[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokonawszy swego dzieła, rozejrzał się dookoła, aby znaleźć dogodne miejsce do suszenia wypranej bielizny.Ku swej radości zauważył między drzewami szereg cieniutkich i lśniących strun, które odcinały się ostro na tle ciemnej gęstwiny liści.Rozwiesił więc na nich wszystkie koszule i zadowolony z siebie, powrócił do obozowiska, aby zająć się przygotowaniem wieczerzy.Wiedział bowiem, że koledzy wrócą ze znakomitymi apetytami.Oczywiście przyrządzenie potraw należało do Bartoliniego, Marcin musiał jednak zastawić stół, porąbać drzewo, przynieść wodę na herbatę itd., itd.Wkrótce po zachodzie słońca dał się słyszeć warkot silnika.Po chwili na polankę wtoczył się samochód, z którego wyskoczyli opaleni na brąz członkowie wyprawy.W obozie zapanował gwar.Doktorek uruchomił krótkofalówkę i nawiązał łączność z Grodem Kraka.Okazało się, że poszukiwania zbiegłych Deszczowców nie dały dotychczas rezultatu.Podobno widziano ich, gdy przedzierali się przez Żabie Uroczysko w kierunku granicy księstwa, ale była to wiadomość na razie nie sprawdzona.Noc zapadła szybko.Nad koronami drzew ukazała się konstelacja Oriona, na której tle szybowała kometa, opędzając się ogonem od gwiezdnego drobiazgu.Rozpalone przez Lebiodę ognisko rzucało czerwone blaski na pnie ogromnych cedrów i ustawione na polanie namioty.W trakcie kolacji Marcin zerwał się od stołu i zawołał:- O jejku, zupełnie zapomniałem o koszulach.I nie tracąc czasu, pobiegł w kierunku źródła, aby przynieść wysuszoną bieliznę.Przybywszy na miejsce, spostrzegł ze zdumieniem, że wszystkie koszule leżą w nieładzie na ziemi.Na szczęście nie brakowało ani jednej.Któż jednak mógł je zrzucić, skoro w obozie, oprócz niego, nie było nikogo? Nie mogła to być też sprawka wiatru, gdyż przez cały dzień powietrze było zupełnie nieruchome.Poważnie zaniepokojony zebrał koszule i wrócił do obozu, alby zameldować Smokowi o dziwnym wydarzeniu.Wysłuchawszy jego relacji, Smok wybuchnął gromkim śmiechem.- Ależ mój drogi - mówił, bijąc się dłońmi w kolana - to całkiem jasne.Po prostu powiesiłeś je na promykach słońca, przesianego przez liście drzew.Gdy słońce zaszło, koszule musiały spaść na ziemię.Oto cała tajemnica! Na drugi raz patrz, na czym je wieszaszMarcin poczerwieniał ze wstydu i szybko ulotnił się sprzed oczu rozbawionych towarzyszy, aby złożyć bieliznę w przeznaczonej na ten cel skrzyni.- Daleko mi jeszcze do tego, żeby być DOSKONAŁYM PODRÓŻNIKIEM - pomyślał ze smutkiem.- Że też nie przyszło mi na myśl sprawdzić owe srebrzyste struny.Tak, tak, człowiek przez całe życie się uczy.Rozdział IXW STAREJ KOPALNIGdy Mżawka ocknął się z chwilowego zamroczenia, zadał sobie pytanie: „Jestem czy mnie nie ma?” Za tym, że jest, przemawiał ból potłuczonego ciała, natomiast za tym, że go nie ma, absolutna ciemność, otaczająca go niby pokrowiec.Mimo iż wytrzeszczał swe wodniste oczęta, nie widział nawet palców, którymi dotykał podrapanego oblicza.Przestałem istnieć - pomyślał z lejkiem.- Oto do czego doprowadziła mnie przesadna wierność! Gdybym go nie posłuchał, siedziałbym teraz w wygodnej celi, a dozorca przyniósłby mi wiaderko duszonych dżdżownic z majerankiem.Wspomnienie posiłku wycisnęło z jego oczu kilka gorących łez.Cierpię, więc jestem - przyszło mu nagle na myśl.- Oto stwierdzenie godne filozofa! Ale gdzie ten łajdak, któremu zawdzięczam to niezwykle twarde lądowanie?W tej samej chwili rozległ się w ciemności zbolały głos Największego Deszczowca: - Żyjesz?- Żyję - stęknął Mżawka - ale co to za życie.- Nie lubię, gdy moi poddani narzekają - odezwał się władca, w dalszym ciągu niewidoczny.- Twoje oblicze winno teraz promieniować energią i optymizmem.- O panie, w tej ciemności nie mogę nawet trafić palcem do nosa, który puchnie i krwawi.- Pociesz się - rzekł władca - że krwawisz dla słusznej sprawy.- Już się pocieszyłem - jęknął nieszczęsny sługa.- Zapewniam cię, że nigdy w życiu nie byłem tak pocieszony.Największy Deszczowiec przyczołgał się do swego towarzysza.- Zdaje się, że wpadliśmy do jakiejś dziury.- Niewątpliwie - przyznał Mżawka.- Czy masz głowę na karku?- Chyba tak, choć nie jestem całkiem pewny.- A więc pomyśl, jak się stąd wydostać.- Zawsze mówiłeś, że ty jesteś od myślenia, a ja od słuchania.- Ale jest wyjątkowa sytuacja.Pozwalam ci myśleć.- Serdeczne dzięki.Nie wiem tylko, czy potrafię, bo dawno już się tym nie zajmowałem.A więc siedzimy w jakiejś dziurze.- To już wiem Ale jak stąd wyjść?- Nie wiem.- Boś głupi.- Masz słuszność, panie - przyznał Mżawka.- Ty masz zawsze słuszność.- A więc jednak zaczynasz myśleć logicznie.Czy nie zdaje ci się, że nad nami jaśnieje jakiś otwór?- Tak.Ale jest bardzo wysoko.- Skąd wiesz?- Bo mnie okropnie bolą kości.- A myślisz, że mnie nie? Przydałaby się drabina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]