[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wasz pojedynek narobił dużo hałasu i powiadają nawet, że ułani przysięgli pomścić swo-jego pułkownika.Możesz pan sobie powinszować takiej opieki.Marszałek kazał otoczyć dra-gonami klasztor pod pozorem, byś nie umknął, ale w gruncie rzeczy, aby cię ustrzec przedwściekłością ułanów, którzy odgrażają się, że zdobędą klasztor. A jakże się miewa Branicki?  zapytałem. Medycy boją się, że zemrze, jeżeli kula przeszyła wnętrzności.Leży u kanclerza, a król jest przy nim.Zwiadkowie pojedynku twierdzą, że to przez pańskąpogróżkę roztrzaskania łba Branicki gotów stracić życie, gdy pan uratowałeś swoje.Musiałbowiem wbrew chęci osłonić głowę i gdyby nie to, trafiłby cię w serce, bo z niego znakomitystrzelec.Widziałem, jak przecinał kulę na dwoje strzelając do noża. Miałem też i jeszcze jedno nie niniejsze szczęście, żem uniknął w drodze spotkania z tymwariatem Binińskim.No i to, że nie zabiłem hrabiego na miejscu, boby mnie jego ludzie roz-siekali.Bardzom wzruszony, że pańscy przyjaciele tyle dla mnie wycierpieli, lecz jeżeli To-matisowi nic się nie stało, to dowód, iż pistolet tego szaleńca nie był kulą nabity.W tym momencie oznajmiono oficera wojewody ruskiego, który przyniósł mi bilecik królado jego pana.Pilnie chowam tę kartkę, a oto jej treść: Drogi wuju, Branicki poraniony, jednak pamiętam o Casanovie: każ mu oznajmić, że wkażdej opresji może liczyć na moją łaskawość.Azami oblałem ów drogocenny list i gwałtownie potrzebując wypoczynku, prosiłem, abymnie zostawiono samego.Po godzinie Campioni przyniósł powierzoną mu kopertę i powtó-rzył całą opowieść, już uprzednio zasłyszaną od księcia Lubomirskiego.Nazajutrz od wczesnego ranka zaczęli przybywać, ofiarowując mi swoją pomoc, liczniwrogowie Branickiego.Muszę przyznać, że było ich niemało.Każdy dobywał sakiewki, alenie chciałem nic przyjąć.Było to wielkie poświęcenie, albowiem pięć lub sześć tysięcy du-katów bardzo by mi się przydało.Campioni uważał moje skrupuły za śmieszne i teraz zdajemi się, że miał rację, bo prawdę mówiąc ciężko zapłaciłem za tę spartańską postawę.Przyją-łem jedynie wyżywienie dla czterech osób, na cały czas rekonwalescencji ofiarowane miprzez księcia Czartoryskiego, ale i to jedynie po to, aby zachować przy sobie kilku przyjaciół,bo sam niczego nie tknąłem.Chirurg, zresztą nędzna kreatura, zalecił mi dietę.Jego dewizabrzmiała: vulnerati fame cruciontur, lecz w moim wypadku to nie głód był mi udręką.Pierw-szego dnia ręka mi nagle spuchła, rana sczerniała.Chirurdzy dopatrzyli się zaraz gangreny iuzgodnili między sobą, że trzeba rękę uciąć.Dowiedziałem się tego z gazety pałacowej, którąkról osobiście korygował jeszcze w manuskrypcie.Przybyło do mnie ze dwadzieścia osób zwyrazami współczucia i sympatii myśląc, że to już po operacji, śmiałem się i pokazywałemim rękę za całą odpowiedz.Na to weszli trzej chirurdzy. Czemu panów aż trzech? Bo chcemy odbyć konsylium.Pan się chyba na to zgodzisz? Bardzo chętnie. I pozwolisz pan zbadać swoją ranę? Za nic bym panom tego nie odmówił, bobym was pozbawił przyjemności odbycia kon-sylium.227 Mój chirurg natychmiast zdjął bandaże, przyjrzał się ranie i zaczął po polsku naradzać sięze swoimi kolegami; w konsekwencji co prędzej chcieli pozbawić mnie ręki.Oznajmili mi otym w łacinie prawdziwie Molierowskiej z komedii  Mieszczanin szlachcicem i  Lekarzmimo woli.Ażeby mi dodać odwagi, opowiedzieli o każdym szczególe, uzasadniającympotrzebę operacji, z minami beztroskimi i pogodnymi.Byli w doskonałych humorach i za-pewniali, że natychmiast po amputacji nastąpi poprawa.Odparłem na to, że ręka jest mojąwłasnością, toteż zdaje mi się, że mam prawo odmówić operacji, moim zdaniem niewczesnej. Ale gangrena objęła już rękę, za dwanaście godzin rozszerzy się na ramię i trzeba będzieje uciąć. Wówczas odetniecie mi panowie ramię, jeśli będzie trzeba, i tylko kiedy będzie trzeba, ana razie zachowam swoją rękę. Jeśli pan znasz się na tym lepiej od nas, to nie ma o czym mówić. Nie znam się na tym lepiej od was, moi panowie, i dlatego też proszę, abyście mnie zo-stawili w spokoju.Ta odmowa wywołała ogólne poruszenie.Ci, którym mój los był bliski, czynili mi wyrzu-ty.Książę Adam Czartoryski przysłał wiadomość, iż król dziwi się tej małoduszności. Nie-możliwe  mówił Lubomirski  aby trzech najprzedniejszych w stolicy chirurgów myliło sięw podobnej sprawie. Z pewnością się nie mylą, lecz chcieliby mnie zmylić. A to w jakimż celu? Sprawa drażliwa i będziesz mnie pan uważał za śmiesznego niedowiarka. Powiedz pan jednak. A więc orzeczenie tych panów to słabiutka pociecha dana Branickiemu. Szczególny z pana człowiek. Tak czy owak odłożyłem operację, a jeśli dziś wieczór gangrena wda się w rękę, obie-cuję panu, że każę ją sobie uciąć jutro rano.Przed nocą odwiedziło mnie jeszcze czterech innych chirurgów.Nowe narady, nowe opa-trunki.Ramię spuchło do połowy i aż po łokieć było niebieskosine.Chirurdzy odeszli zapew-niając, że odkładanie operacji zagraża memu życiu.Odpowiedziałem na to: Zwietnie, moi panowie, przyjdzcie jutro rano z narzędziami.A gdy byli już za drzwiami, kazałem moim ludziom nie wpuszczać jutro nikogo.W tensposób ocaliłem rękę.W święta Wielkiej Nocy wyszedłem pierwszy raz z klasztoru z ręką na temblaku.Całko-witą władzę w niej odzyskałem dopiero w osiemnaście miesięcy pózniej.Wszyscy, którzydziwili się memu postępowaniu, teraz byli pierwsi do pochwał, a przez mój upór zdobyłemsobie renomę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •