[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z głębi mieszkania rozległ się jazgotliwy dzwonek.Kołdunów zmartwiał, jakby prąd dzwonka podłączony był do jego krzesła.- Otwórz! - rozkazał.Zanim wstałam, zmienił zdanie.- Czekaj! - zażądał i poczłapał do przedpokoju, zatrzaskując drzwi.Rozmawiał z mężczyzną.Grzecznie, ale tym swoim władczym tonem księcia.Dosłyszałam: „zaginiona".Przyłożyłam ucho do drzwi.Mężczyzna był policjantem.Mówił o jakichś poszukiwaniach, świadkach.Pożegnali się.Wróciłam na swoje miejsce.Rozejrzałam się po salonie.Kilka ikon zniknęło, pojawiły się nowe.Tylko największa na wprost mnie, ze świętym Jerzym, była tam, gdzie zawsze.Czytałam dalej fragmenty Listów z Rosji de Custine'a, podkreślone czerwoną kredką.Kołdunów pił herbatę.Przyglądał mi się drwiąco.- Podsłuchiwała? Znam każdy szmer tego mieszkania, od 50 lat.Nie płacę ci za podsłuchiwanie.- Panowie głośno rozmawiali, nie musiałam podsłuchiwać.Przechadzałam się po pokoju dla rozprostowania nóg.- I czego się dowiedziała? Milczałam.Kołdunów nie był rozzłoszczony.Bawił się moim zawstydzeniem.- Nie wyrzucę cię.Wszyscy jesteście szpicle.Zdegraduję.Spadniesz w hierarchii.Będę mówił „ona", nie „ty".Słyszy, że „ona" jest o wiele dalej od ,ja"? A i wygodniej.Nie będę musiał w głowie przekładać z „niech czyta" na „przeczytaj".O innych myśli się „on", „ona", zaś przez szacunek zwraca się na „ty", „wy".Strata czasu.Słyszy? - Kołdunów szczerze się cieszy ze swego wynalazku.- Może pan mówić do mnie „ona".Jednak ja nie będę o sobie mówić „ona", choćby niewiem jak ułatwiało to panu życie.Nie jestem psem! - palnęłam, zanim pomyślałam.Wyleje mnie, wyleje!- Nie musi.Niech czyta - usadowił się na kanapie.Czytałam, litery przelatywały.Bezmyślnie przystawałam na kropkach.Myliłam słowa.- Wierzy w plotki, że policja mnie ściga za przemyt ikon?Wzruszyłam ramionami, co mogło oznaczać, że uważam plotki za bzdury, podobnie jak jego pytanie.- Policjant przyszedł w prywatnej sprawie.Ikony kupuję, sprzedaję, bo się na tym znam.Nic nikomu do tego.Zachód stracił duszę, kiedy stracił ikonę.Teraz kupują, kupują.Hę, hę, duszy nie da się kupić i powiesić na haku.Myślisz, że sprzedałbym najlepsze, najbliższe sercu? - był znowu sobą.Dziwakiem, przejętym swoimi pasjami.Nie oddzielał się ode mnie głupawym „ona".- Nie sądź ludzi po pozorach, panienko.Ja tyję, tyję, obrastam tłuszczem, grzeszną materią.W głębi ducha zaś marzę o umniejszeniu.Kenoza - znasz takie słowo? Bóg, przychodząc na świat, umniejszył się, i my odchodząc musimy stać się maluczkimi.Ikona jest przewodnikiem do Nieba.I ja szukam takiej ikony, która mnie tam zaprowadzi umniejszonego.- Rozumiem.Czy ma pan, Włodzimierzu Dymitrowiczu, taką ikonę? - spojrzałam na deskę ze świętym Jerzym.- To nie taka.Te na sprzedaż.Moją muszę znaleźć.Sądziłam, że Kołdunów zmęczył się wyznaniami i chce słuchać lektury.Przerwał mi jednak w pół zdania.- W monasterze sołowieckim bolszewicy umęczyli mnichów.Tysiące męczenników.Sołowki są Golgotą prawosławia.Tak też było w przepowiedni: „Załóżcie na tej górze monastyr według woli Pana.Spłynie on krwią niewinnych niczym Golgota." W Solówkach jest niewidzialny Krzyż z Golgoty.Jego relikwią - drzazgi.Te drzazgi - to spalone zapałki, rzucane w kąt przez strażników.Więźniowie robili z nich najmniejsze ikony, innych nie mieli.Chrystus z poczerniałą głową w czerwonym płaszczu krwi.Taką chciałbym mieć, malowaną krwią męczenników.- Nie znam się.Wiem tyle, co z pańskich książek, ale jest kanon, prawda? Zapałka nie może być ikoną.- Widziałaś spaloną zapałkę? Z pochyloną główką? Tak samo pochyla głowę umęczony Chrystus na Krzyżu.On mówi o sobie: ,Ja jestem światłością świata i ogniem gorejącym, ofiarą całopalną." Stara „deska" jest czarna od dymu.Zapałka też.Pomalowana ręką umęczonych, ich własną krwią, jest ikoną.Przyjdź jutro rano, to posłuchasz.Spotykamy się w małym kółku: ojciec Michaił z cerkwi Sergiusza, teolog z Instytutu św.Dymitra i jeden człowiek z Rosji, z gułagu.- Dziękuję bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]