[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Graetchen nigdy z niej nie będzie, bo jest za bezczelna, nie dopuści do widomego skandalu jak sympatyczna Tymian Gotteball, bo jest zbyt wyrafinowana.Skąd i dla czego wywlókł ją elegancki i wytworny Sudermann? Wieje z tego jakaś literacka afera silniej, niż pastorskie zamysły; uboczny interes w pokazaniu takiej postaci czuć bardziej w dostojnej pozie autora w tej chwili, niż miażdżenie jej w imię uczciwego piękna w oczach tych, wśród których siedzą dziesiątki tego typu.Literacka powaga autora »Honoru« nie zdaje się wystarczającą na zasłonięcie go przed posądzeniem o aferę.W poszukiwaniu pomysłu w celu utrzymania wziętości firmy literackiej, spostrzegł, zdajej się, Sudermann, że go już nie stać na coś impulsywnego, coby mu zdołało powrócić od jednego uderzenia ze sceny całą dawną podtrzymywaną wszystkimi sposobami świetność pisarską, kiedy wirtuozowstwo brano u niego niemal że nie za genialność; znając zaś publiczność swoją lepiej, niż ona zna siebie, postanowił jej zaimponować pozą na »Johannesa«, wpadł więc w środek szeleszczących jedwabiami niewiast i zakrzyknął wielkim głosem jednej, że jest materyałem na kokotę, drugiej, że uczy dzieci rzeczy haniebnych, Innej, że jest podła, a wszystkim razem, że je toczy zgnilizna i gangrena i że za zniszczenie uświęconych zasad mieszczańskiej poczciwej rodziny, warte są tego, by im plunąć w pudrowane twarze, bo życie nie jest łodzią kwiatową i t, d.Taka poza i gościnny występ salonowych Johannesów.powiodły się rozmaitym tyle razy, że mógł się Sudermann spodziewać zupełnie słusznie powodzenia całej afery, tembardziej, że umie mówić wspaniale, że ma pełną łódź róż, frazesów, koronek, jedwabiu, cały magazyn przepięknych porównań, metafor, mało używanych symbolowy błyskania oczu, targania brody i wszystkich sztuk kaznodziei, który prócz świętych prawd studyował także sztukę aktorską.Och, jakże przykro zawiódł się w doskonałych obliczeniach wczorajszy geniusz, dziś Her mań Sudermann, literat.Publiczność, ta jeszcze raz _ jego publiczność, której kazał po raz pierwszy patrzeć na odbicie jej zgnilizny, zrobiła grymas, potem udawała, że nie słyszy, a potem minę, że to o kogo innego chodzi, aż wreszcie zirytowana, że jej ktoś za jej pieniądze śmie urągać, kazała zwrócić Sudermannowi genialność, którą mu ofiarowała na imieniny.Występ był niezręczny; jeśliby w nim była siła, która jest ze szczerości, byłby Sudermann zwycięzcą; lecz szukanie rozpaczliwe wykrętu wobec natarczywych żądań u jego twórczości takie jest w »Łodzi kwiatowej« widoczne, nie—szczerość tak lezie w oczy przez myślowy wysiłek, przez robotę, choć jest z rutyny koronkowa, że trudniej szukać gdzieindziej posądzeń, jak nie w aferze.Chęci gorszej natury w tworzeniu »Łodzi kwiatowej« widoczne są najbardziej w złośliwej jednostronności, piętrzącej od jednego zamachu wszystko najgorsze bez opamiętania, które opuściło Sudermanna w ostatecznej nędzy konstruowania artystycznych pomysłów.Z tego punktu widzenia, o który w tym wypadku można śmiało posądzić Sudermanna, cała robota jest grubo naiwna, lecz przedewszystkiem nieartystyczna.Chcąc ukazać cynizm oskarżonej przez siebie sfery, wywleka cynizmy, które mogły przerazić tylko nasze babki, bo są to zdawkowe powiedzenia, które zainteresowania nie wzbudzą, nawet w berlińskich pensyonatach, przeżywających historyę »Rusałeczki«.Nie ziębi nas to, ani grzeje, czy ta sfera berlińska, na której Sudermann używa jest zgangrenowaną i zgniłą, lecz sposób jego oskarżania, by przez oskarżenie dojść wreszcie do historyi swego ukwieconego symbolu, jest marny i niema w sobie zupełnie przekonywującej siły, a jako zawiązek tragedyi jest suchotniczy.Tea, która od matki swojej uczy się sztuki rafinowanego życia nie dorosła do ramion, jeśli już o to chodzi przepysznym Teom, które prześlicznie ubiera a raczej z prześlicznych szat rozbiera Rezniczek w »Simplicissimusie«, tym Teom rozprawiającym naprawdę cynicznie a świetnie o cnotach tego świata.Tea Sudermanna musi dźwigać z polecenia autora całe brzemię grzechów sfery, która ją urodziła i chowała, aby była tragedya, kiedy ktoś jej batem zwróci uwagę, że łodzią kwiatową przez życie płynąć nie można.Aby zaś ta tragedya była, zrobił Sudermann »Zwischenspiel« który bardzo słusznie dla jakiegoś bardziej organicznego połączenia, przemieniono u nas na akt trzeci sztuki.Ten »Zwischenspieł« hańbi Sudermana.Jakto? Dla wywołania przełomu używa taki sceniczny świetny majster, jakim jest Sudermann takiego naiwnego środka?! Tea jest już mimo młodego wieku zdeprawowana histe ryczka i idzie w noc poślubną do ordynarnej knajpy, przyjrzeć się »indywidualnemu« życiu.W knajpie tej kilka głupkowato dowcipnych ludzi bredzi w początkach delirium, a rosyjska wyzwolona kobieta pije absynt i stara się wytłumaczyć widzowi, że ona znów ma początki seksualnego obłędu.I tu cyrkowy błazen rzuca Tei w twarz oskarżenie, że się podli, a Tea, półdziewica, prawie kokota, »cyniczna«, zdeprawowana Tea dostaje efektownego napadu teatralnego łkania, notuje to, jako pierwszą naukę w grubszym stylu i wola: wpadłam w błoto! Kiedy? Jak? Co się stało? Nic się nie stało, lecz trzeba zdążać ku » kwieciste j łodzi« więc Suderman musi szukać naiwnego, zblakłego, gorzej niż taniego efektu z tym groteskowym komikiem, który jej prawi o spodleniu się.Po każdym, lecz nie po Sudermannie należało się spodziewać efektów tego rodzaju, burzliwych przez chwilę, straszliwie teatralnych, naturalnie ogromnie się publiczności podobających, lecz nędznych nad wyraz, usiłujących się do tego wszystkiego uwypuklić na tle wyszarzałem, w gadaninie pijackiej, bardzo nudnej, bo źle sparodyowanej, niedoszłych geniuszów, zapitych mózgów, włóczęgów po stu romansach z ostatnich czasów i stu tragedyach, będących oddawna ulicznem zjawiskiem, nie zwracającem najmniejszej uwagi.I gdzie się podział wobec tak cynicznej nędzy tych ludzi, cynizm Tei, który ma być rafinowany i pevwersyjny.Nerwy wzięty górę? A cóż nas obchodzą nerwy panny Tei? Nie o nerwach była mowa…Teatralna sztuczność i pogoń za efektem świadczą tu w całej pełni przeciw Suderman nowi.Zaświadczą jeszcze silniej przeciw niemu w drugiej scenie » przełomowej«, kiedy jakiś nadoficer pruski, wspaniały i szlachetny, rzewnie opowiadający o tem, że jak Mimi Pucciniego, w domu się modli, gdy na mszy być nie że, — aplikuje Tei drugie uderzenie batem, aby już nareszcie pojęła cynicznym mózgiem głęboki sudermannowski symbol.Scena ta nie wytrzymuje krytyki.Pominąwszy nieszczerą sztuczność w otaczaniu aureolą takiej słomianej duszy, jaką ma ten konserwatysta oficer, byle tylko zaciemnić jeszcze bardziej stronę przeciwną — trzeba skrzywić się mocno na widok najtańszego z tanich, teatralnych efektów, jakim jest stu tysięczny i pierwszy widok zbolałej kobiety, tarzającej się u nóg mężczyzny i całującej jego rękę, kiedy on, powiedziawszy jakiś banalny aforyzm, odchodzi niewzruszony rozebrać się w garderobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]