest pan zapewne zdana, że wszystko idzie jak najlepiej wświecie fizycznym i moralnym i że nic nie mogłoby się dziać inaczej? - Ja? odparł uczony, ani odrobinę;uważam, iż wszystko idzie u nas na opak; nikt nie zna swojej rangi ani stanowiska, nie wie co czyni anico powinien czynić.Z wyjątkiem kolacji, które bywają dość wesołe i przy których panuje jakaśharmonia, resztę czasu trawi się na niedorzecznych kłótniach: janiseistów z molinistami, sądowników zklechami, literatów z literatami i dworaków z dworakami, finansistów z ludem, mężów z żonami,krewnych z krewnymi; jedna ustawiczna wojna".Kandyd odpowiedział: "Widziałem gorsze rzeczy; alepewien mędrzec, którego, na nieszczęście, powieszono, pouczył mnie, że to wszystko jest właśniedoskonale: to są cienie na pięknym obrazie.- Pański wisielec kpił sobie chyba z ludzi, rzekł Marcin; tejego cienie, to ohydne plamy.- To ludzie robią te plamy, rzekł Kandyd, i nie mogą inaczej.- Zatem, tonie ich wina", rzekł Marcin.Gracze, nie rozumiejący przeważnie nic z tego języka, pili; Marcin zapuściłsię w dysputę z uczonym, Kandyd zaś opowiedział pani domu to i owo ze swych przygód.Po wieczerzy margrabina zaprowadziła Kandyda do buduaru i posadziła go na kanapie."I cóż! rzekła,wciąż tedy kochasz bez opamiętania pannę Kunegundę von Thunder - ten - tronckh? - Tak, pani",odparł Kandyd.Margrabina rzekła z tkliwym uśmiechem: "Odpowiadasz jak galant z Westfalii; Francuzpowiedziałby: Prawda, kochałem pannę Kunegundę; ale, widząc ciebie, pani, lękam się że już jej niekocham.- Ach, pani, odparł Kandyd, odpowiem jak zechcesz.- Twoja miłość dla niej, rzekłamargrabina, obudziła się gdyś jej podnosił chusteczkę: otóż, pozwalam abyś mi podniósł podwiązkę.-Z całego serca", rzekł Kandyd; i tak uczynił."A teraz, zapnij mi ją", rzekła dama; Kandyd znów byłposłuszny."Widzisz, młodzieńcze, rzekła dama, jesteś tu obcy; paryskim wielbicielom każę niekiedywzdychać dwa tygodnie, ale tobie gotowam ulec zaraz pierwszej nocy: trzebaż okazać gościnnośćmłodzieńcowi przybyłemu z Westfalii".Tu piękna dama, spostrzegłszy dwa olbrzymie diamenty narękach młodego cudzoziemca, zaczęła wychwalać je tak szczerze, że niebawem z palców Kandydaprzeszły na palce margrabiny.Wracając do domu z labusiem, Kandyd odczuwał niejakie wyrzuty, iżsprzeniewierzył się pannie Kunegundzie.Labuś współczuł z jego troską: zbyt skąpo przypuszczono godo udziału w pięćdziesięciu tysiącach zostawionych przez Kandyda na zielonym stoliku i w wartościdwóch brylantów, wpół danych, wpół wymuszonych.Miał najszczerszy zamiar wyzyskać, ile się da, tę cenną znajomość.Raz po raz zagadywał Kandyda o pannę Kunegundę; Kandyd zwierzył mu się, żę,skoro ją ujrzy w Wenecji, nie omieszka błagać jej o przebaczenie za swą niewierność.Frant przesadzał się w grzeczności i nadskakiwaniach, okazując serdeczne zainteresowanie wszystkimco Kandyd mówi, czyni, zamierza."Zatem, drogi panie, rzekł, masz spotkać się w Wenecji ze swą ukochaną? - Tak, odparł Kandyd, dołożęwszelkich starań aby odszukać pannę Kunegundę".Za czym, porwany przyjemnością mówienia oprzedmiocie kochania, opowiedział, wedle zwyczaju, część swoich przygód z dostojną Westfalką.- Sądze, rzekł labuś, że panna Kunegunda musi błyszczeć nieporównanym dowcipem i że piszeczarujące listy.- Niestety! nie wiem, odparł Kandyd; wyobraz pan sobie, że, gdy mnie wypędzono zzamku za naszą miłość, nie miałem sposobu nawiązania z nią korespondencji.Pózniej dowiedziałem sięże zginęła; odnalazłem ją i straciłem znowu.Obecnie, wysłałem do niej o dwa tysiące pięćset milumyślnego posłańca i oczekuję jego powrotu".Księżyk słuchał uważnie i zadumał się nieco.Niebawem, pożegnał się z cudzoziemcami, wyściskawszyich czule.Nazajutrz, wczesnym rankiem, Kandyd otrzymał list, skreślony w tych słowach: "Drogi mójpanie i kochanku, od tygodnia leżę chora w tym mieście, dowiaduję się że i ty tu bawisz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •